niedziela, 30 sierpnia 2015

Kilka tygodni później

Pewnie jesteście ciekawi jak to się wszystko się skończyło? 
Wróciłyśmy do wspólnych owsianek. Niestety przez to, że Marysię mdliło praktycznie na wszystko, musiałyśmy się zadowalać surową wersją naszego śniadania: zalewałyśmy płatki mlekiem i nie miałyśmy odwagi choćby posypać ich cukrem. 
Pytacie co z Marysią? Cóż, ciążą nie zdematerializowała się, proces się nie zatrzymał, nie doszło do żądnego cudu i Marysia nie przestała nosić w sobie dziecka, chociaż gorliwie, kilka razy dziennie prosiła o to w modlitwie wszystkie siły wyższe. 

Tomek ciągle robił podchody, ale oprócz radosnego dziękuję na widok fast food'a albo kubełka lodów, nie doczekał się nic większego. Marysi odpowiadało bycie adorowaną przez Tomka, na co z kolei mdliło mnie. Naprawdę nie mogłam patrzeć na to, jak mój wujek próbuje zbliżyć się do mojej przyjaciółki, a już na samą myśl o tym, że  jakiś czas temu doszło między nimi do... tego czegoś, dostawałam potwornych dreszczy. Czułam się z tym nieswojo, i nie sądzę, żebym kiedykolwiek zmieniła swoje stanowisko w tej sprawie. 

Tak samo nieswojo czułam się w towarzystwie Karoli. Obie udawałyśmy, że do niczego między nami nie doszło i żadna z nas nie miała cienia odwagi aby porozmawiać na ten temat. Czekałam na odpowiedni moment, a ten odwlekał się w nieskończoność. W końcu zajrzałam Karoli  przez ramię i zauważyłam, że oprócz żywej korespondencji internetowej z mamą – czarnulka rozmawia z kimś jeszcze. Z Termitem? Z chłopakiem? Z dziewczyną? Bałam się zapytać. 

No tak... Termit. Dorian ignorował mnie w sposób doskonały. Nawet jak szłam za nim do męskiej łazienki, żeby w końcu przyprzeć go do muru i porozmawiać jak dorośli ludzie , potrafił minąć mnie bez słowa i udać się do pisuaru tuż za moimi plecami. 

Tak krystalicznie czystego i jasnego w przekazie zachowania nie mogłam jednak oczekiwać od Darka. Ten, kiedy tylko zapomniał o wyniku równania: patelnia + głowa, w dalszym ciągu próbował się do mnie dobić. Z tą różnicą, że szerokim łukiem omijał nasze obskurne krakowskie mieszkanie. Czy kiedykolwiek się od niego uwolnię? Nie mam pojęcia. 

I powielam pytanie: czy kiedykolwiek się uwolnię? W mojej głowie, chociaż już lekko rozmazany, ciągle widniała postać Maćka. „Zjadę cię, znajdę cię...”. Nie znalazł. A ja też przestałam go szukać. W końcu w ostatnim czasie naważyłyśmy tyle piwa, że przed kolejnymi kuflami wypadało przynajmniej otworzyć mały bar. 

Obiecałyśmy sobie, że posłusznie założymy kagańce i przestaniemy pakować się w kłopoty, czy to celowo, czy zupełnie przypadkiem. W końcu jedna ciężarna dziewczyna w drużynie wystarczy. 

Epilog 

Ze wszystkich rzeczy na ziemi najbardziej nie lubię komunikacji miejskiej. Zwłaszcza momentu, w którym trzeba ścigać się ze sprinterkami o siwych włosach z laskami pod pachą i torbą zakupów na przyszły miesiąc. 
Lekko zirytowana wsiadłam do tramwaju linii 50 i złapałam się za oparcie siedzenia przede mną. Schowałam rękawiczki do torebki,  pogrzebałam chwilę za telefonem i niechętnie popatrzyłam na wyświetlacz. 

6 wiadomości od Darka. 3 nieodebrane połączenia od Darka. 
Chyba nie mógł sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, a koledzy z mieszkania, playstation, piwo i pizza nie wypełniły pustki w jego sercu od kiedy przestałam być jego dziewczyną. Chociaż, jakby tak głębiej się nad tym zastanowić – nigdy nie byłam jego dziewczyną. Byłam przyjaciółką i czasem dałam się pocałować, ale żeby od razu jakieś motyle, bizony w podbrzuszu czy fajerwerki nad głową, to nie ta bajka. 
Nawet nie odczytałam wiadomości, tylko wrzuciłam telefon z powrotem do przegrody w torebce. 
Tramwaj ruszył, a ja straciłam równowagę. Zarzuciło mną na prawo i wpadłam na wysoką postać odwróconą do mnie tyłem. 

- Um, przepraszam – wydukałam zawstydzona.
- Spoko – odparł chłopak zupełnie obojętnie. 
Raczej nie miał zamiaru sprawdzać, kto narusza jego strefę komfortu, ale w którymś momencie przekręcił głowę w bok, jakby w poszukiwaniu swojego przystanku i wtedy mnie tknęło. 
To znaczy, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał pojedyncze siedzenie w tym wagonie, a potem przywalił mi nim prosto w czaszkę. 
Chłopak musiał złapać moje spojrzenie kątem oka, bo zauważyłam na jego twarzy sekundę zawahania.  Odwrócił w moją stronę głowę, zamrugał ze zdziwienia i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. 
Dzielił nas od siebie krok, może dwa, małolaty przeciskały się pod moim ramieniem przechodząc do kasownika biletów, babcie szturchały mnie wątłymi ramionami (chociaż miało się wrażenie, że są nieźle przypakowane) a ja nie mogłam przestać się na niego gapić. 

- Czy my się znamy? - zapytał chłopak znanym mi głosem. TYM głosem, który słyszałam za każdym razem, jak próbowałam usnąć, tym samym, który rozbrzmiewał w mojej głowie od jakiś dwóch miesięcy przy każdej nadarzającej się okazji.

- Tak – powiedziałam szybko, niewiele myśląc nad tym co robię. 
Oddychałam w przyspieszonym tempie, serce biło mi jak szalone. 
- Nie – poprawiłam się z prędkością światła.
- To w końcu... - Chłopak nie dokończył pytania.
Tramwaj zatrzymał się, a ja wyskoczyłam z niego, jakby Maciek co najmniej gonił mnie z nożem. Nie obejrzałam się za siebie, chociaż wiele dałabym za ostatnie spojrzenie w kierunku faceta, który zniszczył mi życie. 
Na kogoś muszę zwalić winę, prawda?


Od autorki: 
Moi drodzy, to nie Koniec Nocnej Owsianki. 
Wiele wątków jeszcze nie zamknęłam i tak samo - jeszcze wiele przygód przed dziewczynami. Kiedy tylko skończę kilka rzeczy w swoim życiu, w tym między innymi magisterkę, skupię się na dokończeniu i rozwinięciu kilku fragmentów powieści, żeby potem zlepić całość w ebooka. Dzięki, że czytaliście. 
Jeśli macie jakieś uwagi/pomysły, piszcie na: kontakt.nadine@gmail.com 

Ściskam, Nadine 

1 komentarz:

  1. Hej,
    bardzo podobało mi się twoje opowiadanie. :) Czytało się je lekko i przyjemnie. Miałam jednak wrażenie, że ostanie rozdziały były trochę mniej dopracowane. Chociażby "fast food'a". Po pierwsze apostrof jest zbędny, a po drugie fast food w dopełniaczu to "fast foodu".
    "ciążą nie zdematerializowała się" - ciąża.
    "na co z kolei mdliło mnie" - co z kolei powodowało u mnie mdłości.
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości, naprawdę fajnie się ciebie czyta! I czemu Ana uciekła od Maćka?!

    OdpowiedzUsuń