niedziela, 30 sierpnia 2015

Kilka tygodni później

Pewnie jesteście ciekawi jak to się wszystko się skończyło? 
Wróciłyśmy do wspólnych owsianek. Niestety przez to, że Marysię mdliło praktycznie na wszystko, musiałyśmy się zadowalać surową wersją naszego śniadania: zalewałyśmy płatki mlekiem i nie miałyśmy odwagi choćby posypać ich cukrem. 
Pytacie co z Marysią? Cóż, ciążą nie zdematerializowała się, proces się nie zatrzymał, nie doszło do żądnego cudu i Marysia nie przestała nosić w sobie dziecka, chociaż gorliwie, kilka razy dziennie prosiła o to w modlitwie wszystkie siły wyższe. 

Tomek ciągle robił podchody, ale oprócz radosnego dziękuję na widok fast food'a albo kubełka lodów, nie doczekał się nic większego. Marysi odpowiadało bycie adorowaną przez Tomka, na co z kolei mdliło mnie. Naprawdę nie mogłam patrzeć na to, jak mój wujek próbuje zbliżyć się do mojej przyjaciółki, a już na samą myśl o tym, że  jakiś czas temu doszło między nimi do... tego czegoś, dostawałam potwornych dreszczy. Czułam się z tym nieswojo, i nie sądzę, żebym kiedykolwiek zmieniła swoje stanowisko w tej sprawie. 

Tak samo nieswojo czułam się w towarzystwie Karoli. Obie udawałyśmy, że do niczego między nami nie doszło i żadna z nas nie miała cienia odwagi aby porozmawiać na ten temat. Czekałam na odpowiedni moment, a ten odwlekał się w nieskończoność. W końcu zajrzałam Karoli  przez ramię i zauważyłam, że oprócz żywej korespondencji internetowej z mamą – czarnulka rozmawia z kimś jeszcze. Z Termitem? Z chłopakiem? Z dziewczyną? Bałam się zapytać. 

No tak... Termit. Dorian ignorował mnie w sposób doskonały. Nawet jak szłam za nim do męskiej łazienki, żeby w końcu przyprzeć go do muru i porozmawiać jak dorośli ludzie , potrafił minąć mnie bez słowa i udać się do pisuaru tuż za moimi plecami. 

Tak krystalicznie czystego i jasnego w przekazie zachowania nie mogłam jednak oczekiwać od Darka. Ten, kiedy tylko zapomniał o wyniku równania: patelnia + głowa, w dalszym ciągu próbował się do mnie dobić. Z tą różnicą, że szerokim łukiem omijał nasze obskurne krakowskie mieszkanie. Czy kiedykolwiek się od niego uwolnię? Nie mam pojęcia. 

I powielam pytanie: czy kiedykolwiek się uwolnię? W mojej głowie, chociaż już lekko rozmazany, ciągle widniała postać Maćka. „Zjadę cię, znajdę cię...”. Nie znalazł. A ja też przestałam go szukać. W końcu w ostatnim czasie naważyłyśmy tyle piwa, że przed kolejnymi kuflami wypadało przynajmniej otworzyć mały bar. 

Obiecałyśmy sobie, że posłusznie założymy kagańce i przestaniemy pakować się w kłopoty, czy to celowo, czy zupełnie przypadkiem. W końcu jedna ciężarna dziewczyna w drużynie wystarczy. 

Epilog 

Ze wszystkich rzeczy na ziemi najbardziej nie lubię komunikacji miejskiej. Zwłaszcza momentu, w którym trzeba ścigać się ze sprinterkami o siwych włosach z laskami pod pachą i torbą zakupów na przyszły miesiąc. 
Lekko zirytowana wsiadłam do tramwaju linii 50 i złapałam się za oparcie siedzenia przede mną. Schowałam rękawiczki do torebki,  pogrzebałam chwilę za telefonem i niechętnie popatrzyłam na wyświetlacz. 

6 wiadomości od Darka. 3 nieodebrane połączenia od Darka. 
Chyba nie mógł sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, a koledzy z mieszkania, playstation, piwo i pizza nie wypełniły pustki w jego sercu od kiedy przestałam być jego dziewczyną. Chociaż, jakby tak głębiej się nad tym zastanowić – nigdy nie byłam jego dziewczyną. Byłam przyjaciółką i czasem dałam się pocałować, ale żeby od razu jakieś motyle, bizony w podbrzuszu czy fajerwerki nad głową, to nie ta bajka. 
Nawet nie odczytałam wiadomości, tylko wrzuciłam telefon z powrotem do przegrody w torebce. 
Tramwaj ruszył, a ja straciłam równowagę. Zarzuciło mną na prawo i wpadłam na wysoką postać odwróconą do mnie tyłem. 

- Um, przepraszam – wydukałam zawstydzona.
- Spoko – odparł chłopak zupełnie obojętnie. 
Raczej nie miał zamiaru sprawdzać, kto narusza jego strefę komfortu, ale w którymś momencie przekręcił głowę w bok, jakby w poszukiwaniu swojego przystanku i wtedy mnie tknęło. 
To znaczy, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał pojedyncze siedzenie w tym wagonie, a potem przywalił mi nim prosto w czaszkę. 
Chłopak musiał złapać moje spojrzenie kątem oka, bo zauważyłam na jego twarzy sekundę zawahania.  Odwrócił w moją stronę głowę, zamrugał ze zdziwienia i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. 
Dzielił nas od siebie krok, może dwa, małolaty przeciskały się pod moim ramieniem przechodząc do kasownika biletów, babcie szturchały mnie wątłymi ramionami (chociaż miało się wrażenie, że są nieźle przypakowane) a ja nie mogłam przestać się na niego gapić. 

- Czy my się znamy? - zapytał chłopak znanym mi głosem. TYM głosem, który słyszałam za każdym razem, jak próbowałam usnąć, tym samym, który rozbrzmiewał w mojej głowie od jakiś dwóch miesięcy przy każdej nadarzającej się okazji.

- Tak – powiedziałam szybko, niewiele myśląc nad tym co robię. 
Oddychałam w przyspieszonym tempie, serce biło mi jak szalone. 
- Nie – poprawiłam się z prędkością światła.
- To w końcu... - Chłopak nie dokończył pytania.
Tramwaj zatrzymał się, a ja wyskoczyłam z niego, jakby Maciek co najmniej gonił mnie z nożem. Nie obejrzałam się za siebie, chociaż wiele dałabym za ostatnie spojrzenie w kierunku faceta, który zniszczył mi życie. 
Na kogoś muszę zwalić winę, prawda?


Od autorki: 
Moi drodzy, to nie Koniec Nocnej Owsianki. 
Wiele wątków jeszcze nie zamknęłam i tak samo - jeszcze wiele przygód przed dziewczynami. Kiedy tylko skończę kilka rzeczy w swoim życiu, w tym między innymi magisterkę, skupię się na dokończeniu i rozwinięciu kilku fragmentów powieści, żeby potem zlepić całość w ebooka. Dzięki, że czytaliście. 
Jeśli macie jakieś uwagi/pomysły, piszcie na: kontakt.nadine@gmail.com 

Ściskam, Nadine 

sobota, 29 sierpnia 2015

To jeszcze nie koniec 18 listopada

Karola podskakiwała z nogi na nogę z młodszym bratem na rękach. Z wielką ulgą przestała, kiedy zobaczyła, że na drugie piętro wspina się jej mama razem ze mną i z moim kuzynem. Bez słowa podbiegła do pani Eli  - zostawiając przy tym drzwi do mieszkania otwarte na oścież – i podała jej wierzgającego Adasia, a sama złapała mnie pod ramię i zaprowadziła do środka.  

- Boże, co ona wam zrobiła... - powiedziała półszeptem.
- Uratowała mi życie. 
- Ta kobieta to wariatka... - podsumowała. 
Nie miałam siły tłumaczyć jej, że ta patelnia, którą trzymała w dłoni to było to czego nigdy nie spodziewałabym się nazwać zbawieniem, ale głęboko w duchu musiałam przyznać, że gdyby nie ona to nie wiem jakim cudem uszła bym z tego cało. 
Tomek i jego zimna pizza byli tacy niepraktyczni. 
Muszę zapamiętać, żeby nosić patelnię w torebce. 

- Gdzie Marysia? - zapytałam.
Karola wzruszyła ramionami. 
- Ma wyłączony telefon i od rana jej nie widziałam.
Wyrwałam się spod ramion mojej przyjaciółki i rzuciłam się biegiem do pokoju Tomka. Według ostatnich informacji jakie udało mi się wyciągnąć, Marysia powinna siedzieć u niego w pokoju (co jest obleśne i tak totalnie do niej niepodobne, że ciężko to sobie wyobrazić). Zaatakowałam klamkę, pchnęłam drzwi na oścież i wciągnęłam powietrze. 

Drzwi od ciemnej jaskini mojego kuzyna trzasnęły o zagracone biurko i wątła postać leżąca na łóżku z przetłuszczonymi włosami ubrana w ciasny dres, podniosła głowę i zamrugała kilka razy. 
Rzuciłam się na nią i objęłam ją rękami, jakby ta chwila miała zakończyć pasmo niepowodzeń, które od jakiegoś czasu nie chcą się od nas odczepić. 
Marysia nie za bardzo wiedziała jak zareagować, więc patrzyła przed siebie szeroko otwartymi oczami. 
Czarnulka z zaciekawieniem weszła do pokoju zaraz za mną, a kiedy zobaczyła, że we dwie leżymy na dużym łóżku mojego kuzyna, uśmiechnęła się promiennie. Zakłopotanie na jej twarzy (spowodowane pierwszym razem w ciemnej jaskini mojego kuzyna) zmieniło się w przypływ radości i szczęścia. 
Karola padła na łóżko zaraz obok Marysi i objęła nas rękami. 
Poważnie, w tym momencie nie liczyło się to, że narzeczony Marysi ją zostawił, że nosi pod sercem dziecko (Marysia, nie jej narzeczony), że Karola mnie pocałowała i, że mój chłopak okazał się totalnym dupkiem. Byłyśmy tak szczęśliwe, że właściwie równie dobrze mogłybyśmy wytarzać się w lukrze i posypać się czekoladową posypką. 

Tomek opadł na kręcone krzesło. Pudełko po pizzy rzucił nam na łóżko, co Marysia skwitowała krótkim okrzykiem radości, bo od niedawna jadała za dwoje i marzyła o dużej ilości pieczarek i podwójnym serze, nawet jeśli pizza już dawno temu przestała być ciepła i zjadliwa. 

- Zadzwoniłem po karetkę. Ta kobieta to kompletna kretynka. Tak się zamachnęła, że koleś może już nigdy nie wstać.
Odchrząknęłam, ale Karola dźgnęła mnie w bok. 

- W porządku. Mama jest... wyjątkowa – powiedziała. Załapała kawałek pizzy i zdjęła z niego palcami zeschnięty ser, a potem wpakowała go do buzi.
- Właściwie to co ona tam  robiła? - zapytałam.
Chwyciłam za swój trójkącik i z miłą chęcią przeżuwałam kawałek ciasta od pizzy. 

- Hm... - zaczęła Karola z pełną buzią. - przyszła oddać mi Adasia, zobaczyła, że Darek sterczy pod drzwiami, zapytała czy ma go wyprosić, więc powiedziałam, że tak, a potem najwidoczniej chciała sprawdzić, czy sobie poszedł, a... resztę już znasz.
- A potem przywaliła mu patelnią w łeb. 
Marysia jak za naciśnięciem przycisku z napisem „stop” przestała przeżuwać pizzę. 

- Chyba żartujesz.
- Poważnie, Ela uratowała mnie przed moim... byłym chłopakiem. 
Marysia owinęła ramiona dookoła  moich rąk i przycisnęła się do moich pleców co miało imitować przyjazne przytulenie. 

- Jest ci smutno z tego powodu?
- Błagam! - Karola uniosła oczy do nieba. - Teraz we trzy jesteśmy singielkami! Czy to nie cudowne? 
Blondynka odruchowo pogłaskała się po jeszcze płaskim brzuchu. 

- Nie tak cudowne jak mogłoby być, gdybym  była trochę mądrzejsza.
- Będziemy we cztery singielkami – poprawiła się czarnowłosa. Nachyliła się do brzucha Marysi i cmoknęła powietrze ponad szarą dresową bluzą. - To musi być dziewczynka. Baby trzymają się zawsze razem. 

- To ja pójdę sprawdzić co słychać w innym pokoju... - Tomek odrobinę się zmieszał, wstał i opuścił swoją jaskinię. 
I gdyby to był film, to właśnie zobaczylibyście napisy końcowe. Trzy dziewczyny, które powinny wyć z rozpaczy nad bezsensem tego świata w czarnej jaskini ich współlokatora. 
Złapałam jeszcze raz wątłe ramiona Karoli i docisnęłam ją do siebie. Potem uścisnęłam Marysię i jej napięte ze zdenerwowania mięśnie. 
No poważnie, piekło zamarzło. 

środa, 26 sierpnia 2015

Najdłuższy 18 listopada w moim życiu

Przez długą chwilę patrzyliśmy na siebie stojąc w odległości jednego metra. Tomek chyba odpuścił, przesunął się na bok i ukradkiem zerkał na to co zamierzamy zrobić. 

Darek uniósł kąciki ust w ledwo widocznym uśmiechu. Przekrzywiłam głowę, żeby stwierdzić co to miało na celu, ale nie mogłam określić czy zamierza płakać i nie dać mi odejść czy po prostu powiedzieć „żegnaj”. Chłopcy w trakcie rozstań są kompletną porażką, nawet nie wiesz co masz sobie o nich myśleć, a oni ci tego nie ułatwiają. 

- Zrozum mnie... - zaczęłam.  
I wtedy stało się  coś dziwnego. Chłopak podszedł i złapał mnie za zmarznięte ręce. Przez chwilę trzymał je w swoich i kreślił delikatne kółka kciukami po wewnętrznych stronach moich dłoni. Wstrzymałam oddech. 

Męskie ręce przesunęły się po moich rękach w górę, aż w końcu Darek trzymał mnie za ramiona. Patrzyliśmy sobie w oczy. Wiedziałam do czego zmierza. Chciał mnie pocałować. Na pożegnanie. Ostatni raz. 

Byłam dyplomatycznym mistrzem skoro udało mi się nie dopuścić do prawdziwej wojny z powodu zerwania. 

Nasze usta delikatnie się zetknęły. Odwzajemniłam pocałunek i miałam nadzieję, że mój gest mówi sam za siebie. „Dziękuję za ten czas spędzony razem, bla, bla, bla, szkoda że się skończyło, ale każdy idzie w swoja stronę i właściwie to chyba moglibyśmy być przyjaciółmi, może już byś przestał mnie całować? Nic więcej nie mam ci do powiedzenia, żegnaj, Darek.”
Jego dłonie powędrowały od ramion do mojej szyi i delikatnie smyrały zmarzniętą skórę. 
Byłam naprawdę wyluzowana. O ile wyluzowany może być ktoś, kto właśnie łamie serce swojemu chłopakowi. Jak na tą chwilę, byłam zupełnie zrelaksowana i spokojna. Prawie pewna, że wszystko skończy się tak jak na filmach. Wiecie, wszyscy złapiemy się za ręce i będziemy tańczyć do We go together z musicalu Grease. 

Nie przewidziałam tylko tego, że Darek może być mniej zrelaksowany ode mnie. Jego dłonie powędrowały do mojej twarzy i w jednej sekundzie zacisnęły się na mojej szczęce. Zaniemówiłam.
Spięłam się jak wystraszony lemur i wytrzeszczyłam oczy z bólu i przerażenia. Darek nie patrzył na mnie jak szczeniak. Tym razem to był Bulterier i miał gdzieś, że jestem pokojowo nastawiona. 

- Nie możesz mnie zostawić – stwierdził. Jego palce zakleszczały się coraz mocniej. Czułam krótkie paznokcie wbijane w policzki.
Gdybym mogła przekrzywić głowę na bok to z pewnością zobaczyłabym niemniej przerażonego ode mnie Tomka. I pewnie nie byłabym zaskoczona tym co stało się ułamek sekundy później. 
Darek wpatrywał się prosto w moje oczy. Nie rozluźniał uścisku. Nie wiem czego on się spodziewał, że zacznę gadać jak najęta, kiedy zacznie łamać mi kości żuchwy? Ledwo mogłam przełykać ślinę i musiałam wysilać się nad oddechem, a on patrzył na mnie tak jakby spodziewał się przyjaznej rozmowy. 

A potem coś walnęło go w głowę. Chłopak osunął się na ziemię a obok niego ja upadłam z hukiem na kolana. Próbowałam rozmasować szczękę bo miałam wrażenie, że moje kości są zmiażdżone i jednocześnie próbowałam stwierdzić co właśnie się wydarzyło. 

Przecież Tomek nie mógł przyłożyć mu pizzą. 

- Facetów jednak trzeba trzymać na łańcuchu. Przy budzie – usłyszałam kobiecy głos. 
Popatrzyłam na prawo i zobaczyłam niewysoką drobną kobietę o czarnych włosach. Co do jasnej anielki mama Karoli robiła pod blokiem z patelnią w ręku? 
Ciężko mi było stwierdzić czy byłam zszokowana i uroiła mi się ta patelnia, czy faktycznie ta kobieta właśnie przywaliła żeliwnym naczyniem w głowę mojemu – byłemu – facetowi. 
Tomek stał oparty o brudną ścianę bloku. Był blady jak kreda, ale w ręku w dalszym ciągu trzymał pudełko z pizzą. 
Darek nieprzytomny leżał na chodniku. 
Pani Ela pomogła mi wstać i obejrzała moją szczękę. Czułam palące ślady po palcach na moich policzkach. 

- Zadzwoń po karetkę – wykrztusił z siebie Tomek.
- Nic mu nie będzie. Co najwyżej zmądrzeje – podsumowała mama Karoli, a potem zaprowadziła  mnie do klatki i przytrzymała drzwi dla kuzyna. 
Tomek wślizgnął się za nami. Odwróciłam głowę żeby zobaczyć co z Darkiem, ale Ela zaczęła mówić mi o tym, że czasem jak czegoś nie wyjaśnisz siłą to nikt tego nie zrozumie. Jeśli chodzi o Darka to wiedziałam, że nawet mówienie do niego dużymi literami poprawną polszczyzną nic nie da, ale nie planowałam atakować go patelnią. 
Powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego Karola woli mieszkać z nami, albo raz  na czas zatrzaskuje matkę w pokoju i barykaduje drzwi komodą. 
Właściwie to co się właśnie wydarzyło? Przysięgam, że nie mam zielonego pojęcia jak do tego wszystkiego doszło. Szłam półprzytomna pod ramieniem pani Eli a za mną wlókł się Tomek z pizzą pod pachą.  

sobota, 18 kwietnia 2015

18 listopada, 20 minut dalej

Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Stałam przed drzwiami klatki schodowej i zastanawiałam się czy aby na pewno chce tam wejść. Ciągle miałam możliwość odwrócenia się na pięcie. To była naprawdę kusząca propozycja, kiedy od jakiegoś czasu w głowie miałam siano, ponieważ:

a) Mój chłopak wykazywał coraz większe zainteresowanie mną, co sprawiało, że miałam ochotę rzucić się z okna trzeciego piętra, bo absolutnie nie byłam przyzwyczajona do tego typu zagrań.

b) Przyjaciel mojego chłopaka albo miał do mnie prawdziwego pecha, albo ewidentnie lubił utrudniać mi życie, czego kompletnie nie rozumiałam.

c) Moja ciężarna przyjaciółka nawiała z pokoju, chociaż zarzekała się, że nigdy z niego nie wyjdzie.

d) Moja druga przyjaciółka zachowuje się jak gdyby nigdy nic, a przecież całowałyśmy się na imprezie i od tamtej pory nie  jestem w stanie spać z nią w jednym łóżku, bo nie mam pojęcia co tak naprawdę siedzi jej w głowie.

e) Termit naprawdę jasno dał mi do zrozumienia, że nie zamierza się ze mną zadawać, bo sama moja obecność sprawia mu ból, gdyż nie odwzajemniam jego uczuć.

A tak w ogóle to moja matka nie przejmuje się moim życiem tylko dzwoni do mnie jedynie wtedy, kiedy musi się komuś wyżalić, a komu jak nie swojej dorosłej córce, która przecież nie odłoży słuchawki, a nawet jeśli, to kiedyś w końcu i tak będzie musiała odebrać telefon.
Powiedzcie mi proszę, że to nie jest powód aby poprosić o skierowanie do psychiatryka.
Wdech i wydech. Wdech i wydech... wdech...

Cześć, Ana-Frana.
Odwróciłam się na pięcie. Tylko jedna osoba na świecie tak do mnie mówi i doskonale wie, że szczerze tego nienawidzę.

Co ty tu robisz?
Przede mną stał Tomek z gigantyczną pizzą w prawej ręce i litrem coli w drugiej. Uśmiechał się głupio, jakbym przyłapała go na złym uczynku.
Marysia ma niezłe humory i zażyczyła sobie pizzę na obiad, więc oto jestem.
Marysia nawiała z pokoju! - wrzasnęłam. Miałam ochotę złapać go za ramiona i potrząsnąć nim, żeby się ogarnął, chociaż był ze trzy razy większy ode mnie.

Tak, do mojego pokoju.
Zamrugałam zdziwiona.
Nie rozumiem.

Zadzwoniła do mnie jak byłem w pracy i zapytała czy nie mogę się urwać, bo umiera z nudów, więc przyjechałem, włączyliśmy film i poszedłem po pizzę. Może usnęła, nie wiem.
Od kiedy ona się do ciebie odzywa?! - wypaliłam.
Chyba od dzisiaj od godziny 12. - Musiał zobaczyć moją zaskoczoną minę bo dodał: – właściwie to sam jestem zdziwiony, ale widocznie kobiety w ciąży miewają różne wahania nastrojów, więc...

Jak do tego doszło? - ciągle nie mogłam w to uwierzyć.
Po prostu poleciała na mój urok osobisty i musisz się z tym pogodzić.
Fuuuuuj! Ty nie masz uroku osobistego!
W każdym razie była albo tak bardzo znudzona, że postanowiła mnie zwerbować, albo na coś poleciała. Może na inteligencję...
Nie wydaje mi się...

Tomek wskazał mi głową drzwi klatki schodowej. W dalszym ciągu były zamknięte, bo nie mogłam się zdecydować czy wejść do środka czy uciekać gdzie pieprz rośnie.
Sięgnęłam do torebki po pęk kluczy, ale wtedy drzwi same się otworzyły i zamaszystym krokiem wyszedł przez nie wysoki chłopak. Gwałtownie podniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Darek odwrócił się w moją stronę dokładnie w momencie kiedy wydałam z siebie niemy krzyk i patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią.
Był bardzo zły. Albo rozczarowany. Właściwie to równie dobrze  mógł być wściekły i rozczarowany  jednocześnie. Tym, że musiał na mnie tyle czekać. I tym, że zostawiłam go dzisiaj samego sobie, a sama dałam nogę. 

Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, bo zobaczyłam co trzyma w ręce. Bukiet zwiędłych róż. Dziesięciu. Od jednej przecież oderwałam pąk.
O mój boże, on naprawdę za mną szedł i naprawdę wlazł do obcych ludzi przez ogrodzenie tylko po to, żeby zdobyć te róże. WSZEDŁ PRZEZ PŁOT PO RÓŻE, KTÓRE WYRZUCIŁAM.
Miejscówka w piekle jest już zarezerwowana pod moim nazwiskiem. Byłam chyba najgorszym typem dziewczyny, jaki można sobie wyobrazić. Która dziewczyna wyrzuca bukiet róż od swojego faceta? KTÓRY FACET WŁAMUJE SIĘ DO OBCYCH LUDZI, ŻEBY ODZYSKAĆ TE RÓŻE? A potem sterczy pół dnia na klatce schodowej?
Który, ja się pytam?

O, tu jesteś – powiedział sucho.
Chciałam się odezwać, ale po prostu nie mogłam.
Przyszedłem ci coś dać – zamachnął się kwiatami i rzucił je w moją stronę, a one wylądowały prosto pod moimi stopami.
Tak po prostu, jakby chciał rzucić w moją stronę piłkę i oczekiwał że trafię do bramki, czy coś. A ja nie bardzo wiedziałam, czy mam się rzucić z płaczem w jego ramiona, czy najpierw rzucić czymkolwiek w niego, a potem brać nogi za pas. Z perspektywy czasu pomysł ucieczki był jak najbardziej trafiony, szkoda tylko, że  nie byłam na tyle odważna, żeby się tego podjąć. Przecież sterczałam pod tą klatką dobre kilkanaście minut, mogłam sobie po prostu pójść i zaoszczędzić nam wszystkim niemiłych wydarzeń.
A tak to musiałam zmierzyć się z Darkiem, który miał w oczach rządzę mordu. I tym razem wyjątkowo nie przesadzam. Zachowywał się tak, jakby nie sprawiało mu trudności przyłożenie mi zwiędłymi łodygami kwiatów.

Próbowałam zebrać myśli, ale nie mogłam.  Rzucało mną jak jak jaszczurką po terrarium i chciałam wykrzyczeć wszystko naraz i jednocześnie przefiltrować całą zawartość moich myśli. Całe szczęście, że Tomek był w pełni poczytalny i stanął między mną i Darkiem (później dowiedziałam się, że przez cały czas wbijałam sobie paznokcie w dłonie i to przeraziło mojego kuzyna najbardziej).
Przesiąknięci złością sapaliśmy do siebie całą trójką.

Słuchaj, chłopie – Tomek doznał nagłego przypływu odwagi. Był trochę niższy od mojego chłopaka, ale napuszył się jak kogut więc różnica nie była taka widoczna. - Z tego co mi wiadomo to Frana nie życzy sobie twojego towarzystwa, a i ty nie wyglądasz na wyjątkowo uprzejmego...
Cóż, „Franę” mógł sobie darować, ale jeśli to miało podziałać to byłam w stanie przymknąć oko.

Zejdź mi z drogi – wydukał przez zęby.
Cofnęłam się do tyłu i z przerażenia wlazłam w drzwi klatki schodowej. Darek nigdy nie brzmiał bardziej złowrogo. Owszem, skrzywdziłam go, i tak, zgadza się, powinnam dostać nagrodę główną w plebiscycie na najgorszą dziewczynę na świecie i już nawet się pogodziłam z tym, że ten związek nie ma najmniejszego sensu. 

Dlaczego nie mogliśmy po prostu podać sobie rąk i pożegnać się jak starzy znajomi bez zbędnego rzucania kwiatów pod nogi?  

Nie, nie, nie, kolego – Tomek przestał być już taki odważny, zrobił krok do tyłu i zdeptał mi czubki butów. - Ty sobie stąd pójdziesz i zostawisz nas w spokoju.
Nie brzmiało  to tak przekonywająco jak to co powiedział Darek.

Nigdy nie zostawię jej w spokoju.
Bo to „nigdy” brzmiało jak... nigdy. Jakby do końca życia zamierzał sterczeć na klatce schodowej i robić mi wyrzuty z powodu wyrzucenia kwiatów od niego. Wielkie mi halo.

Darek... - wychyliłam się zza lewego ramienia Tomka. - Przykro mi, ale... to nie ma najmniejszego sensu, widzisz? Prawie tłuczemy się pod klatką schodową, a tak nie wyglądają normalne związki...
Normalne dziewczyny nie zachowują się tak jak ty, kiedy zależy im na normalnym związku, więc nie oczekuj, że ja będę zachowywał się normalnie.
… dlatego uważam, że najbezpieczniej będzie, kiedy po prostu...
Ona cie rzuca, rozumiesz?!

Tomek wypalił z tym w taki sposób, że równie dobrze mógłby przywalić Darkowi pizzą, którą ciągle trzymał w ręce. Na szczęście jeszcze nie doszło do rękoczynów.

Daj mi skończyć – burknęłam. Zrobiłam krok w bok, żeby wyjść zza kuzyna i spojrzeć Darkowi prosto w oczy. - Nie widzę sensu w... kontynuowaniu naszej znajomości. Za dużo się zdarzyło w ostatnim czasie, żebyśmy oboje mogli tak po prostu... zapomnieć.

Oczy Darka przestały być laserami, którymi chciał mnie zabić i teraz przypominały smutne oczy małego psa, którego przywiązano pod sklepem i po którego już nikt nigdy miał nie wrócić.
Chyba zmiękło mi serce.

wtorek, 14 kwietnia 2015

18 listopada, jeszcze później

Odebrałam smsa od Karoli. Napisała, że chyba mamy poważny problem bo Marysi nie ma w pokoju, Ela chce podrzucić Adasia na godzinę, a Darek stoi na wycieraczce i nie zamierza się stamtąd ruszać, chociaż zagroziła mu policją.
Nie zdążyłam odpisać, bo zaraz po nim dostałam drugiego.

O co chodzi z Darkiem? Powiedział, że będzie na ciebie czekał pod drzwiami jak skomlący młody pekińczyk.

I trzeciego.

I kazał mi się wynosić z jego życia, bo powoli kona, a ja tylko chciałam mu zaproponować herbatę.

I czwartego...

To trochę dziwne, nie? Lepiej tu wracaj, bo Adaś cholernie boi się „tego typa za drzwiami”. Hej, czy ja już wspomniałam, że Marysia zniknęła?

W trakcie fascynujących do bólu doświadczeń na lekcji fizyki wstałam, i tak jak stałam wyszłam odprowadzana przez czterdzieści pięć par oczu z czego jedne należały do Termita. Pani profesor odchrząknęła, ale nie powiedziała zupełnie nic, kiedy wywlokłam swoje ciało na szkolny korytarz.
Nie marzyłam o niczym innym jak o tym, żeby położyć się na najbliższej ławce i nałożyć sobie śmietnik na głowę, żeby już nikt nie mógł mnie zobaczyć i w końcu żeby wszyscy dali mi święty spokój.  
Pobiegłam alejkami do najbliższego przystanku autobusowego i sprawdziłam rozkład, po czym stwierdziłam, że trasę szybciej pokonam na nogach. Okręciłam szyję szalikiem i ruszyłam przed siebie. Byłam zirytowana, zniecierpliwiona i miałam lasery w oczach.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Karola z nowymi informacjami na temat mojego faceta i Marysi, ale na wyświetlaczu zobaczyłam numer telefonu mojej mamy. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby uznać ten dzień za kompletnie stracony a było ledwo po południu. Poczekałam, aż telefon przestanie buczeć i włożyłam go do torebki.

Niestety moja matka rodzicielka jest tak samo uparta jak ja i dzwoniła jeszcze jakieś cztery razy zanim zdecydowałam się odebrać telefon.
Cześć, mamo.
Dlaczego nie odbierasz - zapytała.
Miałam szkołę, mamo. Myślałam, że zależy ci na edukacji swojej córki.
Oczywiście, że zależy – obruszyła się. - Ty wiesz co wymyślił twój ojciec?

Zaczęło się...

Pamiętasz tego miłego pana nauczyciela z którym czasem się widuję w sprawach czysto biznesowych?
Pamiętam – mruknęłam. Ciężko było o nim zapomnieć, kiedy był obecny w każdej naszej rozmowie telefonicznej i wypierał takie tematy jak moje postępy w nauce, mój związek czy chociażby czy radzę sobie finansowo.

Zaprosiłam go na obiad, bo on do domu ma daleko i każą niedzielę spędza zupełnie sam... jakoś umknęło mi to, żeby poinformować ojca, a ten miły pan kwiaty mi przyniósł i butelkę wina dla ojca... a wiesz co zrobił mój mąż? Wyrzucił go za drzwi. A potem trzasnął butelką o chodnik i rzucił na to kwiaty. Naprawdę, nie poznaję swojego mężczyzny. Ty możesz mi powiedzieć, co ja mam z nim zrobić? Chciałam być tylko dobrą sąsiadką, ugościć młodego człowieka jak należy...

Mamo, on jest jakieś 15 lat od ciebie młodszy.
Ale komplementy prawi jak mało kto.
Mógłby być twoim synem.
No już nie przesadzaj, młoda damo. Ty się już wystarczająco pospieszyłaś z przyjściem na świat.
Znowu mi to wypominasz? Gdybyś uważała, to z całą pewnością nie pojawiłabym się na świecie i miałabyś spokój.

Franciszka, natychmiast przestań! Ja tu mam prawdziwe problemy a ty wywlekasz stare brudy na wierzch.
Przepraszam.

Chociaż krew gotowała mi się w żyłach i miałam ochotę powiedzieć, że mam gdzieś to co ojciec zrobił jej ulubionemu nauczycielowi, a potem chciałam pokazowo wyłączyć telefon, nie zrobiłam tego.

Kiedy wracasz do domu? - zapytała, jakby ostatnia wymiana zdań nie miała miejsca.
Nie wiem. Naprawdę nie wiem.  Mamy trochę... skomplikowany okres z dziewczynami.
Wszystkie miesiączkujecie w tym samym czasie, hm?
Coś w tym stylu – mruknęłam.
Bo wiesz, chciałabym ci przedstawić tego nauczyciela...
MAMOOO...
Gdyby tylko twój ojciec...
I twój mąż.
… Nie był taki zaborczy...
Tak, wiem. Uściskaj tatę ode mnie.
Nic z tego, jestem obrażona.
To uściskaj, jak już ci przejdzie.
Dobrze, córeczko. Trzymaj się.
Ty też.

Pobiegłam. 

niedziela, 29 marca 2015

18 listopada, później

Targałam za sobą bukiet kwiatów i pędem udałam się w jakąś niesprawdzoną krętą uliczkę, której istnienia prawdopodobnie nawet nigdy nie odnotowałam. 
Tak, wiem, że to mój chłopak, ale do jasnej anielki, zachowywał się totalnie dziwacznie. 
Za zakrętem przystanęłam i odwróciłam głowę, upewniając się, czy nikt za mną nie biegnie. Darek mógł jeszcze nie zauważyć, że czmychnęłam cichaczem. Musiałam uspokoić oddech, więc oparłam się ramieniem o zarośnięte bluszczem kamienne ogrodzenie. W dłoni ciągle miałam bukiet kwiatów. 
Nie zamierzałam wparować do szkoły z jedenastoma różami w ręku bo wyglądałabym co najmniej dziwnie i bardzo możliwe, że legenda o dziewczynce z kwiatami urosłaby do poziomu opowieści o zaręczynach Marysi, a tego zdecydowanie nie chcemy. 

Oderwałam jedną herbacianą główkę od łodygi i wrzuciłam kwiat do torebki, żeby nie wyjść na kompletną sukę. Zamierzałam zasuszyć płatki róży i włożyć do puszki ze skarbami. Co by nie było, był to jeden z pierwszych bukietów jakie w życiu dostałam, nie licząc kradzionych polnych. 
Popatrzyłam jeszcze na całokształt – jedenaście pięknych, wysokich róż przewiązanych krwistoczerwoną wstążką marzło w moich dłoniach. Zamachnęłam się i przerzuciłam cały bukiet przez ogrodzenie pokryte bluszczem. Zero wyrzutów sumienia, a raczej duma z dobrze wykonanej roboty. 
Zastanawiałam się czy to już był pierwszy stopień do piekła? 
Sprawdziłam dokładnie czy nikt tego nie widział, jeszcze raz wyjrzałam zza zakrętu, a potem z duszą na ramieniu ruszyłam do przodu. 
Nigdy wcześniej nie przechodziłam tą uliczką. Była wąska, kamienna, obrośnięta suchymi trawami. Po obu stronach stały zapadłe domy, wszystkie kamiennie surowe i obrośnięte bluszczem aż po sam dach. Wszystko było przerażające, co podkreślał szalejący jesienny wiatr, ale jednocześnie piękne. Miałam ochotę patrzeć na okolicę cały dzień, a moja głowa chodziła w prawo i w lewo, żeby ogarnąć całokształt. Tyle,że musiałam się stąd wydostać, a potem pobiec na najbliższy tramwaj w kierunku liceum. 
Byłam mocno spóźniona i skupiona na tym, żeby jak najszybciej opuścić uliczkę i znaleźć się w miejscu, które chociaż  kojarzyłam z widzenia. 
Wtedy coś trzasnęło na oko jakieś cztery metry ode mnie. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam samotną postać przedzierającą się między ogrodzeniami dwóch zaniedbanych domów. Serce podskoczyło mi do gardła i mogłabym przysiąc, że ja także uniosłam się nad ziemię. Do tej pory byłam jedyną osobą na tym osiedlu. 

- Świetnie – mruknęła postać. Zanim cała wyłoniła się z wysokich traw i wytorowała sobie przejście wyciągniętymi rękami, starłam sparaliżowana. Zostałam zauważona, bo chłopak kilka razy cofał się, a potem szedł na przód jakby zastanawiał się nad tym, czy powinien pokazywać się na oczy.
W końcu wygrzebał się z krzaków całkowicie i otrzepując kurtkę zwrócił się do mnie.
- Miałem na ciebie nie wpaść.
Bo widzicie, Termit to naprawdę specyficzny chłopak. Jednego dnia rzuciłby się za tobą w przepaść, a drugiego zajmuje miejsce na lekcji polskiego tylko wtedy, kiedy znajduje się przynajmniej sto metrów od ciebie. Unika kontaktu wzrokowego, albo po gapi się na ciebie jak rozanielone ciele na świeżą koniczynę. Potem nie odbiera telefonów, albo udaje że nic się nie stało, a w konsekwencji znajdujesz go na kompletnym zadupiu w krzakach i jeszcze obwieszcza ci, że przecież miało cię tu nie być. 
Wzruszyłam ramionami. Chłopak wyglądał na odrobinę zmieszanego. Miał na sobie znoszoną kurtkę i przetarte buty. Na spodniach miał plamy po paście do zębów i jej pozostałości znajdowały się też w krzywo przyciętej brodzie. Równie dobrze mógł wpaść pod kosiarkę, a i tak obawiam się, że wyszedłby na tym lepiej. 

- Czy powinnam pytać co tam robiłeś?
- Starałem się za wszelką cenę nie dopuścić do tej sytuacji. 
Spojrzał na mnie wymownie, jakbym to ja była czemukolwiek winna. Chwila, czy to oznaczało, że w ostatnim czasie musiał przedzierać się przez krzaki, żeby upewnić się, że  nie spędzi ze mną ani jednej chwili sam na sam? O co chodzi, ja się pytam? Czy ja naprawdę gryzę? 

- Mogę wiedzieć, dlaczego mnie unikasz? - uniosłam brwi wysoko do góry.
- Żeby uniknąć niezręcznych momentów, po których przestaniesz się do mnie odzywać. 
- Boże, Termit, jesteś najgorszym typem faceta na świecie... 
- Sama widzisz – wzruszył ramionami. - Nie za specjalnie tęskniłem za tymi komplementami.  
I po prostu mnie wyprzedził. 
Pobiegłam za nim. 

- Czy możemy wyjaśnić tą całą sytuację? - rzuciłam w locie. - Możemy pogadać?
- Obawiam się, że nie ma o czym. 
- Termit, po prostu stań sobie i powiedz mi o co ci chodzi! Nie siedzę w twojej głowie i nie mam zielonego pojęcia dlaczego zachowujesz się tak dziwnie od dłuższego czasu. Prawie za tobą tęsknię!
Szarpnęłam go za rękaw, ale chłopak nawet nie drgnął. 

- Dorian, cholera jasna, stań sobie jak do ciebie mówię!
I wtedy podziałało. Z lekko niepewnym uśmiechem odwrócił się w moją stronę i włożył ręce do kieszeni spodni. Zagubiony wyraz twarzy ewaluował w grymas totalnej obojętności. 

- Słuchaj, Ana. Wtedy, w klubie. Jak namawiałem cię do poznawania innych facetów... Chodziło mi o mnie. Miałem na myśli poznawanie mnie. Śnisz mi się po nocach i widzę cię wszędzie, gdziekolwiek nie spojrzę.  Chciałem wzbudzić twoją zazdrość, może coś poruszyć, kiedy zadawałem się z Karolą. Potem może chciałem nawet zapomnieć. Ale wiesz... Karola jest nikim przy tobie. Widziałem ciebie, kiedy patrzyłem na nią, aż w końcu zacząłem do niej zwracać się twoim imieniem i chyba się połapała. Przykro mi, że nie miałem odwagi powiedzieć ci tego prosto w oczy, ale tak jawnie dawałaś mi do zrozumienia, że nigdy nie będę dla ciebie kimś więcej niż tylko kumplem co przynosi nachos z dostawą do domu, że nie miałem odwagi.
Musiały minąć całe wieki zanim się odezwałam. 

- Nie psuj tego wszystkiego co jest między nami, Termit – powiedziałam obojętnie, a przynajmniej siliłam się na obojętność, bo miałam ochotę przywalić mu bukietem jedenastu kolczastych róż po tej pustej głowie. Czy on nie wiedział, że w przyjaźni damsko-męskiej nie ma nawet centymetra kwadratowego na uczucie? Facet z zasady nie może być przyjacielem i przyjaciel nie może zostać facetem.
Tak po prostu jest i już. 

- Między nami nic nie było, Ana. To ja dmuchałem do góry, kiedy trzeba było podnieść naszą przyjaźń. Tobie było wszystko jedno.
- Czy możemy przestać posługiwać się głębokimi metaforami? 
- Nie zrozum mnie źle... ale po prostu teraz kiedy wiem, że nie ma sensu się starać, pozwól,że zaoszczędzę sobie cierpienia i po prostu zejdę ci z drogi. 
- Czy ty właśnie mnie rzucasz?! - zupełnie zdębiałam. 
- Tak, rzucam naszą przyjaźń, jeśli koniecznie musisz wiedzieć. Po prostu nie daje rady. To tak jakbyś za każdym razem wbijała mi nóż w serce i przekręcała według wskazówek zegara. Nie każ mi się męczyć. 
- Ja nawet nie potrafię trafić nożem w serce, baranie. Tłukłabym się między żebrami...
- Słodka jesteś – podsumował. Lekko się uśmiechną, a potem wyciągną rękę w moją stronę. Poklepał mnie po ramieniu i bez słowa odszedł. 
Żadnego „cześć”, żadnego „pocałuj mnie w dupę” ani żadnego „do zobaczenia kiedyś”. 
A nie, czekajcie. „Rzucam naszą przyjaźń”. To chyba brzmiało jak pożegnanie. 

środa, 25 marca 2015

18 listopada

- Nigdy w życiu nie wyjdę z tego pokoju! – powiedziała Marysia, kiedy próbowałam się dobić do niej w poniedziałek rano.

To była jej trzecia nieobecność na poniedziałkowej matematyce i powoli zaczynałam się martwić o jej edukację. 

Poza tym, było mi strasznie nieswojo, kiedy musiałam udawać, że nie widzę jak Termit gapi się na mnie z drugiego końca sali zamiast podejść jak człowiek i porozmawiać. W tej sprawie nic się nie zmieniło. Odkąd dowiedział się o tym, że ja wiem, że on powiedział Karoli o tym, że coś do mnie czuje, a w każdym razie zrobił to zupełnie niechcący i – mówię to szczerze – totalnie bez sensu, a do tego Karola postanowiła gładko się mnie pozbyć w tej rozgrywce rzucając mnie na pożarcie rekinom w Loli – życie było bardzo męczące. 

- Świetnie, ale zostawiam ci w prezencie mój telefon, bo nie mam zamiaru tłumaczyć twojej matce co robisz dokładnie w tym momencie i wyjaśniać jej, że jak się rozpada związek to tak właśnie musi być.
- Daj go Karoli – burknęła. 
- Nigdy w życiu! - rzuciła zza drzwi łazienkowych. 
- Wrzuć go do kibla – zaproponowała. 
- Nic z tego, Karola zajęła łazienkę. 
- Powiedz jej, żeby z niej wyszła i wrzuć telefon do kibla, a ja nacisnę spłuczkę. 
- Szkoda, że to mój telefon. 
- Twój telefon, twój problem. Dajcie mi umierać w spokoju... 
Zawiesiłam dłoń w połowie drogi do szaleńczego pukania, ale poddałam się zanim mój palec uderzył w drzwi. Nie miało to najmniejszego sensu. Najwyraźniej żałoba po utracie chłopaka, kiedy się go już zdradziło i wszelkiej nadziei na to, że uda się wmówić mu, że pod sercem nosi się jego dziecko, trwa trochę dłużej niż zwykłe zerwanie. 
Chociaż w ogóle ciężko tu mówić o zerwaniu. Marysia w dalszym ciągu nie oddała mu pierścionka zaręczynowego. Poza tym, nikt nie raczył mi sprzedać oficjalnej wersji zerwania i zostałam uświadomiona, że lepiej się w to nie zagłębiać. 
Czekał mnie kolejny ciężki dzień w szkole, gdzie musiałam mierzyć się z życiem zupełnie sama bo moja przyjaciółka przywiązała się rozpaczą do łóżka. 
Zarzuciłam na plecy kurtkę i wyślizgnęłam się z mieszkania zostawiając Karolę razem z nieszczęśliwą ciężarną dziewczyną. 
Zbiegłam na dół i nie zdążyłam jeszcze porządnie owinąć się szalikiem, kiedy usłyszałam wibracje mojego telefonu. W locie przegrzebałam całą torebkę i dopiero na samym dnie wymacałam pożądaną rzecz. Spojrzałam na ekran i od niechcenia wrzuciłam aparat z powrotem do worka bez dna. 
Darek dzwonił tego dnia już pięć razy i za każdym życzył mi miłego dnia i dorzucał do tego tęskną rymowankę o tym, jaką cudowną dziewczyną jestem i, że nie  może się doczekać aż mnie zobaczy. Jego ostatnia metamorfoza była totalnie niepokojąca i zamierzałam się dowiedzieć co sprawiło, że tak zaczęło mu zależeć. 
Możecie mówić co chcecie, ale nie uwierzę, że przejrzał na oczy i docenił swoją dziewczynę zaraz po tym jak chciała odnaleźć swoją potencjalną miłość w krakowskim klubie. Za tym musiało stać coś więcej. Żaden facet nie jest na tyle głupi, żeby takie coś kopnęło go w tyłek, nawet Darek, chociaż uważam, że nie jest najmądrzejszy na świecie. 
Coś tu mocno nie grało i miałam zamiar dowiedzieć się co. Zaraz po tym, jak spiorę Bola na kwaśne jabłko, przyjmę poród w naszym krakowskim mieszkaniu i rozwiążę zagadkę Karoli i jej dziwnego zachowania wobec mnie. 

I jeszcze jak przyłożę Termitowi za to, że się we mnie kocha, a przecież przyjaciele nie mogą żywić do siebie głębszych uczuć niż przyjaźń. Czekał mnie pracowity okres, ale byłam gotowa się w to wszystko wpakować, choćby ze względu na moją równowagę psychiczną, która w tym momencie mocno się chwiała. 

Szłam jak zwykle -  skrótami. Mijałam po drodze kiosk, gdzie za każdym razem miły pan wciskał mi krakowskie obwarzanki i pytał czy już mam męża. Kwiaciarnię, gdzie rzadko kiedy można było spotkać świeże cięte kwiaty, a sztuczne oślepiające żonkile wystawały z brzydkich doniczek przy wejściu i starą kawiarnię, gdzie pachniało świeżo zmieloną kawą. 

Do szkoły szłam jakieś 20 minut i za każdym razem te wszystkie miejsca wzbudzały we mnie te same uczucia – jakbym dopiero co wprowadziła się do Krakowa i zgubiła drogę, a potem jakbym bała się zapytać kogokolwiek o drogę, bo żółte żonkile późną jesienią nie wróżą nic dobrego tak samo jak stary facet który pyta, czy już nosisz obrączkę. 
Myślałam właśnie o tym ile bym dała za pyszną kawę wypitą w kawiarni bez myślenia o wszystkich moich problemach, kiedy przede mną wyrósł chłopak. 
Nie zauważyłabym go pewnie, gdyby nie to, że trzymał w rękach duży bukiet herbacianych róż, a ponad złocistymi pąkami wystawały radosne oczy, w tym jedno było mocno podbite. Darek był jednak solidnym przeciwnikiem i nie dał się spławić tak łatwo. 

- Nie odebrałaś telefonu – oświadczył, po czym wcisnął mi w ręce bukiet kwiatów.
Z zaskoczenia niemal upuściłam go na chodnik i przez chwilę oboje próbowaliśmy go złapać. 

Jedenaście czerwonych róż. 

- Nie widziałam, żebyś dzwonił – skłamałam.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo ciężko było się nie uśmiechnąć na widok tylu kwiatów. W głębi serca byłam bardziej przerażona niż żywiłam jakiekolwiek pozytywne uczucia, ale to w końcu Darek. 

- Szedłem za tobą całą drogę. Miałem nadzieję, że zastanę cię jeszcze w domu, ale wybiegłaś z klatki jak oparzona.
- Trochę się spieszę. 
Myśl o tym, że miałabym wejść na matematykę trzymając w ręku bukiet róż przyprawiała mnie o mdłości. 

- Chętnie cię odprowadzę – powiedział zupełnie szczerze, ale  nie brzmiał jak mój Darek. Mój Darek z całą pewnością nie użyłby słowa „chętnie” a już na pewno nie przytargałby mi kwiatów, pomijając te nieszczęsne polne w zamian za korepetycje z matematyki.

- Nie trzeba – wtrąciłam odrobinę zbyt szybko. 
- Dlaczego miałbym zostawić moją kobietę samą, skoro mogę ją odprowadzić? - zapytał z szelmowskim uśmiechem. 
- Dlaczego wpadłeś na to dopiero teraz? Do tej pory nie miałeś nic przeciwko zostawianiu mnie samej. 
Byłam taka podła, że wywlekałam na wierzch stare plamy naszego związku zamiast zacząć cieszyć się tym, że w końcu mam zainteresowanie, kwiaciarnię w domu i miliard telefonów w ciągu dwudziestu czterech godzin. 
Ale rozumiecie o co mi chodzi, prawda? Byłam zszokowana jego zachowaniem. To ewidentnie nie był mój Darek, któremu szkoda pieniędzy na jedną różę i przynosi mi kradziony bukiet polnych kwiatów. Ciężko było przyjąć do wiadomości, że człowiek może się tak dramatycznie zmienić tylko dlatego, że poczułam motyle w brzuchu do gościa, który mnie nie chce.  
Coś tu śmierdziało. 

- Kochanie, miłość ma różne oblicza...

Co było zupełnie bez sensu w tej sytuacji. 

- Darek – przystanęłam. Bukiet róż smutno zwisał z mojej dłoni pąkami do dołu. - Odrobinę mnie to przeraża, okay?
Nie chciałam, żeby odbierał mnie jak niewdzięcznicę, ale musiałam z tego wybrnąć. 

- Nauczyłeś mnie biegać za sobą, co bardzo szybko mnie znudziło, więc przyzwyczaiłam się, że tak po prostu sobie... zwisamy. A teraz ty śledzisz mnie od klatki schodowej i pakujesz mi w ręce bukiet jedenastu róż. To nie fair i nie dziw się, że reaguję tak a nie inaczej.
Darek przysunął się bliżej, złapał moją twarz w dłonie i uniósł brodę do góry. 

- Jesteś taka słodka, kiedy się złościsz.
Naprawdę, super, że mój chłopak jest takim wiernym słuchaczem.  
- Jeszcze się nie złoszczę i możesz mi wierzyć, że wolałbyś nie widzieć mnie złej! - zagroziłam. 
Darek uniósł ciemne brwi, jakby cały ten monolog który wygłosiłam mu trzydzieści sekund wcześniej w ogóle nie istniał. Lekko się uśmiechnął, jakby nie wiedział o czym mówię. 
Panie Boże, jeśli któregoś dnia zechcesz zesłać na mnie prawdziwą miłość to poproszę w pakiecie z rozumem. 

- Muszę iść – wciągnęłam powietrze. - Naprawdę muszę iść.
Chłopak wzruszył ramionami, jakby nie przyjmował tego do wiadomości. Uśmiechnął się jeszcze raz, ale tym razem zasyczał z bólu, kiedy jego uniesione policzki naciągnęły siną skórę pod okiem. 
Zawahałam się. Nie wiedziałam czy powinnam zabrać bukiet róż ze sobą, czy może oddać go Darkowi. Na szczęście  tym momencie do mojego chłopaka zadzwonił telefon. Darek sięgną do kieszeni a potem niechętnie odebrał rozmowę. Jeszcze popatrzył w moją stronę, czy aby na pewno się nie zdematerializowałam, a potem odszedł kilka kroków, żebym przypadkiem nie usłyszała tego o czym mówi. 
Wykorzystałam ułamek sekundy, kiedy zawieszał oko na starym budynku i drapał się po brodzie szukając w głowie mądrych słów, których mógłby użyć w rozmowie. 
Po prostu stamtąd spieprzyłam. 

sobota, 21 marca 2015

14 listopada

Raport z ostatniego ciężkiego tygodnia, gdzie nawet Nocna Owsianka nie była w stanie nam pomóc. 

1. Michał Idealny rzucił Marysię. 

Zaraz po tym, jak Karola próbowała wmówić Michałowi, że doszło do niepokalanego poczęcia, chłopak stwierdził, że nie jest w stanie poradzić sobie z tą informacją i poprosił o kilka dni samotności. W języku Marysi nie oznaczało to jednak to samo co „chwila na przemyślenie pewnych spraw, bo dziewczyna mnie zdradziła/doszło do cudownego zapłodnienia”. 

Marysia była zupełnie przekonana, że Michał ją rzucił. Mówiła, że wyszarpał jej serce spomiędzy żeber a potem cisnął nim na drugi koniec pokoju i zadbał o to, żeby pielęgniarka przywożąc pacjentom obiad, centralnie po nim przejechała. 

Od kiedy dziewczyna nosiła w sobie nowe życie wszystkie emocje odczuwała wielokrotnie mocniej niż mniej błogosławieni śmiertelnicy. Zaraz po powrocie do mieszkania zamknęła się w swoim pokoju i to znowu na mnie spadł obowiązek informowania jej matki rodzicielki co się z nią dzieje. Totalnie skończyły mi się pomysły, i nie bardzo wiedziałam jak mogłabym ją kryć, więc odbierałam co drugi telefon. Wtedy moja mama stwierdziła, że coś tu musi nie grać i próbowała ze mnie wyciągnąć co się u nas dzieje.

- Cześć, mamo – odebrałam telefon, kiedy robiłam kanapki dla siebie i Marysi (Marysia optymistycznie założyła, że kiedy nie będzie wychodzić z pokoju to same będziemy przynosić jej jedzenie).
- Czy wszystko w porządku? 
- W jak najlepszym – skłamałam. 
- Dlaczego Eliza od trzech tygodni nie może dodzwonić się do swojej córki i zawsze to ty odbierasz telefony? - zapytała. 
- Nie ma szczęścia – odparła obojętnie. - Zostałam wydelegowana do odbierania telefonów.
- Ponieważ? 
- Co, ponieważ? Odbieram telefony, kiedy Marysia nie może rozmawiać... 
- Franka, natychmiast mi mów co jest grane, albo zabieram się z ojcem w samochód, jedziemy po Elizę i sami się dowiemy. 
Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia bo wizyta rodziców w tym kiepskim okresie roku szkolnego to byłaby wisienka na torcie porażek i niepowodzeń. 

- Dobrze, powiem ci – westchnęłam. - Marysia i Michał się rozstali i Marysia nie wychodzi z pokoju od kiedy to się stało.
Co, ogólnie rzecz biorąc było prawdą i głównym powodem, dla którego nie pojawia się w innych częściach mieszkania. 

- Biedna dziewczyna – pożałowała jej zupełnie szczerze. - Powiem Elzie – dodała.
Ale zrób to delikatnie i błagam, nie wtrącajcie się w nasze sprawy bo to my jesteśmy osiemnastoletnimi dorosłymi kobietami i mamy prawo uczyć się na własnych błędach i stratę chłopaka chcemy należycie opłakiwać przez kolejne tygodnie. Sama rozumiesz. Młodzieńcze miłości i te sprawy – wyjaśniłam. 
Moja mama zamilkła, jakby przyjmowała do siebie to co z siebie wyplułam. A potem powiedziała jakby nigdy nic: 

- Twój ojciec jest jakiś niepoprawny. Denerwuje się bo zawsze zanoszę pół niedzielnego ciasta temu nowemu nauczycielowi. Czy to jakaś zbrodnia, że chcę być miłą sąsiadką?
- Oczywiście, że nie, mamo. 
Bla, bla, bla... 

2. Karola nie wspomniała ani razu o tym, co zdarzyło się w klubie. 

Ciągle nie mogłam się pogodzić z tym, że mnie pocałowała. I, że pomogła mi zbłaźnić się przed kolegami Maćka i między innymi Bolą, który zakablował wszystko Darkowi, a tak w ogóle to jedynym powodem dla którego postawiła mnie w tej okropnej sytuacji był Termit i to, że jej nie chce, a ona zakłada, że to tylko i wyłącznie moja wina.  

Całe szczęście, że od momentu, w którym Marysia wybiegła z pokoju szpitalnego zalana łzami, to o jej ramie wycierała resztki tuszu do rzęs i tym samym wyciągnęła rękę na zgodę. Karola znowu mieszkała z nami, a jej matka w dalszym ciągu miała pretensje o to, że jej córka ucieka od odpowiedzialności.

Nie miałam serca psuć atmosfery na mieszkaniu, a poza tym, mieliśmy już na tyle gęste powietrze, że gdybym jeszcze ja dorzuciła swoje trzy grosze to przygniotło by nas do ziemi. Udawałam, że nic się nie stało i czekałam na moment w którym moja podświadomość wyprze wszystkie nieprzyjemne momenty mojego życia, które miały miejsce w ostatnim czasie. 

3. Tomek podsyłał Marysi drogą internetową coraz to nowsze linki na temat zdrowego odżywiania się w ciąży i za każdym razem, kiedy robiłam jej coś do jedzenia, kazał mi dorzucać do zestawu komplet witamin dla kobiet w ciąży, kwas foliowy i kilka owoców. 

Posłusznie robiłam to co mi kazał i nie miałam serca się buntować (chociaż Marysia wszystkie tabletki zostawiała obok talerza), bo Tomek był tak bardzo przejęty faktem zostania ojcem, że na zmianę się ekscytował i płakał z bezradności. Kiedy zaczął drogą mailową proponować Marysi wyjście do lekarza w celu sprawdzenia stanu zdrowia dziecka, dziewczyna przestała logować się na pocztę i wtedy ekscytacja zmieniła się w wyrywanie włosów i przerażenie, a także dorzucanie do zestawu śniadaniowego błagalnych listów.

4. Termit chyba się na mnie obraził, bo odzywał się do mnie tylko wtedy, kiedy naprawdę musiał i za każdym razem dbał o to, żeby nie znaleźć się ze mną sam na sam. 

5. Starałam się nie przeklinać w myślach Boli, bo źli ludzie mają pierwszeństwo w piekle, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ten człowiek robi dokładnie wszystko, żeby zniszczyć mi życie przy okazji nie wiedząc o moim istnieniu. 

Ilość zbiegów okoliczności była zatrważająco duża, żeby przechodzić obok tego obojętnie. Nie wydaje mi się, żebym była jakimś brakującym ogniwem, którego trzeba unicestwić, więc tym bardziej zastanawiałam się co ten człowiek robi w moim życiu. Ja byłam tylko w nieodpowiednim miejscu i o złym czasie, ale żeby od razu ładować mi się z buciorami w życie z tej okazji?

6. Darek zachowywał się zupełnie jak nie Darek. 

Od kiedy stwierdził, że to jego wina i to tylko i wyłącznie przez niego moje serce podskakiwało do innego faceta (co było smutne, bo bez wzajemności) traktował mnie jak księżniczkę i właściwie niewiele brakowało, a podwoziłby mnie do szkoły na białym koniu, a potem wykładał drogę przede mną swoimi koszulkami, gdyby przypadkiem przyszło mi do głowy wdepnąć w kałużę. 

Zachowywał się jak rycerz i w ostatnim tygodniu kupił mi tyle kwiatów, że mogłabym otworzyć kwiaciarnię. To wszystko było cudowne, romantyczne i naprawdę piękne, ale nie byłam pewna czy to było to, czego akurat potrzebowałam. 

Och, wiem, pewnie powiecie, że narzekałam na jego zachowanie w ostatnim czasie TAK BARDZO, że po jego cudownej metamorfozie, do której doszło dlatego, że go... zdradziłam, powinnam fruwać w przestworzach, pleść kucykom pony warkocze i najlepiej zaciągać się tęczą. 

Niestety, czułam się winna. Ciągle nie docierało do mnie, że naprawdę to zrobiłam. Że go... zdradziłam. Teraz, kiedy wypowiedziałam to głośno, nabrało to mocy prawnej i oficjalnie byłam kobietą, która zdradziła swojego faceta.  Mogłam śmiało wystąpić u Ewy Drzyzgi i powiedzieć całemu światu, że jestem jedną z tych najgorszych, które wodzą faceta za nos. 
Jasne, mówcie co chcecie. Nie rzygam tęczą, nie posypuję się cukrem pudrem, tylko uderzam głową o blat mojego biurka, kiedy tylko Darek przysyła mi kolejny kiepski miłosny wiersz smsem. Powinnam odśpiewywać z aniołami pieśni pochwalne za to co mój chłopak wyprawiał, a ja... nie mogłam się doczekać, aż to się skończyć. Aż znowu zacznie spędzać czas ze swoimi kolegami i zupełnie przestanie o mnie pamiętać, żeby mogła tupać nogą i wkurzać się na niego jak należy, a potem z czystym sumieniem oddawać się myślom o Maćku... 

Bo ciągle o nim myślałam. Nawet nie byłam w stanie sama się okłamywać. Próbowałam, jeśli o to pytacie. Wmawiałam sobie, że Maciek to kolejny frajer, który pojawia się w życiu kobiety, żeby zakręcić jej w głowie po czym z premedytacją ucieka i znajduje koleją ofiarę.  A potem te wszystkie dziewczyny, które nasłuchały się pięknych historii i idą go prześladować do klubu w którym jest barmanem, zostają wystawione do wiatru i rozwalają im się związki z chłopakami, albo ich chłopcy dostrzegają co mogli stracić i masz babo placek. Zostajesz podwożona na uczelnię na białym rumaku wśród anielskich pieśni. 

Miałam tylko nadzieję, że Darkowi nie odbije aż tak bardzo, żeby od razu mi się oświadczać, chociaż wiem, nie musicie mi tego wypominać, wspominałam o tym już jakieś  milion razy i jeszcze jakiś czas temu NAPRAWDĘ CHCIAŁAM ZA NIEGO WYJŚĆ. 
Ale cóż, sami widzicie. Idealna para narzeczonych rozeszła się zaraz po tym, jak okazało się, że chłopak jest bezpłodny a dziewczyna w ciąży. Takie rzeczy po prostu nie mogą się udać, kiedy ma się jeszcze naście lat. I siano w głowie. 

7. I ja. Franciszka Anna Pertys, kobieta, która nie ma zielonego pojęcia co ma począć ze swoim życiem i ma wrażenie, że stoi obok i patrzy jak wszystko się toczy i przewraca, a ona nic nie może zrobić.
W małym skromnym mieszkaniu studenckim powietrze można by kroić nożem i serwować na deser, bo cały świat zawalił się na głowę trzem uczennicom i jednemu informatykowi dokładnie w tym samym momencie. Przysięgam, że z chęcią całą czwórką najchętniej zapadlibyśmy się pod ziemię zostawiając za sobą cały ten syf. 

Piątką, bo przecież Marysia jest w ciąży. 
Czy życie w młodym wieku nie mogłoby być chociaż odrobinę prostsze? 

poniedziałek, 9 marca 2015

Druga Wielka Chwila Prawdy

7 listopada, Druga Wielka Chwila Prawdy 

Darek wyglądał tak, jakby nie spał od tygodnia, a może i dalej. Worki pod oczami idealnie wpasowywały się w całokształt chłopaka. Wyglądał dzięki nim jeszcze bardziej ponuro, niż gdyby jego twarz zdobił jedynie wielki siniak pod okiem. Ciemny fiolet delikatnie przechodził w szarość. 
Szłam za nim szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Ani razu nie odwrócił się, żeby sprawdzić, czy jeszcze gdzieś tam z tyłu jestem. Szedł szybko z wysoko uniesioną głową, tak, jakby miał pewność, że będę za nim biegła jak mały ratlerek na smyczy. 
Za bardzo się  nie pomylił – faktycznie biegłam za nim jak pies. 
Chciałam mu wygarnąć wszystko to co mi zrobił, a potem odwrócić się na pięcie i zrobić najpiękniejszy lekceważący obrót, po czym przy owacjach na stojąco odejść, nawet nie oglądając się za siebie. Zasłużył na takie traktowanie. Mógł mówić o mnie źle, bo nie byłam święta, ale nie upadłam tak nisko, żeby leżeć nad ranem w piwnicy w towarzystwie kochanka. 
Otworzył drzwi i przytrzymał je ręką, tak żebym zdążyła się wślizgnąć (i zahaczyć łokciem o klamkę a potem syknąć z bólu). Wyprowadził nas na tył szpitala, a ja w locie zdążyłam narzucić na siebie kurtkę. Mimo tego, że była wczesna jesień, na zewnątrz panował straszny chłód a słonce przebijające się przez chmury prawdopodobnie było atrapą. Szurałam butami w kolorowych jesiennych liściach starając się nie zboczyć z drogi i trzymać się ścieżki prowadzącej na tyły szpitala. 
Na tyłach wielkiego budynku w którym przebywali chorzy i zmarnowani życiem obywatele Krakowa i okolic, znajdował się przepiękny park. Liście pozasypywały ścieżki wyłożone kostką brukową, krzewy jeszcze trzymały się jako tako, ale grządki z kwiatami już dawno wyzionęły ducha. Darek szedł główną alejką, bo po czym zgarną liście z ławki i zaprosił mnie gestem do zajęcia miejsca na zimnych deskach. 
Rozejrzałam się uważnie, czy aby na pewno ktoś zobaczy mój foch stulecia i czy od razu dostanę oklaski, czy może będę potrzebowała kilku chwil na zorganizowanie publiczności. 

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam z wyrzutem.
- Tomek powiedział, że cię tu znajdę. 
Założyłam ręce w geście obronnym. 

- Musimy wyjaśnić sobie kilka rzeczy – powiedział Darek.
Oparł łokcie na kolanach i złożył palce u dłoni. Nie patrzył na mnie, patrzył na swoje ręce. 

- Z pewnością – napuszyłam się jak paw. Usiadłam obok niego, jednak zachowałam bezpieczną odległość.

- Nie odbierasz ode mnie telefonów – zaczął. 
- I jeszcze jesteś zdziwiony? - zmarszczyłam brwi. 
Gdzie się podziały resztki honoru? Jak mógł mieć do mnie pretensje o niedobieranie telefonu, podczas gdy sam spędzał uroczy poranek w zapadłej piwnicy?! 

- Posłuchaj... Poszły ploty, że na imprezie ktoś dosypywał czegoś do drinków.
Niepewnie poprawiłam się na ławce i wyprostowałam plecy. Co złego to nie ja, poza tym, to nie był mój pomysł. 

- Ciężko stwierdzić co to było, bo policja nie była w stanie tego zbadać... Kiedy przyszli ja  nie wiedziałem, gdzie zniknęłaś... w ogóle pamiętam tyle, że ktoś mnie odepchnął, a ja zamachnąłem się na ślepo, ktoś przywalił mi w oko i straciłem przytomność. Potem obudziłem się w izbie wytrzeźwień ze sporym mandatem w kieszeni... Połowie udało się uciec, chciałem wiedzieć co dzieje się z tobą, gdzie byłaś...

- Jak możesz kłamać mi w żywe oczy? - zapytałam zrozpaczona. Gdzie przeprosiny na klęczkach, bukiet kwiatów i wielki transparent z tekstem romantycznej piosenki, który powieszę sobie w pokoju? 
- Ana, mówię ci prawdę i tylko prawdę i chce żebyś ty też ze mną była zupełnie szczera... 
Wiedziałam do czego zmierza i instynkt samozachowawczy kazał mi brać nogi za pas i uciekać gdzie pieprz rośnie. Chciałam się poderwać i wbiec do szpitala, albo gdziekolwiek byle jak najdalej od tej rozmowy. Wtedy Darek odłączył jedną dłoń od drugiej i położył ją na moim kolanie, co zdecydowanie nie ułatwiało mojej ucieczki. 
Przepadłam. 

- Powiedz mi, co robiłaś w Loli.
- Lepiej ty mi powiedz, co robiłeś w piwnicy z jakąś lafiryndą! -  wybuchnęłam. 
- W jakiej piwnicy? - zapytał zdezorientowany. 
Zachowywał się nad wyraz spokojnie, jakby ćwiczył tę rozmowę kilka razy. W mojej głowie panowały istne zamieszki i nie bardzo wiedziałam czy powinnam się popłakać czy może zacząć wrzeszczeć jak dzikus. Jak to w jakiej piwnicy?! W JEGO PIWNICY. 

- Nad ranem, po imprezie widziałam Cię w piwnicy – powiedziałam najwolniej jak potrafiłam, żeby zrozumiał każde słowo.
- Nie byłem w piwnicy od kilku miesięcy – odparł zupełnie bez sensu. 
- Kłamiesz. 
- Ana, przysięgam, nawet nie wiem którędy się schodzi do podziemi w tym bloku – jego ręka zacisnęła się  na moim kolanie, jakby to miało sprawić, że jego zeznania będą bardziej prawdopodobne. 
- Widziałam cię w piwnicy – powtórzyłam. - Leżałeś z jakąś dziewczyną za zrujnowaną ścianką działową. Nawet nie chcę wiedzieć co tam robiliście... 
Pokręciłam głową z niedowierzania. Co się dzieje, ja się pytam? Jak mógł kłamać mi w żywe oczy? Dlaczego nie przyznał się do błędu i nie przeprosił? Czy to, że oczekiwałam szczerości to było za dużo w tym momencie? 

- Jesteś pewna, że widziałaś tam  mnie? - zapytał.
- Były tam twoje buty. Białe trampki – dodałam. Spuściłam wzrok na jego stopy, dzisiaj też założył te przeklęte buty. 
Wtedy Darek zrobił coś dziwnego. Trzasną się w czoło całą dłonią, a potem syknął z bólu, bo najwyraźniej zahaczył o napuchniętą część twarzy. 

- To nie byłem ja – odparł. - Przysięgam ci, to nie byłem ja...
- Darek, widziałam te twoje cholerne buty i nie będziesz mi wmawiał tutaj, że ktoś jeszcze na tej imprezie miał na sobie takie same idiotyczne białe trampki!
- Nie rozumiesz – zaczął. - To były moje buty. Kiedy leżałem poturbowany w mieszkaniu zanim przyszła policja, Bola zapytał czy może pożyczyć buty bo na swoje wylał piwo. 
Zamrugałam ze zdziwienia. Wiatr porwał moje włosy i przez chwilę falowały za moimi plecami. Łyknęłam porządny chlust powietrza. Nie wiedziałam co miałam o tym myśleć. 
Oprócz tego, że Bola to najobrzydliwsza hiena jaką przyszło mi poznać. Nawet nigdy ze mną nie rozmawiał, a tak bardzo spodobało mu się uprzykrzanie mi życia. On nawet nie wie o moim istnieniu, a już zdążył mnie zmieszać z błotem! 

- Więc twoje buty miał na sobie Bola? - chciałam ułożyć w swojej głowie cały plan wydarzeń, żeby móc uwierzyć w jego historię.
- Najprawdopodobniej tak. Byłem w fatalnym stanie fizycznym, żeby dać sobie za to uciąć rękę. Musiał zdjąć moje buty i pójść do piwnicy... 
Kręciłam głową z niedowierzania. 

- Ana, jeśli mi nie wierzysz, mogę do niego zadzwonić i zapytać.
- Nie – odpowiedziałam odrobinę za szybko. Mieliśmy jeszcze przed sobą rozmowę o moim pobycie w najbardziej ekskluzywnym klubie w Krakowie w poszukiwaniu obcego faceta, a Bola zdecydowanie tego nie ułatwiał.

- Wierzysz mi? - zapytał z nadzieją. 
- Nie. 
Wstałam na baczność strzepując jego rękę z kolana. Lekko zaskoczony patrzył jak krążę po zasypanym liśćmi chodnikiem. Co miałam mu powiedzieć? „Bo wiesz, Darek, od kiedy w naszym związku nie dzieje się najlepiej a ty wybierasz swoich kolegów zamiast swojej dziewczyny to... kobiety mają swoje potrzeby, wiesz? I ja je zaspokajam.” 

Jak ostatnia desperatka idę do klubu w poszukiwaniu faceta, który był jedynie facetem z imprezy. Faceci z imprezy z definicji są jednorazową przygodą, więc co mi odbiło, ja się pytam? Jak mogłam uwierzyć w jego piękne słowa i zacząć sobie wyobrażać te wszystkie filmowe historie jakie nas czekają? 
Boże, upadlam tak nisko. 

- Świetnie, więc może powiesz mi co robiłaś w Loli?
Nie chciałam tego mówić, i naprawdę byłam skłonna wymyślić najokrutniejsze kłamstwo jakie świat widział, ale słowa wylały się ze mnie jak z wrzątek z kubka herbaty. Powiedziałam mu wszystko. 

- Ja naprawdę nie wiem jak to się stało, Darek – zakończyłam i opuściłam głowę nisko.
W odpowiedzi chłopak wstał z ławki i podszedł do mnie. Nie był ani zły, ani szczęśliwy. Tak obojętny, jak obojętne są sprzedawczynie w sklepie kiedy nie pytasz ich dziesięć tysięcy razy gdzie leży kakao o niskiej zawartości tłuszczu. Objął mnie rękami, a potem przytulił tak mocno, że aż straciłam oddech. 

- Przepraszam Ana, tak bardzo cie przepraszam...

Mój facet po raz pierwszy w życiu mnie przeprosił. Co najlepsze, przeprosił mnie za to, że go... zdradziłam. 

Bo tak, teraz już oficjalnie mogłam to przyznać. Zdradziłam go.  Dałam się omotać innemu facetowi, a mój własny mnie za to przepraszał. 

Świat stanął na głowie.