czwartek, 26 lutego 2015

Kilka dni później

30 października

Naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć, a możecie mi wierzyć – chciałabym.

6 listopada

Znowu byłyśmy w mieszkaniu w tym samym składzie. Marysia w dalszym ciągu była obrażona (ale teraz przynajmniej opuszczała pokój, żeby sama sobie zrobić jedzenie, bo założyła, że Karola robiąc jej takie świństwo równie dobrze mogła dosypywać jej czegoś do kawy). Karola wywracała oczami, kiedy na każdą próbę nawiązania ponownej przyjaźni Marysia reagowała prychnięciem. Jeśli o mnie chodzi, to zupełnie nie mogłam się odnaleźć.

Darek nie zadzwonił, nie napisał, ani prawdopodobnie nie dowiedział się niczego od faceta, imieniem Bola. Ze smutkiem patrzyłam na telefon komórkowy, ale oprócz wiadomości od Michała, który ciągle leżał w szpitalu i nie doczekał się wizyty Marysi (tym razem napisałam mu, że jest ciężko chora i nie chce go zarazić) nie było tam niczego  nowego.

Karola zachowywała się jakby nigdy nic się nie stało i miała na tyle przyzwoitości, żeby nie przypominać mi o tym, że właśnie osiągnęłam poziom krytyczny prosząc się o numer telefonu faceta, który podobno miał mnie odnaleźć. Nie przeraziła się tak bardzo jak ja, kiedy wyjaśniłam jej, że w klubie był współlokator mojego chłopaka. Co więcej, pogratulowała mi postępu w rozwiązywaniu tego związku i miała nadzieję, że w końcu podzielę z nią los szczęśliwej singielki.

- Przecież widzę, jak bardzo męczysz się z tym facetem – zauważyła. - Gdybym rozmawiała z Maryśką to zapytałabym, czy ma takie samo zdanie na ten temat, a jestem przekonana, że tak.
- Ale kiedy ja go kocham – mruknęłam.

Chociaż sama nie wiedziałam czy go kochałam. „Chyba” go kochałam. Zupełnie tak jak na początku naszego związku nie byłam w stanie stwierdzić co do niego czuję. Teraz granica między miłością a przyjaźnią zacierała się i po tylu latach naprawdę nie wiedziałam do której kategorii mam zaliczyć tego chłopaka.

- Jest jeszcze tyle osób do kochania, że szybko znajdziemy ci inny obiekt.

Cała sytuacja była o tyle frustrująca, że Darek w dalszym ciągu nawet nie napomknął ani słowa o tym, że spędził godziny poranne w piwnicy z jakąś imprezowiczką. Powinien leżeć krzyżem przed drzwiami mojego pokoju i całować po stopach, a on nawet nie raczył dobić się do moich drzwi i błagać o rozmowę ze  mną. Tak, wiem, już raz przyszedł do mieszkania, a wtedy Marysia zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Gdyby mu zależało to zrobiłby wszystko, żeby zamienić ze mną kilka słów, nawet jeśli miałby wyważyć drzwi albo wspinać się przez okno.

Dodatkowo, fakt, że Maria Andruszek była ciężarna przechodziło powoli do codziennego porządku.

Tomek postanowił wziąć w sprawy w swoje ręce i zaproponował blondynce randkę, na co dziewczyna zareagowała wybuchem śmiechu, a potem zupełnie poważnie powiedziała, że jak najszybciej musi poinformować Michała o tym, że zostanie ojcem.

- Czy ona już do reszty powariowała? - zapytał mnie, kiedy nachylałam się nad książką do francuskiego.
- Masz w tym jakiś wkład – wzruszyłam ramionami.

Jakoś łatwiej było to wszystko znosić, kiedy człowiek po prostu przestał przejmować się kilkoma rzeczami; własnym chłopakiem, przypadkowym zauroczeniem w klubie, ciężarną przyjaciółką, tym, że wujek jest ojcem dziecka ciężarnej przyjaciółki, tym że Karola nie miała oporu przed pocałowaniem mnie – oficjalnej heteroseksualnej nieszczęśliwej istoty ludzkiej – i że w dalszym ciągu była na stopie wojennej z Marysią, ale ty razem przynajmniej mieszkała z nami.

Adaś budził się przynajmniej cztery razy w nocy i Karola nie wytrzymała napięcia towarzyszącego wszystkim dzieciakom w mieszkaniu i ich matce, więc z dwojga złego (banda nieznośnych gówniarzy czy wściekła ciężarna przyjaciółka?) wybrała nas.

Starałam się w tym uczestniczyć najmniej jak tylko się dało.

A to było bardzo ciężkie, kiedy cała trójka rzucała w siebie nożami, podcinała nogi porcelanowymi talerzami i próbowała się przegadać przez drzwi łazienki.

- Czy zamierzasz wytłumaczyć swojej durnej przyjaciółce, że jeśli będzie okłamywać narzeczonego, że to jego dziecko to nic dobrego z tego nie wyjdzie?! - Tomek wrzeszczał do Karoli.
- Od kiedy nie jest moją przyjaciółką nie mam zamiaru jej niczego mówić – prychnęła.

Marysia też prychnęła, a potem trzasnęła drzwiami od pokoju.

Od kiedy Tomek dowiedział się o dziecku i przetłumaczył blondynce, że nie da się ot tak poronić, a nawet jeśli by chciała to musiałaby zacząć od krzywdzenia siebie – Maria chwyciła się planu b. To nie tak, że kibicowałyśmy jej w okłamywaniu swojego narzeczonego, ale było to sto razy lepsze od pomysłu z poronieniem/uśnięciem nowego życia i tak dalej. Maria stwierdziła, że oczywiście odda dziecko do adopcji, ale jego ojcem nie zostanie Tomek tylko Michał Idealny.

- Przecież ona się nie wyplącze z tego kłamstwa!
- Jakby ci na tym zależało! - krzyknęła zza drzwi swojego pokoju.
- Bo to MOJE DZIECKO.
- TO nie jest DZIECKO.
- Zamknijcie się oboje! - warknęła Karola, która łaziła poddenerwowana z jednego kąta w kąt. - Czy możesz coś z tym zrobić, Ana? - zwróciła się do mnie.
Złapałam telefon i zobaczyłam kolejną nieprzeczytaną wiadomość. Miałam nadzieję, że to Darek, ale niestety i tym razem to był Michał Idealny.

Muszę się zobaczyć z Marią. Natychmiast.

- Maryśka, obawiam się, że będziesz musiała opuścić dzisiaj jaskinię i iść na spotkanie ze swoim facetem.
- Nigdzie nie idę.
- Tym razem nie użył w smsie ani jednego „proszę” i „błagam”, żadnej smutnej buźki. Obawiam się, że teraz nie żartuje.
- Przecież nie spojrzę mu prosto w oczy! - wykrzyczała.

Cóż, nosząc w sobie nowe życie, które stworzyła z moim wujkiem miała prawo nie chcieć pokazywać się swojemu narzeczonemu, ale to nie oznaczało, że od razu powinna go wkręcać w ojcostwo, prawda?

- Jesteś totalnie psychiczna, Maryśka – podsumował wujek. - Jak cię kocha, to ci wybaczy, jak nie to by oznaczało, że nie jest ciebie wart. Powiedz mu prawdę.
- A gdybyś to twoja dziewczyna przespała się z kimś innym i nosiła w sobie jego dziecko? CZY TY JETEŚ NORMALNY? Takich rzeczy się nie wybacza!
- Słuchajcie, ja naprawdę nie sądzę, że taka wymiana zdań cokolwiek nam rozwiąże... - zaczęłam. Ciągle gapiłam się na ekran telefonu.

Karola usiadła obok mnie na dużym łóżku w moim pokoju i pokręciła przecząco głową. Wojny w naszym mieszkaniu były w ostatnim czasie na porządku dziennym, ale ciągle nie mogłyśmy wyjść z podziwu, że Maryśka jest w stanie ubrać barwy wojenne do każdej wypowiedzi.

- Obawiam się, że i tak musimy pójść do Michała – ciągnęłam. - Nie odzywasz się do niego od tygodnia i chłopak naprawdę się martwi.
- I co mu powiem? - wypaliła z czerwonymi ze zdenerwowania oczami. - Cześć kochanie, mam dla ciebie niespodziankę? Będziesz tatusiem? Chryste, jak to brzmi! - zawyła.
- Po pierwsze, nie możesz się denerwować – wyrecytowała Karola. - Kobiety w ciąży nie mogą się denerwować.

Marysia udała, że nie słyszy, bo w dalszym ciągu Karola była dla niej jak kiepskiej jakości powietrze. 

Czarnulka przewróciła oczami, założyła ręce i podkuliła nogi. Gdyby nie to, że czułam się nieswojo przebywając w pobliżu niej, pewnie już dawno bym ją objęła.
- I mogłabyś przestać udawać, że mnie tu nie ma – wysyczała przez zęby.

To też umknęło wyostrzonej uwadze Marysi, albo w dalszym ciągu udawała obrażoną.
Dobrze, spokojnie – powiedziałam. - Marysia, czy nie sądzisz, że powiedzenie prawdy Michałowi to będzie odważna i odpowiedzialna decyzja? - zaproponowałam.
- Jeśli zależałoby mi na tym, żeby zacząć być wytykana palcami to faktycznie mogłabym się nad tym zastanowić...
- Mówię zupełnie poważnie! Powiesz Michałowi prawdę, czy nie? - zacisnęłam pięści.
- Gdybyście nie zagrozili mi, że jak pozbędę się problemu to...
- Niczego się nie pozbędziesz – wtrącił Tomek.

Marysia zazgrzytała zębami. Od kiedy siedziała w swoim pokoju, zakładała na siebie tylko szary dres, nie myła włosów, ale wiązała je w kucyk na czubku głowy i naprawdę od bardzo dawna nie robiła sobie makijażu. Powoli zaokrąglał jej się brzuszek, co ukrywała pod szeroką bluzą, a może po prostu moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Teraz stała wkurzona jak osa obok Tomka i starała się nie wybuchnąć szyderczym śmiechem.

Tomek z kolei nie bardzo wiedział co ma ze sobą począć w obecnej sytuacji (to znaczy, oprócz tego co już zostało poczęte). Wymusił na mnie, że nie pisnę ani słowa rodzicom o tym, że będzie ojcem. On sam nie wiedział czy ma płakać, czy się cieszyć. Był sfrustrowany zachowaniem Marysi, ale za wszelką cenę próbował jej pomóc, chociaż za każdym razem odtrącała jego pomocną dłoń. Jedyne co mu się udało to wybicie jej z głowy „pozbycia się ciąży”, cokolwiek  miała na myśli używając tych słów.

- Nie mogę mu powiedzieć – zawyła. - Po prostu nie mogę...
Mój wujek chyba powoli zaczynał siwieć z nadmiaru wrażeń i zawirowań w życiu studenckim jego współlokatorek. Przeklną pod nosem, a potem niedźwiedzią ręką przeczesał włosy, jakby zastanawiał się nad tym co odpowiedzieć.
- Świetnie. Rób co chcesz – przecisnął przez gardło. - Ale na moją pomoc nie licz.

Wdać było, że kosztowało go to o wiele więcej niż sam początkowo wycenił. Wycofał się niedźwiedzim krokiem z pokoju i zostawił nas zupełnie same. Cisza, która zawisła w powietrzu była ciężka i męcząc. Czekałyśmy na reakcję Marysi.

- Świetnie – gestykulowała rękami. - Jeden problem z głowy.

Wspięła się na palcach po koszyk, który stał na szafie i z pudełka po prostownicy wyciągnęła testy ciążowe. Wybrała jeden i schowała do kieszeni buzy, a resztę wrzuciła z powrotem do pudełka.

Obawiałam się, że Marysia już postanowiła co zrobi z tym fantem. I nie będzie to najmądrzejsza decyzja jej życia.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Godzinę później - część 2

Z bijącym sercem szukałam przystojnego ciemnowłosego chłopaka, który na jednej z imprez nie chciał się ode mnie odczepić, a potem niósł na rękach półprzytomną Marysię przez pół miasta. 
Co mi strzeliło do głowy, kiedy mówiłam, że zabawnie będzie kiedy mnie znajdzie? Czy nie prościej było podać numer telefonu? Dlaczego ja wiecznie muszę sobie wszystko utrudniać, zamiast korzystać z możliwości jakie daje mi życie? Przecież poprosił mnie o ten cholerny numer telefonu! „Jeśli będziesz chciał to mnie znajdziesz”, akurat. 
Powoli dokopałam się do Karoli. Usiadła na stołku barowym i popijała piwo przez słomkę. Kiedy mnie zauważyła, zdjęła torebkę z krzesła obok i wzrokiem wskazała mi puste siedzenie. Wsunęłam się na krzesło, co nie było znowu takie łatwe, kiedy miałam wysokie obcasy, i z bijącym sercem rozejrzałam się po klubie. Miałam idealny widok na wszystko to o działo się za barem i... na barmanów. 
Karola podsunęła mi piwo. Przyssałam się do słomki. 
- Czy on tu jest? - zapytała konspiracyjnym tonem.
Niechętnie pokręciłam głową. Sama nie wiedziałam czy to powietrze, które ze mnie zeszło to ulga czy może zawód. 
- Hm, to może kogoś zapytam?
Zrobiłam gigantyczne oczy ze zdziwienia, że w ogóle Karoli takie coś przyszło do głowy. 
Czyjeś łokcie wbijały mi się w plecy, i włosy łaskotały mnie po rękach, a cały tłum, który napierał na bar zatrzymywał się akurat na moich plecach. Nie marzyłam o niczym innym jak o tym, żeby sobie stamtąd pójść i wypić w spokoju to cholerne piwo, a potem wrócić do  domu. 

- Zgłupiałaś? - zapytałam. Mogła nie usłyszeć, bo między nas wcisnęła się jakaś para i dobitnie zażądała promocyjnych drinków.
- Ja się tym zajmę – usłyszałam. - Hm, przepraszam... 
Gdzieś z drugiego końca baru dojrzał nas jeden z barmanów. Był ubrany w czarną koszulę z firmowym logiem na piersi, i dobrze skrojone dżinsy. Z wyglądu przypominał niegrzecznego chłopca, ale kiedy tylko zauważył, że Karola macha w jego kierunku, na jego twarzy wykwitł miły uśmiech. 
Nie zdążyłam jej strącić z krzesła, bo barman przemieszczał się z prędkością światła i w ciągu jednej chwili znalazła się przy nas. 
- W czym mogę pomóc, drogie panie? - zapytał.
- Szukamy pewnej osoby – zaczęła Karola. - Czy pracuje tu jakiś „Maciek”? 
- Taaaak, pracuje – odpowiedział niechętnie. Najwyraźniej nie przepadał za takimi pytaniami. - Ale dzisiaj go nie ma.
- Mhm. A czy jest jakaś szansa, że się tu pojawi? - drążyła. 
Zrobiłam się już tak purpurowa, że przechodziłam w przezroczysty, tak bardzo paliłam się ze wstydu. 
- Szansa jest. Czasem zagląda tutaj kiedy ma wolne.
- A czy mógłbyś dać mi do niego numer telefonu? 
Chłopak roześmiał się. Nie było szans na numer telefonu. 
- Nie mam. Pracuje tu od niedawna i nie znamy się z chłopakami na tyle dobrze, żeby wymieniać numery.
Wytarł ścierką kufel do piwa, a potem odstawił go na bok. Wzruszył ramionami. 
- A nie możesz załatwić nam jego numeru od kogoś... innego?
- Słuchaj, bardzo chciałbym pomóc, ale naprawdę nie mogę. 
- Nie możesz zapytać, czy ktoś ma do niego numer? 
Kopnęłam Karolę w kostkę. Lekko się skrzywiła, ale starała się nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Numer telefonu? Czy jej już naprawdę coś usiadło na mózg? I że niby ja miałabym do niego zadzwonić, tak? 
- Hej, Bola! - zawołał chłopak odwracając się do swoich kolegów. Stali w zupełnie innym końcu pomieszczenia. - Te miłe dziewczyny pytają, czy nie masz może numeru telefonu do tego jak mu tam...
Zeskoczyłam ze stołka i uciekłam czym prędzej w dziki tłum, który prowadził na salę taneczną. Potrzebowałam dokładnie dwóch sekund, żeby zorientować się, że mam kłopoty. Przecież Darek mówił mi, że Bola dostał pracę. Czyżby umknęło mu to, że dostał pracę w elitarnym klubie w Krakowie? Jak mógł pominąć taki szczegół? To nawet nie był szczegół!
Marzyłam tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Albo wytłuc wszystkich gości tego klubu zaczynając od wijących się dziewczyn, a kończąc na Boli i dopiero potem dać się porwać otchłani rozpaczy. 
Przynajmniej miałam pewność, że Maćka nie było w pobliżu. 
Z rękami uniesionymi do góry dopchałam się aż do stanowiska DJ-a. Przez chwilę pobujałam się do Shakiry bacznie rozglądając się na boki. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że: 
a) Bola powie o wszystkim Darkowi i wyjdzie na jaw, że go zdradziłam, 
b) Maciek naprawdę mnie wystawił i nawet nie zamierzał mnie szukać, 
c) Karola nie mogła postawić mnie w mniej komfortowej sytuacji. Dlaczego ona to zrobiła? Czy nie wystarczyło jej to, że i tak moje życie wisiało na włosku, a mój związek razem z nim? Czy to, że Darek mnie zdradził, oznaczało, że ja musiałam jawnie i z premedytacją zdradzić jego? 
Hej, czekajcie! Ja totalnie wiem o co jej chodziło! 
Musiałam ją znaleźć. Wiosłowałam rekami w drugą stronę, żeby przedostać się do baru. Chciałam stanąć przed nią, spojrzeć jej prosto w oczy i zapytać, czy naprawdę chodziło jej o to, żeby zniechęcić do mnie Termita.
Kiedy ja go nawet nie lubiłam. Z mojej strony to było na tyle. 
Wypatrzyłam ją jak stała przy ścianie i szukała mnie wzrokiem. Cekiny wbijały mi się w plecy, czyjeś kolczyki zaczepiły o moją sukienkę, a tłum szalał do Gangam Style bujając się na boki. Ledwo mogłam się utrzymać na dwunastocentymetrowych obcasach. 

- Dlaczego to zrobiłaś? - dopadłam ją niemal krzycząc. 
Czarnulka wzruszyła ramionami i pokazała mi gestem dłoni, że niewiele słyszy. Przysunęła się dwa kroki do przodu, tak, że stałyśmy naprzeciwko siebie. 
- Dlaczego mi to zrobiłaś? - powtórzyłam.
- O co ci chodzi? - zapytała, jakby cała ta sytuacja sprzed kilku minut w ogóle nie miała miejsca. 
Pokręciłam głową z niedowierzania. Przysunęłam się jeszcze bliżej, żeby wyjaśnić jej, że to co zrobiła było nie na miejscu, nieetyczne i prawdopodobnie zrujnuje mi życie, ale wtedy stało się coś dziwnego. 
Tłum jeszcze bardziej się ścieśnił. W jednej chwili znalazłam się naprzeciwko mojej przyjaciółki i nie dzielił nas nawet jeden pęcherzyk powietrza. W drugiej chwili, ktoś popchnął nas w tak niefortunny sposób, że zamiast celować w jej ucho, żeby wygarnąć jej wszystko to co zrobiła, moja twarz trafiła w jej twarz,  a konkretnie moje usta przykleiły się do jej ust. I to by było jeszcze jak najbardziej w porządku, bo takie rzeczy się zdarzają, a potem wszyscy śmiejemy się z tego na imprezach. Tyle, że Karola nie cofnęła się, nie odskoczyła, tylko mnie... pocałowała. 
Długo i namiętnie. Nie tak jak w trakcie naszej nauki całowania, nie jak wtedy, kiedy demonstrowała mi zachowanie Termita. Całowała mnie tak, jakby długo czekała na ten moment i cóż, jakby chciała mnie pocałować. 
Stałam nieruchomo nie bardzo wiedząc co mam zrobić. 
Po raz kolejny nie wycelowałam w to miejsce co trzeba i jak się okazuje, nie potrzebowałam do tego polnych kwiatów. Parszywe szczęście. 
Patrzyłam na jej przymknięte powieki oczami rozszerzonymi ze zdziwienia. Nie wiedziałam, czy mam odskoczyć, odepchnąć ją, po prostu odejść, czy może zignorować i udawać, że nic się nie stało. Stałam wmurowana w podłogę elitarnego klubu Lola i czekałam na jej reakcję. 
Karola odkleiła się ode mnie, uśmiech wykwitł na jej twarzy, a potem złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę środka sali, żeby przetańczyć jeszcze kilka kawałków. Nie skomentowała tego nawet jednym słowem. 
Myślałam tylko o tym, że moja przyjaciółka właśnie mnie pocałowała i że mój chłopak w ciągu dwudziestu czterech godzin dowie się, że szukałyśmy barmana Maćka. Gdzieś tam, bardzo głęboko tliła się jeszcze iskierka nadziei, że może Bola nie wie jak wyglądam, bo właściwie nigdy się tym nie interesował i nie był w stanie podnieść głowy, żeby zobaczyć, że to ja wchodzę do pokoju, czy cokolwiek. Tylko to utrzymywało mnie przy życiu. 
Boże, ona naprawdę to zrobiła. I nie chodzi tutaj o zdzieranie numeru telefonu nieznajomego faceta od kolegów mojego chłopaka. 

piątek, 13 lutego 2015

Godzinę później - część 1

Miałam idealnie wyprostowane włosy i perfekcyjną kreskę na oku. Wyglądałam jak milion dolarów w gigantycznych szpilkach, które podwędziłam niezauważenie z szafy Marysi, obcisłej sukience i rockowej kurtce Karoli. Karola też nie schodziła z ceny, bo założyła obcisłe spodnie, bluzkę w kolorze cappuccino z głębokim dekoltem i wysokie koturny. Kiedy powiedziała mi, że wybieramy się na spacer, nie podejrzewałam, że będę musiała się wystroić jak na wybieg, żeby przejść Floriańską do Rynku głównego i z powrotem. 
Niestety w połowie naszego spaceru lekko zmodyfikowała swój pomysł. Wiedziałam, że do tego dojdzie, bo inaczej nie nalegałaby na to, że mam mieć perfekcyjny makijaż (róż i tusz do rzęs? Oszalałaś? Zrób się na dziką kotkę, mamy prawo błyszczeć na spacerze). 
Na SPACERZE. 
Idealna kreska na oku z okazji SPACERU. 
W połowie ulicy Floriańskiej zaczepił nas młody chłopak w kapeluszu i marynarce narzuconej na rozpiętą koszulę. Błyszczały mu oczy, kiedy prześwietlił nas od góry do dołu.  Podekscytowany wcisnął nam w dłonie kupony wejściowe do Loli. 

- Nie, my dzię...
- Jasne, super! - nie dała mi dokończyć. - Dzięki wielkie. 
Bylibyście w stanie uwierzyć w to, że zupełnie zapomniałam o Maćku? Naprawdę, wyleciało  mi z głowy, że ktoś taki istnieje. Widocznie wyparłam z pamięci jego postać, a może po prostu miałam za dużo na głowie. Poza tym, to on  miał mnie znaleźć, prawda? Nie powinnam się była wychylać w żaden sposób, on sam powinien zrobić wszystko, żeby do mnie trafić. 
To, że pracuje w Loli jako barman, też zupełnie mi umknęło i obudziłam się dopiero w momencie, kiedy schodziłyśmy schodami wyłożonymi czerwonym dywanem do podziemnego klubu i kiedy Karola odwróciła się do mnie przodem. 
- Co za zbieg okoliczności! - wypaliła. - Może natkniemy się na Maćka.
Maćka. Maćka. O jakim ona Maćku... O BOŻE. 
To właśnie wtedy straciłam panowanie nad sobą i zaczęłam uciekać w popłochu. Gdyby nie to, że biegłam pod prąd i niezadowoleni goście imprezy wygłaszali głośno swoje uwagi, już dawno pokonałabym rekordowy odcinek floriańskiej biegnąc na wysokich obcasach. 

- Opanuj się! - upomniała mnie dziewczyna. - Przecież nic się nie stało.

Wytłumaczyłam jej to, że faceci nie lubią, jak kobieta im się narzuca i, że kiedy mówią, że z pewnością ją znajdą, i że NAPRAWDĘ to zrobią to i tak zaraz po imprezie zaczynają mieć ją gdzieś i szukają kolejnej zwierzyny. 
I jeszcze to, że nie mam ochoty się na niego natknąć. Najmniejszej. 
- Czy może być coś bardziej upokarzającego niż szukanie faceta, który nie chce cię znaleźć? - zawyłam.
- Owszem – powiedziała ciągnąc mnie w stronę szatni. - Bardziej upokarzające jest latanie za facetem, który woli twoją najlepszą przyjaciółkę. 
- Hej, nie miej do mnie o to pretensji! I tak jestem przekonana, że się przesłyszałaś.
- Wątpię. 
- Mógł powiedzieć, „ A, no tak zawsze cię pragnąłem”. Niekoniecznie „Ano”. Mogłaś pomylić prosty zwrot „A, no” z moim imieniem. 
- Daruj sobie – popatrzyła na mnie zrezygnowana. - Nie chcę do tego wracać. 
Przytaknęłam. Oddałyśmy kurtki do szatni i schowałyśmy plastikowe kluczyki do staników (bezbłędny sposób na przetrzymywanie pieniędzy i kluczy od domu, a czasem nawet telefonu komórkowego), a potem poszłyśmy na sale taneczną. 
Nigdy nie byłam w Loli. Lola to najbardziej elitarny klub w Krakowie i jeśli nie jesteś bogatą utrzymanką swojego równie bogatego faceta, który równie dobrze mógłby być twoim ojcem, albo nie szukasz sponsora na jedną noc, albo chłopaka, który obiecał, że cię znajdzie i zupełnie przypadkowo jest barmanem – nie masz czego szukać w w tym klubie. 
Bo Lola to podziemny klub do którego schodzi się po czerwonym dywanie, gdzie ochrona odprowadza cię spojrzeniem nawet do łazienki. W tle leci jakaś ekspresyjna muzyka do której nie za bardzo wiesz jak się ruszać, ale laski, które polują na sponsorów z całą pewnością mogłyby się wić do niej jak węże. Wszyscy są ubrani jakby dopiero co wyskoczyli z okładki czasopisma i mają na nogach bajecznie drogie i wysokie buty, na których się nie potykają. 

Zwykli śmiertelnicy maja problem z chodzeniem na tak wysokim obcasie, ale nie goście Loli. Goście Loli płyną nad ziemią, a ich obcasy ciągnął się za nimi, a przy tym wyglądają bosko, nie maja pryszczy i puder im się nie waży z nadmiaru potu. Bo klienci tego klubu chyba w ogóle się nie pocą. 
Pasowałyśmy do tego klubu jak pięść do nosa. Albo jak Księżna Kate Middleton do naszego krakowskiego mieszkania. Albo jak Termit do Karoli, albo... 
Wszystkie ściany były wyłożone lustrami, żeby każda polująca na starszego amanta kobieta mogła widzieć wszystkie swoje ruchy i ewentualnie rozmazany tusz do rzęs. Wszędzie był puszczany dym i czerwone światła. Podejrzewam, że w pierwszy lepszym burdelu bywało przytulniej. 
Karola wspięła się na palcach i ponad głowami wszystkich znalazła wejście do baru. Pociągnęła mnie za rękę, a ja starałam się nie wywinąć kozła na moich niebotycznie wysokich obcasach. Po kilku metrach, które udało mi się przebyć nie wbijając nikomu łokci w żebra, dałam sobie spokój z przepraszaniem wszystkich dookoła, bo i tak zagłuszała mnie muzyka. 
Bar znajdował się w zupełnie innym pomieszczeniu, ale i tak w korytarzu łączącym salę taneczna z barem, wiła się cała masa gibkich kobiet. Wyglądały jakby właśnie szykowały się na casting do cyrku. Przefiltrowałam je wzrokiem i pogratulowałam sobie wyczucia stylu. Wszystkie panienki miały na sobie przyciasne sukienki, które nie pozostawiały zbyt dużego pola dla wyobraźni. 
Wciągnęłam powietrze, jakby od tego zależało, czy zobaczę Maćka. 
- Strasznie się wleczesz – szturchnęła mnie czarnulka. - Zajmę nam kolejkę. 
Zniknęła mi z oczu, bo z prędkością światła wbiła się do kolejki. Niepewnie rozejrzałam się dookoła. Znając moje szczęście Maciek faktycznie gdzieś tam była, ale pewnie już kilka razy zdążył o mnie zapomnieć. Albo dopiero co opuścił klub. I chociaż byłam przekonana, że ta historia nie skończy się szczęśliwie, ja w dalszym ciągu lustrowałam wzrokiem wszystkich gości w poszukiwaniu tego chłopaka. 
Chociaż nie powinnam, bo przecież miałam już swojego, nawet jeśli całkiem niedawno zdradził mnie z jakąś lafiryndą w piwnicy swojego bloku. 
Gdzieś tam głęboko, naprawdę, bardzo bardzo głęboko, tliła się w moim sercu iskierka nadziei, że może akurat nie mógł mnie znaleźć, chociaż tak bardzo się starał. Albo właśnie dał do drukarni moje zdjęcie i w ciągu kilku dni zobaczę swoją podobiznę na wszystkich słupach ogłoszeniowych. Albo napisał ogłoszenie w internecie, a ja po prostu akurat je pominęłam. Mógł mnie szukać. Miał tyle możliwości, a mi po prostu nie przyszło do głowy, żeby sprawdzić, czy gdzieś tam na świecie jest poszukiwana Ana. 

Nawet na to nie wpadłam. 

poniedziałek, 9 lutego 2015

Knock - knock

Jeden kubek zaniosłam pod drzwi pokoju Marysi i zapukałam cicho. Dziewczyna otworzyła je, schyliła się po herbatę i prawie bezgłośnie powiedziała: 

- Jak będziesz robiła kanapki to zrobisz dla mnie jedną? - falowane blond włosy były spięte na czubku głowy. 
- Jasne – próbowałam się uśmiechnąć, chociaż tak naprawdę niespecjalnie chciało mi się unosić kąciki ust. 
Usiadłam z kubkiem parującego wrzątku i pozwoliłam aby para otuliła całą moją twarz. Byłam zupełnie zmęczona całą sytuacją i naszą żałobą w mieszkaniu. Już nie pamiętałam jak to jest być w tym dużym pokoju zupełnie sama – zawsze Karola zajmowała albo większą część dywanu rozwalając się z książką i zostawiając okruszki po ciastkach na podłodze, albo zwijała się w kłębek na łóżku i nakrywała kocem. Gadała wtedy o swojej wielkiej miłości do Termita i o tym, że jej matka jest nienormalna. Zajmowała połowę, a czasem więcej, mojego łóżka co zwykle mnie irytowało, ale kiedy okazało się, że  mam całe łóżko dla siebie to było jakoś... pusto? 
Usłyszałam, jak ktoś zdecydowanie puka do drzwi mieszkania. Dałam sobie spokój i powoli piłam zieloną herbatę zakładając, że Tomek znowu zamówił żarcie na wynos i mogłam tylko obstawiać czy to była pizza czy może tym razem chińszczyzna. Dłuższa chwila minęła zanim podszedł do drzwi. Usłyszałam jak skrzypią, a potem ktoś pakuje się w buciorach do przedpokoju. 
Drzwi w moim pokoju były bardzo trudnym przypadkiem bo ciężko je było zarówno domknąć jak i otworzyć. Zawiasy zjedzone przez czas skrzypiały kiedy napotkały strumień powietrza. W pewnym momencie uchyliły się i stanęła w nich czarnowłosa dziewczyna. 
Poparzyłam sobie język. 

- Nie mogę tam mieszkać! - stwierdziła.
I celowo zrobiła to głośno, żeby Marysia wszystko usłyszała. 
- Jestem tam od czterech dni i dostaję szału.
- No świetnie – powiedziałam lekko zdezorientowana. - Ale nikt przecież nie zabrania ci do nas wrócić...
- Honor – oznajmiła. 
- Schowaj go w buty i przynieś piżamę. 
Odstawiłam kubek na biurko i wyciągnęłam się na krześle. Chyba całe wieki nie rozmawiałam z nikim oko w oko. Rozmów telefonicznych w ostatnich dniach miałam już powyżej uszu. 

- Maria zabije mnie wzrokiem – wyjaśniła.
- Prawdopodobnie nawet nie zauważyła, że cię nie ma.  

Co było okropnym kłamstwem, bo głośno i wyraźnie skomentowała całe zdarzenie, jak tylko Karola zamknęła za sobą drzwi mieszkania. Powiedziała, że nareszcie zrobiła coś dobrego dla niej i ich przyjaźni. Wyczułam w tym sporą dawkę ironii. 

- Jasne – prychnęła czarnulka. - Czy możemy dzisiaj gdzieś wyjść, albo zrobić cokolwiek, żebym nie musiała topić się we własnych wyrzutach sumienia, pilnować Adasia i zajmować się bliźniaczkami a potem wysłuchiwać jaką to wyrodną jestem córką, bo zamknęłam na pół dnia matkę w pokoju gościnnym? I że jeszcze mam czelność wracać do domu, wyobrażasz to sobie? Powiedziała mi to własna matka.
Nie chciałam rozmawiać o jej relacjach z Elą  bo od zawsze były one na stopie wojennej i nie robiło to na nas już najmniejszego wrażenia. 

- Masz jakąś propozycję? Bo ja zamierzałam otworzyć czekoladę, zrobić kakao i obejrzeć jakieś romansidło, które przypominałoby o tym, jak beznadziejnego mam chłopaka.
- Świetna myśl – zaaprobowała – pod warunkiem, że zaraz po tym masz zamiar popełnić samobójstwo. Mam lepszy pomysł. 
Zwykle kiedy ktoś mówił, że ma „lepszy pomysł”, można się było spodziewać, że z całą pewnością nie będzie lepszy, a już na pewno przysporzy nam nowych problemów. Dlaczego nie mogłam się nauczyć, że kiedy ktoś chce mnie wciągnąć w cokolwiek, a mi świeci się nad głową czerwona lampka to znaczy, że NIE POWINNAM TEGO ROBIĆ? 

Byłam takim tchórzem i słabeuszem, że nie byłam w stanie powiedzieć „nie” nikomu z wyjątkiem mojego chłopaka.  A i tak ostatnim razem „nie” powiedziała za mnie Marysia. 

czwartek, 5 lutego 2015

Kilka dni później

Z facetami był jeden podstawowy problem: jeśli byli potrzebni, to nigdy ich nie było, a kiedy życzyłaś sobie tego, żeby więcej ich nie zobaczyć, nagle okazywało się, że nad twoją głową wisi wielka strzałka z napisem: tak, tu jestem. 

Od kiedy wydało się, że moja najlepsza przyjaciółka przespała się z MOIM WUJKIEM, życie na jednej z krakowskich ulic, w skromnym studenckim mieszkaniu zmieniło się nie do poznania. 
 
Po pierwsze: Karola zrezygnowała z wynajmowania prawej części mojego łóżka, bo nie mogła znieść tego, w jaki sposób Marysia ją traktuje. Karola była dla niej już nawet nie powietrzem – wstrzymywała oddech przechodząc obok, jakby zaciągnięcie się wonią dziewczyny miało jej w jakiś sposób zaszkodzić. Czarnulka nie wytrzymała i zapukała do mieszkania swojej matki z przeprosinami. Miała już dosyć klękania przed zaborczą blondynką i błagania ją o wybaczenie, a musicie wiedzieć, że ona dosłownie klęczała i błagała ją o to, żeby z powrotem zawiązać nić przyjaźni. 
 
Żegnałam ją z białą chusteczką w ręce, jakby wyprowadzała się na koniec świata, a nie do mieszkania obok. 
 
Po drugie: Marysia siedziała zamknięta w swoim pokoju przez cały czas, wyłączając momenty, kiedy otwierała drzwi, żeby odebrać ode mnie herbatę/płatki kukurydziane czy resztki obiadu, o co prosiła w wylewnym smsie. I pomijając te dziwactwa, zachowywała się wobec mnie jak moja najlepsza przyjaciółka. Uśmiechała się promiennie i dziękowała oraz chwaliła wszystko to co jej przyniosłam. Gdyby nie Tomek, to nawet nie wiedziałabym, że przez przez ścianę dzielącą jego jaskinię od pokoju Marysi, wylewa hektolitry łez. Wujek powiedział mi na ucho, że z jego pokoju słychać dosłownie wszystko. 
 
I  po trzecie: Tomek zachowywał się tak, jakby Marysia była jego żoną, a w najgorszym przypadku dziewczyną, bo dbał o nią bardziej niż o swoje wyjściowe buty. Zwykle przeze mnie przekazywał wszystko to co chce jej powiedzieć, ale kiedy wyrzucała pomięte kartki z listami miłosnymi przez okno, chłopak zupełnie się załamał. Kazałam mu zacząć do niej dzwonić, ale wtedy wyłączyła telefon. 
 
To pewnie dlatego do mnie dobijał się cały jej świat, a moja skrzynka wiadomości głosowych pękała w szwach. 
 
Nie miałam wyjścia. Dzielnie odbierałam telefony. 
 
Od Michała: O, cześć! Tak, Marysia popsuła telefon, a teraz bierze długą kąpiel. Przysięgam, że jak tylko skończy to powiem jej, że dzwoniłeś. Oczywiście, że wybiera się do szpitala. Jak tylko skończy czytać sześćset pięćdziesiąt stron na jutro to od razu się tam pojawi. Nic na to nie poradzę, że już są sprawdziany. Matura sama się nie napisze, kolego!

Od jej mamy: Dzień dobry, czy coś się stało? Dzwoni pani już pięćdziesiąty raz i zastanawiam się czy wszystko okay. Marysia mówiła, że ma problem z siecią, i musi go rozwiązać. Przekaże. Teraz jej nie ma. Jak wróci to powiem, żeby się odezwała. Niech się pani nie martwi, mam ją na oku. Słucham? Jakich głupot? Nie narobiłyśmy ŻADNYCH GŁUPOT. Tylko teraz dużo się uczymy, rozumie pani, matura i te sprawy... Żyjemy pod ogromną presja. Rozumie pai, zależy nam na dobrych wynikach w szkole. 
 
Chyba powinnam przestać wyciągać maturę jako główny argument dlaczego Marysia przestała utrzymywać kontakt ze światem. 
 
Od mojej mamy: Jak to, nie odbiera telefonów? Powiedz tej kobiecie, że jej córka jest zajętym człowiekiem i nie będzie rozmawiać ze swoją matką przez cały czas, bo nie ma czasu, i jak już wspominałam, jest bardzo zajęta. Słucham? Że niby ja jestem zirytowana? Skąd ci to przyszło do głowy, mamo? Eee, czy powiedziałam tacie o rocznicy? Oczywiście, ale chyba nie bardzo mnie słuchał. Nie obchodzi mnie ten nauczyciel, więc mogłabyś mi tego oszczędzić. Spoko mamo, naprawdę. Musze kończyć. 
 
Od mamy Michała: Dzień dobry, Marysia nie może podejść do telefonu. Jest zajęta dzierganiem Matki boskiej na poduszce dla pani syna. Tak, też uważam, że to cudownie z jej strony, dlatego nie przeszkadzam jej ciągłymi telefonami. Miłego dnia!
 
Od Karoli: Jeszcze nie wyszła i jeśli nie wykurzymy jej stamtąd siłą to raczej nie zapowiada się, żeby opuściła ten pokój... Ona od nikogo nie odbiera telefonów, więc nie musisz czuć się wyróżniona. 
 
Od Tomka: NAPRAWDĘ nie obchodzi mnie to że masz już swoje typy na imiona dla dziecka. Mam to gdzieś i nie będę jej przekazywać twoich pomysłów. Poza tym, po co dzwonisz, skoro masz do mnie dwa metry? Y, chociaż nie. Nie przychodź. 
 
Od Michała, znowu: Jest na czterysta drugiej stronie, jeśli będziesz co chwilę dzwonił, to ona nie zdąży wpaść do ciebie przed Bożym Narodzeniem. Nic nie kombinujemy, zajmij się kierowaniem łaski bożej na twoje rany po upadku. No co ty, naprawdę podejrzewają, że ktoś mógł ci czegoś dosypać? Nie wierzę! Zapytam Darka, jasne. Pa! 
 
Od Darka: Ciągle nie wiesz, dlaczego jestem na ciebie wściekła? Nie chodzi mi o ten cholerny weekend w Zakopanem! To wszystko przez twoje przeklęte buty! A tak w ogóle, co ci się stało w oko? Halo? Darek? Jesteś tam? Idiota. 
 
Od Tomka:  Eleonora, hm, nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy twój pomysł... Czy możesz w końcu przestać mi przeszkadzać i zająć się ważnymi sprawami a nie szukaniem imienia dla dziecka? 
 
Od Karoli: Naprawdę masz ochotę wyjść na miasto? Od kilku dni jestem pełnoetatową sekretarką Marysi i chyba już powoli tracę głos. Nie wiem. Pomyślę nad tym, okay? Tak, mi ciebie tez brakuje. Nie ma mnie kto dociskać do ściany zimnymi stopami między pierwszą a drugą w nocy. 
 
Od Michała, po raz kolejny: A jak myślisz, ile stron jest w stanie przeczytać w ciągu dziewięciu minut? 
 
Od mojej mamy: Nie wydaje mi się, żebym dała radę urwać się na weekend do domu. Błagam, przyznaj się, dzwonisz tylko po to, żeby opowiedzieć mi o tym młodym nauczycielu. Nie sądzisz, że to trochę nie fair wobec taty? Ach, no tak, jeśli zapomniał o rocznicy pierwszej randki to jest nic nie znaczącym śmieciem... Nie, nie dawaj mi do telefony Elizy! Pa! 
 
Od mamy Marysi: Słucham? Nic z tych rzeczy, nie unikam pani!Naprawdę nagrała się pani na pocztę już dziesięć razy? Widocznie mój telefon też już nie jest w najlepszej formie. Marysia straciła głos. Tak, ma straszną chrypkę, lepiej żeby nic nie mówiła. Och, to może być angina! Chyba powinnam ją zabrać do lekarza. Mówi pani, że raczej chrypka nie jest wyznacznikiem? Cóż, chyba ma pani rację, lepiej sprawdzimy co to takiego. Do widzenia! 
 
Od Termita: Nie obchodzi mnie to, że nie możesz się dogadać z Karolą. Dla twojej wiadomości, Karola się wyprowadziła, bo mamy małą żałobę na mieszkaniu. NIE, TO WCALE NIE OZNACZA, że możesz do nas wpaść. Nienawidzimy nachosów. Założyłyśmy z Marysią klub kobiet nienawidzących nachosów, które przynoszą źli chłopcy, którzy rozkochują w sobie niewinne przyjaciółki. Nie masz pewności, że taki klub nie istnieje. Błagam, zajmij się rujnowaniem życia  komu innemu. 
 
Od taty: Tato, czy nie możecie zacząć rozwiązywać swoje sprawy między sobą? Dlaczego nie powiesz jej tego wszystkiego co właśnie mi? I jakby co, to przypomniałam ci o rocznicy, dobra? Nie, nie wiem czy znajdę czas, żeby pojechać na weekend do domu. Podejrzewam, że to będzie trudne. Też cię kocham! Pa!  
 
Od Michała, jeszcze raz: Nie sądzę, że się gniewa. Niby o co? Ona chce ci dać czas do namysłu. Po tym jak powiedziałeś, że nie możesz sobie poradzić z tą informacją... skąd wiem? Przecież jestem jej najlepszą przyjaciółką! Po prostu daj sobie czas. I jej. Jesteście najlepiej dobraną parą jaką znam i nie wydaje mi  się, żeby mogło stać się cokolwiek co sprawi, że was poróżni, hm, um... Zaraz padnie mi telefon. 
 
Od  Termita: Byłam zupełnie poważna, kiedy powiedziałam, że nie chcemy, żebyś przychodził. 
 
Od mojej mamy: Nie mamo, nie uważam, że nie jesteś warta okazywania czułości. Pogadaj z tatą, jestem pewna, że ma ci coś ciekawego do powiedzenia. 
 
A w końcu wyłączyłam aparat, bo moje zszargane nerwy nie radziły sobie z kulturalnymi wypowiedziami przez telefon. 
Zrobiłam za to dwie herbaty – o jedną zostałam poproszona w lakonicznym smsie. 

niedziela, 1 lutego 2015

28 października, dwie chwile później

- Czy ty jesteś w ciąży? - zapytał ponownie, jakby spodziewał się, że ktoś zaraz wyskoczy zza rogu i powie, że dał się wkręcić w dowcip stulecia. W jego głosie można było wyczuć nutkę nadziei, że ktoś zaraz wystrzeli konfetti i wszyscy będziemy się z tego śmiać. 
 
Marysia zakryła twarz rękami, żeby obronić się przed nienawistnym wzrokiem Karoli i pytającym spojrzeniem Tomka. Ja stałam z boku i wszystko dokładnie obserwowałam. Chłopak kucnął obok niej i położył rękę na drobnych plecach blondynki. 
- Dlaczego mi  nie powiedziałaś?
 
Parsknęłam śmiechem. A jak miała powiedzieć? Hm, cześć Tomek, pamiętasz  jak przeżywałam swój pierwszy raz u ciebie w pokoju, tam gdzie resztki pizzy szlajały się pod łóżkiem? Obawiam się, że zostanie nam mała pamiątka po tym wybryku. 
 
Ja bym umarła ze wstydu, gdybym zorientowała się, że spałam z Tomkiem (fuj, fuj!) a co dopiero, że zaszłam z nim w ciążę (fuj, fuj, fuj!). Musiałabym być niepoczytalna, żeby do tego dopuścić. Albo skrajnie sfrustrowana, bo tylko to tłumaczy zachowanie Marysi. 

- Poza tym, mówiłaś, że bierzesz tabletki...   
Maria w dalszym ciągu milczała. Jeszcze ściślej otoczyła się ramionami na wypadek gdyby Tomkowi przyszło do głowy ją objąć. 

- Nie bierze. Łyka jak sobie przypomni w przerwach między zdobieniem paznokci a wyczesywaniem kołtunów – pospieszyła z wytłumaczeniem Karola.
- Czy możesz przestać utrudniać mi życie? - jęknęła blondynka.
 
Karola wycofała się i stanęła obok mnie. Założyła ręce i teraz we dwie wpatrywałyśmy się w ten obrazek. Marysia skulona na dywanie i Tomek klęczący obok niej. 
  
- Ale to niemożliwe... - powiedział bardziej do siebie niż do kogokolwiek.
Był w tak ciężkim szoku, że przechodził teraz przez fazę wyparcia. Był tylko wolnym facetem, lewo po studiach, z dobrą praca, nowym samochodem i jeszcze tyloma imprezami przed sobą. Jakim cudem mógł wpakować się w ojcostwo? Co mu wpadło do tej cholernej, pustej głowy? 
Notatka na przyszłość: nigdy więcej nie proponuj włoskiego wina niewyżytej dziewczynie, która ma świętego faceta i nie uznaje seksu przed ślubem. Facet, nie dziewczyna. 
 
Nawet zrobiło mi się go żal, ale wtedy pomyślałam sobie, że Marysia musiała patrzeć na niego, kiedy był w zupełnym negliżu i wszystkie uczucia, które mogłyby walczyć o miano tych pozytywnych, odpłynęły. 

- Może zostawimy was samych – zaproponowałam.
- Nie – powiedzieli równocześnie. 
 
Nie pozostało mi nic innego jak stać nieruchomo i wpatrywać się jak dwóm bliskim mi osobom świat wali się na głowę bez żadnego ostrzeżenia. 
- Marysia, ale to naprawdę nie jest możliwe... - jak na tak dużego faceta, jego głos ewaluował w najbardziej babski sopran jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Jest możliwe, durniu! - wrzasnęła niespodziewanie. - Uprawialiśmy seks, ja nie łyknęłam tabletki, rzygałam, zrobiłam test, nie miałam okresu i ta-dam! - ze złością gestykulowała rękami. - Oto jestem! Ciężarna! 
- Ale... ja w to nie wierzę – Tomek zrobił się kredowo biały. 
- Spokojnie, wszystkim się zajmę – rzeczowym tonem obwieściła dziewczyna. - Zamierzam zadbać o to, żeby to coś nigdy nie przyszło na świat. 
 
Tomek spodziewał się, że Marysia machnie magiczną różyczką, którą ukradnie z pierwszej lepszej Halloweenowej wystawy i problem sam się rozwiąże. Nie przyszło mu do głowy, co tak naprawdę Maria zamierza zrobić. Widziałyśmy, że zdecydowanie się zrelaksował i jego ramiona nie były już tak bardzo spięte. 

- Ona chce poronić, idioto! - rzuciła Karola, kiedy zorientowała się, że Tomek zupełnie nie kuma.
Wtedy zaperzył się i zdecydowanie urósł w barach.  
- Jesteś jakaś niepoważna, czy co? - postukał się w głowę.
 
Ten gest mieliśmy akurat idealnie dopracowany w całej naszej rodzinie. Cały klan Pertysów stukał się w głowę, żeby uświadomić rozmówcy jak wielkim idiotą okazał się w ostatnim czasie. 
 
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. 

- Och, przestań ryczeć, morderczyni! - wypaliła Karola. Nie mogła patrzeć na to co Maryśka wyprawiała ze swoim życiem.
- Trzeba to przyjąć na klatę – oznajmiłam, żeby dodać otuchy Tomkowi. - Widocznie tak miało być. Bóg zamierzał dać wam dziecko. 
Nie byłam do końca pewna swoich słów, ale brzmiały na tyle mądrze, że mogły w jakiś sensie pomóc w budowaniu nowej relacji między młodymi rodzicami. 
- Nie mógł zacząć od kota?
 
Maryśce puściły wszelkie hamulce i rozpłakała się jak małe dziecko. Chłopak przysunął się bliżej, żeby przytulić dziewczynę, albo zrobić cokolwiek, co powinien zrobić facet w momencie, kiedy dowiaduje się, że zostanie ojcem przez głupie wino któregoś popołudnia. Blondynka strzepnęła jego dłonie z pleców i położyła się na ziemię w pozycji embrionalnej. Zapewne, żeby nadać wydarzeniu charakter nieco bardziej dramatyczny. 
 
Jakbyśmy już i tak nie mieli wystarczająco dużo wrażeń w ostatnim czasie. 

- To może pozmawiacie o tym, jak już Marysia ochłonie? - zaproponowałam.
- I jak już zabije moje dziecko? NIE MA MOWY – żachnął się chłopak. 
- Nikt tu nikogo nie będzie zabijał – obruszyłam się – czy jakkolwiek to nie brzmi, bez uprzedniej rozmowy ze wszystkimi, jasne? 
 
Byłam jak dobra wróżka lecąca nad polem bitwy, gdzie przyjaciele nawzajem wbijają sobie kołki między żebra i ta wróżka też z miłą chęcią by im wszystkim poharatała kości, ale jest zbyt smutna, żeby cokolwiek robić w tym kierunku. 

- Tomek, proszę, ani słowa moim rodzicom – zarządziłam. - Idź do pokoju, włącz odmóżdżający film i przestań się tym na razie przejmować.
- Czy ty jesteś poważna, Frana? 
- W życiu nie byłam poważniejsza.
- Jak twoim zdaniem mam teraz skupić się na czymkolwiek, skoro wiem, że będę ojcem? - spanikował. - Boże, który to miesiąc? 
- Drugi, baranie i jakoś do tej pory sobie radziłeś z olewaniem całego świata na rzecz Doktora House. - Ja nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałaś... - zwrócił się do Marysi. - Będę musiał zostać ojcem. Co za numer... 
- Czy możesz na razie nikomu się tym nie chwalić? - dziewczyna wysyczała przez zęby. - Byłoby miło, gdyby moi rodzice jednak się o tym nie dowiedzieli. 
- Jak chcesz przed nimi ukryć swój wielki brzuch, a potem niemowlaka? - Tomek był szczerze zdziwiony.
 
Maryśka wywróciła oczami. 

- O to się już nie martw. 
- Nawet nie próbuj robić krzywdy temu... dziecku! - wykrzyknął. 
 
Podeszłam do tego psychologicznie. Położyłam dłoń na ramieniu barczystego chłopaka i poklepałam pocieszająco. 
- Tomek, podejrzewam, że dziś już więcej z niej nie wyciśniesz.
- Idź już – bez ogródek ponagliła go Karola. 
- Nie sądzę, że... 
- Po prostu idź – powtórzyłam po czarnulce. 
 
Wykurzyłyśmy mojego wujka i przyszłego ojca z pokoju z wielkim trudem. Stawiał się, kiedy pchałyśmy go z Karolą w stronę drzwi i kilka razy próbował władować nam się z powrotem, ale przesunęłyśmy komodę i zatarasowałyśmy nią przejście. 
 
Karola już raz tego dnia barykadowała komodą jedne drzwi w mieszkaniu obok, więc wiedziałyśmy że patent powinien przyjąć się i tutaj. 
 
Wujek nie mógł tak do końca pogodzić się z tym, że a) zostanie ojcem b) jego ostatnia partnerka seksualna nie powiedziała mu, że nie łyka tabletek c) ta sama partnera seksualna nie napomknęła mu o ciąży ani słowa d) przyjaciółki jego ostatniej partnerki seksualnej wyprosiły go z pokoju w bardzo nieprzyjemny sposób używając do tego gróźb i zastraszania. 
Co dziesięć minut pukał do drzwi i pytał, czy Marysia czegoś nie potrzebuje. Soków, owoców, czekolady, ogórków czy czegokolwiek. Nie wystarczyło jak raz krzyknęłyśmy wszystkie razem, że nie, dziękujemy. 
- Nie pytałem was, tylko Marysi – obruszył się. 
 
Gdyby tylko siła jej na to pozwoliła to byłam przekonana, że z zażenowania waliłaby głową w ścianę swojego pokoju. Tymczasem leżała jak bezbronne zwierze na środku pomieszczenia i oddychała powoli, miarowo. Karola zaryzykowała i objęła ją ramieniem, a kiedy ta nie wbiła jej paznokci w dłonie przysunęła się bliżej, żeby dopasować się do pozycji embrionalnej przyjaciółki. 
 
Czy Karola żałowała, że powiedziała Tomkowi o tym, że będzie miał dziecko? Nie sądzę. Raczej przejmowała się tym, że Marysia może znaleźć kolejny sposób na to, żeby pozbyć się... tego czegoś z jej brzucha. Ściskała przyjaciółkę, jakby chciała jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i na pewno się ułoży. 
- Jak długo zamierzasz odgrywać tą szopkę? - zapytała w pewnym momencie Marysia.
 
Czarnulka otworzyła oczy ze zdziwienia, bo nie spodziewała się, że dziewczyna odezwie się  w przeciągu trzech kolejnych dni do kogokolwiek (doskonale pamiętała trzydniowy okres milczenia, kiedy przez zwykły przypadek zaczęła czytać jej kalendarz bo leżał na biurku zupełnie samotny i opuszczony). 

- Jak długo jeszcze będziesz udawać matkę Teresę z Kalkuty? - spróbowała ponownie.- Błagam, nie każ mi na siebie patrzeć, bo w tym momencie nienawidzę cię chyba bardziej niż TO... 
 
Mówiąc TO, miała na myśli małą fasolkę kiełkującą pod jej sercem, byłam o tym przekonana. 
 
Nie próbowałam więc wbijać się do przyjacielskiego uścisku, bo wiedziałam, że Marysia jeszcze przez bardzo długi czas nam tego nie wybaczy. A przynajmniej Karoli, bo ja wyjątkowo tego dnia byłam zupełnie czysta. Nie wmieszałam się w żadną głupią sprawę i nie skrzywdziłam żadnej istoty chodzącej po świecie. Byłam kryształowo niewinna. 
 
I smutna.