niedziela, 26 października 2014

22 października, późna noc



Jak on mógł się do mnie nie odzywać?
Naprawdę, jak Darek mógł spokojnie smażyć kurczaka z ryżem w kuchnio-palarni w swoim mieszkaniu, kiedy ja wychodziłam z siebie i niewiele brakowało, a zaniosłabym się płaczem na rynku w Krakowie? 
- Czego się spodziewałaś, Mała? - usłyszałam w słuchawce telefonu.
Marysia, Karola i Termit znacznie mnie wyprzedzili, więc wlokłam się ulicą Floriańską zupełnie sama, a obcy goście zaczepiali mnie i wciskali w dłonie karty zniżkowe do pobliskich klubów. 
- Że wczołgam się pod twoje drzwi i zacznę przepraszać cię za to, że wyszłaś z mieszkania bez powodu?
Skąd on wiedział...? 
- Bez powodu? - zapytałam zdezorientowana. - Naprawdę uważasz, że nie miałam powodu, żeby wyjść z mieszkania?
- Oczywiście – powiedział dyplomatycznie. - Jak myślisz, kiedy trzymam kurczaka na patelni już 15 minut to powinien być dobry? 
- Darek, jesteś niemożliwy. 
I tyle byłam z siebie w stanie wydusić. Wyłączyłam rozmowę czerwoną słuchawką, a potem schowałam telefon do torebki. Opuściłam bezradnie ręce i popatrzyłam w niebo. Mój chłopak był totalnym idiotą, a ja nie mogłam się z tym pogodzić. 
Termit, który co jakiś czas odwracał się do tyłu, żeby sprawdzić czy żyję – zdezorientowana Karola prowadziła z nim rozmowę i marszczyła brwi za każdym razem, kiedy to robił - zobaczył, że stoję nieruchomo z głową zadartą do góry, więc zostawił Karolę z Marysią w dresie i wycofał się, żeby do mnie podejść. 

- Darek, czy Anka? - zapytał, mając na myśli moją nieogarniętą matkę.
- Darek... 
- Czy możesz dzisiaj przestać się nim przejmować? - Termit odgarnął mi z czoła kasztanowe fale i tym samym zmusił do popatrzenia w oczy. Niechętnie opuściłam wzrok i zatrzymałam się na jego niebieskich oczach. 
- Jak mam się nim nie przejmować? - zapytałam. 
- Po prostu... dzisiaj bądź wolna. Baw się dobrze, wykorzystaj całą noc. 
- Termit, ale ja NIE JESTEM wolna – odparłam rzeczowo. 
- To przynajmniej bądź mniej zajęta niż zawsze. 
- Słucham? - zamrugałam oczami z niedowierzania. 
- Bądź sobie zajęta, ale dopuść do siebie innych ludzi. 
- Przecież dopuszczam – zmarszczyłam brwi. 
- Taaaaaaaaak, mnie i twoje dziewczyny. A na świecie jest jeszcze 6 milionów osób, którym powinnaś przynajmniej powiedzieć cześć. Poza tym, Darek to idiota. 
- Nie mów tak – zareagowałam natychmiastowo, chociaż myślałam o nim w tej samej kategorii. 
- Niestety nie ma innego określenia na człowieka tego typu. 
Pokręciłam głową, ale musiałam mu przyznać rację. Gdzieś w głębi duszy, bardzo, bardzo głęboko, mimo że kochałam swojego faceta to wiedziałam, że jest skończonym baranem. 
Termit złapał mnie za przedramię i pociągnął w stronę dziewczyn, które już czekały na nas przy drugiej ulicy. Machały w naszą stronę i podskakiwały, na wypadek, gdyby przyszło nam do głowy je ominąć. 

Całą czwórką skręciliśmy do StratoSfery. Klub nosił miano najgorszego klubu w Krakowie, ale to nie przeszkadzało mu w tym, żeby jednocześnie był najbardziej obleganym kubem w mieście. Od piątku do niedzieli ciężko było tam wcisnąć gołą stopę, dlatego wybieraliśmy się tam na tygodniu. We wtorki z czystym sumieniem spędzałyśmy całą noc tańcząc (i pilnując Darka i jego kolegów pod stołem), żeby w środę zaspać na biologię. Karoli było wszystko jedno czy zaśpi czy nie zaśpi, więc nie robiło jej różnicy czy mamy początek tygodnia czy koniec. Chociaż jej mamie z całą pewnością tak. 
No i na tygodniu piwo było stosunkowo tanie. 
Kiedy ściągałyśmy kurtki i kładłyśmy je na ladzie przy szatni, Maria z prędkością światła dokopała się do telefonu, wystawiła rękę i dbając o to, żeby chłopak pracujący w szatni znalazł się w kadrze – zrobiła sobie zdjęcie*. 

- Czy powinnam pytać co robisz i dlaczego? - zmarszczyłam czoło.
Według artykułu, powinnam wzbudzić zazdrość, ale na tyle delikatnie, żeby nie można było jednoznacznie stwierdzić o co chodzi – wyjaśniła, sprawdziła jak wyszło zdjęcie, a potem uśmiechnęła się przepraszająco do kolegi z szatni.  
Ten popatrzył na nas i wzruszył ramionami. Możliwe, że Marysia nie była pierwszą osobą tego wieczoru, która robiła sobie zdjęcie z nim w tle.
- To ja pójdę po piwo – powiedziała Karola i bardzo szybko się ulotniła.
Maria kombinowała coś w telefonie. Sądząc po jej minie, chciała wysłać mmsa do chłopaka. Dotknęłam palcem jej ramienia, żeby powiedzieć jej smutną prawdę. 
- Tutaj nie ma zasięgu.
Zrezygnowana już chciała chować telefon do torebki i oddać chłopakowi z szatni, kiedy wpadła na genialny pomysł. 
- To ja pójdę zadzwonić. 
I wyszła z klubu. 
Na szczęście nie na długo zostałam sama, bo pojawił się Termit z trzema kuflami piwa w ręce, a zaraz za nim uśmiechnięta Karola. Można się było tylko domyślać, dlaczego szczerzy się od ucha do ucha. 

- Proszę, to dla zajętej koleżanki... - powiedział podając mi duże piwo. - A gdzie Maria i jej dres? 
- Poszli zadzwonić – wzruszyłam ramionami. 
- Pijemy szybko i idziemy tańczyć! - przekrzykiwała Karola. - Muzyka jest odjazdowa! 
Termit zaprowadził nas do jedynego miejsca w klubie gdzie można było usiąść. Znajdowało się stosunkowo daleko od baru i sali tanecznej, więc co chwilę ktoś musiał wykonywać kurs na drugi koniec klubu. Wypiliśmy po jednym piwie, a potem podpiliśmy jeszcze trochę z kufla Marysi. Siedzieliśmy zapadnięci w czerwonych kanapy, a na niskim stoliku paliła się świeczka. Dookoła przemykała masa ludzi, a my gorączkowo odszukiwaliśmy wzrokiem Marysię. 
Podejrzewam, że już dawno zdążyła podesłać fotorelację Michałowi Idealnemu, a teraz słodko szczebioczą do siebie przez telefon, podczas gdy ochrona stojąca pod klubem musi tego słuchać i z pewnością przewraca oczami.  

- Ale popatrz na Karolę – zaczął Termit. Od kiedy postawił sobie za punkt honoru sprawić, żebym tego wtorkowego wieczoru była mniej zajęta niż powinnam, nie odbiegał od tego tematu. - Karola jest piękną kobietą i jest dużo szczęśliwa niż ty, a powiedzieć ci czemu? Bo jest singlem, tak, Ana, Karola jest singlem...

Karola, która była ślepo zakochana w Termicie, przytakiwała głową, chociaż podejrzewam, że nawet nie wiedziałam o czym on mówi. 
- Po prostu daj się ponieść.
- Poniosło mnie, kiedy zgodziłam się na to, żebyś poszedł z nami. 
- Nie bądź nie miła – powiedział lekko obrażony – ratuj się kto może, póki jeszcze jest drabina zrzucona z balkonu, księżniczko. 
- Niby uczymy się razem, ale naprawdę, bywa tak, że zupełnie cię nie rozumiem. 
Karola uśmiechała się przed siebie i widać było, że piwo zaczyna na nią działać. 
Szturchnęłam ją w ramię, żeby chociaż na chwile włączyła się w rozmowę, bo zaczynało mi bardzo ciążyć towarzystwo Termita, kiedy kątem oka zauważyłam szary, powyciągany dres Marysi. W jednej chwili wstałam z miejsca i przecisnęłam się między studentami, a potem pobiegłam za Marią. 
- Hej – krzyknęłam – co ty tam tyle robiłaś?
- Um, mama miała mi tyle do powiedzenia...  - wyjaśniła zakłopotana. 
- Kłamiesz. Ela i Anka są na kręglach, a one nigdy nie odbierają telefonów, kiedy są w swoim towarzystwie.
Marysia unikała mojego wzroku, więc nachyliłam się, żeby podłapać jej spojrzenie. 
- Czy ty płakałaś?
- Nie – ucięła krótko, chociaż miała napuchnięte oczy. 
- Maryśka, dlaczego płakałaś? - złapałam ją za ramię i delikatnie potrząsnęłam. 
Muzyka zmieniła się z elektrycznego rapu na rytmy latino. Maria nie odpowiedziała.
- Um, nie mów im, dobrze? Pójdę do łazienki, a potem wezmę wodę i zaraz do was przyjdę. Gdzie siedzicie? - wystawiła łabędzią szyję, a kiedy zobaczyła machającego do nas Termita, przytaknęła głową i dodała – naprawdę, zaraz do was przyjdę.
- W porządku... 
Chociaż wcale nie było w porządku. Marysia płakała, a nie powinna była płakać, nawet jeśli miała na sobie wyciągnięty dres i ani grama makijażu a to, że jej chłopak nie chciał uprawiać seksu przed ślubem tym bardziej nie powinno być powodem do płaczu. 
Marysia poszła w stronę łazienki, a ja dla pewności, że skręciła w dobre drzwi, jeszcze przez chwile stałam nieruchomo i patrzyłam w jej kierunku. 
Ledwo zarejestrowałam, że potężna grupa chłopaków zmierza w moim kierunku i w ostatniej chwili zrobiłam krok w lewo, żeby banda pijanych gości nie zrobiła ze mnie miazgi. Większość przeszła obok mnie obojętnie, ale jeden stanął przede mną i długo się na mnie gapił, zanim cokolwiek powiedział. 
Przysięgam, wyrósł jak z pod ziemi. 
Ostatecznie to ja odezwałam się pierwsza. 

- Wszystko w porządku?
Chłopak uśmiechnął się do mnie swoim najładniejszym uśmiechem pokazując mi przy tym rząd równych zębów. 
- W jak najlepszym. Co tutaj robisz zupełnie sama?
Zauważyłam, że chłopak ma manierę odgarniania włosów do tyłu. Co, niestety i ku mojej zgubie, było totalnie seksowne. 
- Właśnie wracam do przyjaciół – odpowiedziałam sucho.
- Aha – odparł zdezorientowany. 
- Aha – podłapałam – no to... cześć. 
Termit chciał, żebym mówiła „cześć”, więc mówiłam cześć. Nikt nie wspominał o tym, że to nie może być cześć pożegnalne. 
W życiu nie byłam tak mało zajęta jak w tym momencie, możecie mi wierzyć. 
Ominęłam wysokiego chłopaka o włosach w kolorze miodu (chociaż w tych ciemnościach ciężko to było określić) i dołączyłam do Termita i Karoli. Moja przyjaciółka nawet nie starała się ukryć rozczarowania, że już wróciłam do stolika. 
- Ana, to był książkowy przykład „jak pokazać całemu światu, że mam chłopaka nie mówiąc przy tym, że go mam, ale jednak dając do zrozumienia, że gdzieś tam jest nawet jeśli traktuje mnie jak ostatnią deskę ratunku bo woli spędzać czas że swoją świtą.”
- Chciałeś, to powiedziałam cześć. 
- Miałaś się przywitać, nie pożegnać. 
- Tego ci nie obiecywałam. 
- Świetnie, a gdzie Marysia?  – wtrąciła Karola. 
- Poszła po wodę, powiedziała, że do nas dołączy. 
- Pójdę po nią i przyniosę więcej piwa. Dużo więcej piwa. 
Wstała i obróciła się, żeby uchwycić spojrzenie Termita, a kiedy ten nie patrzył na nią tylko przewiercał wzrokiem właśnie mnie – poszła. Zostaliśmy sami. Ja i Termit. 

- Ana, jesteś niepoważna. Naprawdę nie widzisz, że Darek nie robi zupełnie nic, żeby utrzymać ten związek przy życiu?
- Och, oczywiście, że... - w głowie przeleciała mi lista rzeczy, które Darek zrobił dla naszego związku, a ja zobaczyłam zaraz pod nagłówkiem „co Darek robi dla Any” jedno wielkie puste pole. 
- Właśnie. Czy ten związek już do końca wyssał ci resztki seksapilu i potrzeby bycia w centrum zainteresowania. Nie jesteś nawet w stanie zalotnie powiedzieć cześć do faceta, który na ciebie leci? Doskonale widziałem, zjadał cię spojrzeniem już od wejścia. 
- Łatwo ci mówić. Szkoda, że sam nie weźmiesz się za dziewczynę, skoro widzisz, że pewna czarnulka na ciebie leci. 
- Że niby kto? - zamrugał ze zdziwienia, a potem pogłaskał swoją brodę kciukiem i palcem wskazującym, jakby to miało pomóc znaleźć tajemniczą czarnulkę, która na niego leci. 
Zrezygnowana padłam na czerwony fotel. Ciężko mi było uwierzyć w to, że Termit naprawdę nie widział tego jak Karola się przy nim zachowuje. Nie widział, albo nie chciał widzieć. 
- Karola leci do ciebie jak ćma do światła, więc mógłbyś wykazać odrobinę zainteresowania jej osobą.
- Poważnie? - zapytał. 
- Totalnie poważnie. I nie udawaj, że tego nie wiesz. Mogę się założyć,  że tylko zgrywasz pewnego siebie palanta a tak naprawdę jesteś zawstydzony do szpiku kości. 
Zupełnie jak Karola, dodałam w myślach. 

- Nie doceniasz mnie, skarbie – powiedział, uwodzicielsko wychylając się w moją stronę.
- Co najwyżej przeceniam, słońce – odparłam. 
- Więc jak ci to udowodnić? 
- Hm, sama nie wiem – zaczęłam, chociaż doskonale wiedziałam o co mi chodzi – Umów się z nią, zaproś na spacer, powiedz komplement... 
Termit roześmiał się, a jego rozczochrane włosy uniosły się nieznacznie do góry. 
- Pocałuję ją, ale kiedy to zrobię, ty znajdziesz tego faceta, co zatarasował ci przejście i przetańczysz z nim przynajmniej trzy kawałki...
Nie zdążyłam krzyknąć: nie! Chciałam zaprotestować, ale w ciągu miko-sekundy obok Termita zmaterializowała się Karola. Za jej plecami stała przestraszona Marysia. Niby piła zachłannie wodę mineralną, ale jednocześnie miała przerażone spojrzenie. Musiałam wyglądać wyjątkowo upiornie skoro stała jak wryta. Musiała widzieć po mojej minie, że albo za chwilę rozwalę drewniany stolik na głowie Termita, albo wybuchnę płaczem i cisnę w niego kuflem po piwie. 
Chodziło mi nie tylko o to, żeby powstrzymać Termita przed pocałowaniem Karoli. Karola co dopiero miała za sobą pierwszą lekcję całowania i była tym faktem tak przestraszona, że wolałam nie myśleć do czego byłaby zdolna, gdyby usta Termita docisnęły się do jej twarzy. Z pobudek czysto egoistycznych nie chciałam, żeby doszło do zawarcia zakładu, bo...
Bo nigdy nie rozmawiałam z obcymi facetami, więc sama myśl o tym, że miałabym spędzić kilka minut bardzo, albo to bardzo blisko obcego gościa, który chuchałby mi na szyję, wprawiał mnie w zażenowanie. Totalnie kochałam swojego chłopaka, który smażył  w tym momencie ryż z kurczakiem i nie miałam zamiaru doprowadzać do niejasnych sytuacji. 
Dlatego, kiedy Termit złapał zaskoczoną Karolę za rękę, a potem przysunął do siebie – przysięgam, cały czas sprawdzał, czy patrzę na to co on robi – wciągnęłam powietrze i funkcja oddychania w moim organizmie przestała istnieć. 

Karola była niemniej zaskoczona niż Marysia, która wypuściła słomkę z ust i gapiła się szeroko otwartymi oczami na całe zdarzenie. 

Termit objął dziewczynę jedną ręką w pasie, a drugą wplótł we włosy. Lekko odchylił ją do tyłu, na co Karola naprężyła się i nieco spięła. Po jej spojrzeniu widziałam, że wolałaby teraz rozdawać ulotki w burzy śnieżnej niż stać tak blisko chłopaka swoich marzeń. 
Swoją drogą, jak Termit mógł stać się chłopakiem marzeń, ciężko stwierdzić. 
 
Widać było, że chłopakowi bardziej zależało na publiczności niż na osobie z którą miał się całować, bo zanim docisnął usta do jej ust, uniósł głowę, żeby mieć pewność, że na niego patrzymy.  

Patrzyłyśmy – ja nie oddychałam i miałam w głowie gonitwę myśli („Walnij go tym stołem, po protu walnij go tym stołem...”), a Marysia, cóż, chyba powoli docierało do niej co Termit zamierza zrobić, bo obruszyła się, a potem zawołała na całe gardło, żeby przekrzyczeć Rihannę: 
- Chyba sobie jaja robisz, Termit!
Tyle, że zrobiła to odrobinę za późno, bo Termit już od czterech sekund (tak, liczyłam), smakował usta naszej przyjaciółki. A my musiałyśmy na to patrzeć. 
Początkowo Karola nieśmiało dawała się całować, ale potem zarzuciła ręce na szyję partnera i przysunęła się do niego jeszcze bardziej, chociaż mogłabym przyrzec, że bardziej się po prostu nie dało. Równie dobrze mogli obwiązać się bandażem, albo taśmą klejącą, żeby zadbać o całkowitą szczelność. 
Marysia opadła na fotel obok mnie i pokręciła przecząco głową. 
- Czy możesz powiedzieć, że oni się właśnie nie całują, a mi po prostu dosypali coś do wody przy barze? - zapytała zrezygnowana.
- Tak, całują się i robią to bardzo namiętnie i przysięgam, że jak tylko skończą, to Termit dostanie po pysku. 
- Wychodzi na to, że jej się podoba. 
Wzruszyłam ramionami. 
- Co z tego, że jej się podoba, jak Termit traktuje to jako zakład.
Karola poczerwieniała na twarzy, ale była uśmiechnięta i lekko zamroczona. Termit uniósł głowę wysoko do góry, jakby obwieszczał wszystkim, że to koniec przedstawienia. 
Przysięgam, brakowało tylko tego, żeby się ukłonił i żebyśmy zaczęli bić brawo. 
Skończony baran.  


*Notatka od autorki: Wiecie, że Maria robiła #selfie na długo przed tym jak selfie stało się modne i w ogóle zyskało konkretną nazwę? Szacun dla niej. (Pisałam to zanim pojawiło się selfie)

1 komentarz: