niedziela, 30 sierpnia 2015

Kilka tygodni później

Pewnie jesteście ciekawi jak to się wszystko się skończyło? 
Wróciłyśmy do wspólnych owsianek. Niestety przez to, że Marysię mdliło praktycznie na wszystko, musiałyśmy się zadowalać surową wersją naszego śniadania: zalewałyśmy płatki mlekiem i nie miałyśmy odwagi choćby posypać ich cukrem. 
Pytacie co z Marysią? Cóż, ciążą nie zdematerializowała się, proces się nie zatrzymał, nie doszło do żądnego cudu i Marysia nie przestała nosić w sobie dziecka, chociaż gorliwie, kilka razy dziennie prosiła o to w modlitwie wszystkie siły wyższe. 

Tomek ciągle robił podchody, ale oprócz radosnego dziękuję na widok fast food'a albo kubełka lodów, nie doczekał się nic większego. Marysi odpowiadało bycie adorowaną przez Tomka, na co z kolei mdliło mnie. Naprawdę nie mogłam patrzeć na to, jak mój wujek próbuje zbliżyć się do mojej przyjaciółki, a już na samą myśl o tym, że  jakiś czas temu doszło między nimi do... tego czegoś, dostawałam potwornych dreszczy. Czułam się z tym nieswojo, i nie sądzę, żebym kiedykolwiek zmieniła swoje stanowisko w tej sprawie. 

Tak samo nieswojo czułam się w towarzystwie Karoli. Obie udawałyśmy, że do niczego między nami nie doszło i żadna z nas nie miała cienia odwagi aby porozmawiać na ten temat. Czekałam na odpowiedni moment, a ten odwlekał się w nieskończoność. W końcu zajrzałam Karoli  przez ramię i zauważyłam, że oprócz żywej korespondencji internetowej z mamą – czarnulka rozmawia z kimś jeszcze. Z Termitem? Z chłopakiem? Z dziewczyną? Bałam się zapytać. 

No tak... Termit. Dorian ignorował mnie w sposób doskonały. Nawet jak szłam za nim do męskiej łazienki, żeby w końcu przyprzeć go do muru i porozmawiać jak dorośli ludzie , potrafił minąć mnie bez słowa i udać się do pisuaru tuż za moimi plecami. 

Tak krystalicznie czystego i jasnego w przekazie zachowania nie mogłam jednak oczekiwać od Darka. Ten, kiedy tylko zapomniał o wyniku równania: patelnia + głowa, w dalszym ciągu próbował się do mnie dobić. Z tą różnicą, że szerokim łukiem omijał nasze obskurne krakowskie mieszkanie. Czy kiedykolwiek się od niego uwolnię? Nie mam pojęcia. 

I powielam pytanie: czy kiedykolwiek się uwolnię? W mojej głowie, chociaż już lekko rozmazany, ciągle widniała postać Maćka. „Zjadę cię, znajdę cię...”. Nie znalazł. A ja też przestałam go szukać. W końcu w ostatnim czasie naważyłyśmy tyle piwa, że przed kolejnymi kuflami wypadało przynajmniej otworzyć mały bar. 

Obiecałyśmy sobie, że posłusznie założymy kagańce i przestaniemy pakować się w kłopoty, czy to celowo, czy zupełnie przypadkiem. W końcu jedna ciężarna dziewczyna w drużynie wystarczy. 

Epilog 

Ze wszystkich rzeczy na ziemi najbardziej nie lubię komunikacji miejskiej. Zwłaszcza momentu, w którym trzeba ścigać się ze sprinterkami o siwych włosach z laskami pod pachą i torbą zakupów na przyszły miesiąc. 
Lekko zirytowana wsiadłam do tramwaju linii 50 i złapałam się za oparcie siedzenia przede mną. Schowałam rękawiczki do torebki,  pogrzebałam chwilę za telefonem i niechętnie popatrzyłam na wyświetlacz. 

6 wiadomości od Darka. 3 nieodebrane połączenia od Darka. 
Chyba nie mógł sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, a koledzy z mieszkania, playstation, piwo i pizza nie wypełniły pustki w jego sercu od kiedy przestałam być jego dziewczyną. Chociaż, jakby tak głębiej się nad tym zastanowić – nigdy nie byłam jego dziewczyną. Byłam przyjaciółką i czasem dałam się pocałować, ale żeby od razu jakieś motyle, bizony w podbrzuszu czy fajerwerki nad głową, to nie ta bajka. 
Nawet nie odczytałam wiadomości, tylko wrzuciłam telefon z powrotem do przegrody w torebce. 
Tramwaj ruszył, a ja straciłam równowagę. Zarzuciło mną na prawo i wpadłam na wysoką postać odwróconą do mnie tyłem. 

- Um, przepraszam – wydukałam zawstydzona.
- Spoko – odparł chłopak zupełnie obojętnie. 
Raczej nie miał zamiaru sprawdzać, kto narusza jego strefę komfortu, ale w którymś momencie przekręcił głowę w bok, jakby w poszukiwaniu swojego przystanku i wtedy mnie tknęło. 
To znaczy, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał pojedyncze siedzenie w tym wagonie, a potem przywalił mi nim prosto w czaszkę. 
Chłopak musiał złapać moje spojrzenie kątem oka, bo zauważyłam na jego twarzy sekundę zawahania.  Odwrócił w moją stronę głowę, zamrugał ze zdziwienia i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. 
Dzielił nas od siebie krok, może dwa, małolaty przeciskały się pod moim ramieniem przechodząc do kasownika biletów, babcie szturchały mnie wątłymi ramionami (chociaż miało się wrażenie, że są nieźle przypakowane) a ja nie mogłam przestać się na niego gapić. 

- Czy my się znamy? - zapytał chłopak znanym mi głosem. TYM głosem, który słyszałam za każdym razem, jak próbowałam usnąć, tym samym, który rozbrzmiewał w mojej głowie od jakiś dwóch miesięcy przy każdej nadarzającej się okazji.

- Tak – powiedziałam szybko, niewiele myśląc nad tym co robię. 
Oddychałam w przyspieszonym tempie, serce biło mi jak szalone. 
- Nie – poprawiłam się z prędkością światła.
- To w końcu... - Chłopak nie dokończył pytania.
Tramwaj zatrzymał się, a ja wyskoczyłam z niego, jakby Maciek co najmniej gonił mnie z nożem. Nie obejrzałam się za siebie, chociaż wiele dałabym za ostatnie spojrzenie w kierunku faceta, który zniszczył mi życie. 
Na kogoś muszę zwalić winę, prawda?


Od autorki: 
Moi drodzy, to nie Koniec Nocnej Owsianki. 
Wiele wątków jeszcze nie zamknęłam i tak samo - jeszcze wiele przygód przed dziewczynami. Kiedy tylko skończę kilka rzeczy w swoim życiu, w tym między innymi magisterkę, skupię się na dokończeniu i rozwinięciu kilku fragmentów powieści, żeby potem zlepić całość w ebooka. Dzięki, że czytaliście. 
Jeśli macie jakieś uwagi/pomysły, piszcie na: kontakt.nadine@gmail.com 

Ściskam, Nadine 

sobota, 29 sierpnia 2015

To jeszcze nie koniec 18 listopada

Karola podskakiwała z nogi na nogę z młodszym bratem na rękach. Z wielką ulgą przestała, kiedy zobaczyła, że na drugie piętro wspina się jej mama razem ze mną i z moim kuzynem. Bez słowa podbiegła do pani Eli  - zostawiając przy tym drzwi do mieszkania otwarte na oścież – i podała jej wierzgającego Adasia, a sama złapała mnie pod ramię i zaprowadziła do środka.  

- Boże, co ona wam zrobiła... - powiedziała półszeptem.
- Uratowała mi życie. 
- Ta kobieta to wariatka... - podsumowała. 
Nie miałam siły tłumaczyć jej, że ta patelnia, którą trzymała w dłoni to było to czego nigdy nie spodziewałabym się nazwać zbawieniem, ale głęboko w duchu musiałam przyznać, że gdyby nie ona to nie wiem jakim cudem uszła bym z tego cało. 
Tomek i jego zimna pizza byli tacy niepraktyczni. 
Muszę zapamiętać, żeby nosić patelnię w torebce. 

- Gdzie Marysia? - zapytałam.
Karola wzruszyła ramionami. 
- Ma wyłączony telefon i od rana jej nie widziałam.
Wyrwałam się spod ramion mojej przyjaciółki i rzuciłam się biegiem do pokoju Tomka. Według ostatnich informacji jakie udało mi się wyciągnąć, Marysia powinna siedzieć u niego w pokoju (co jest obleśne i tak totalnie do niej niepodobne, że ciężko to sobie wyobrazić). Zaatakowałam klamkę, pchnęłam drzwi na oścież i wciągnęłam powietrze. 

Drzwi od ciemnej jaskini mojego kuzyna trzasnęły o zagracone biurko i wątła postać leżąca na łóżku z przetłuszczonymi włosami ubrana w ciasny dres, podniosła głowę i zamrugała kilka razy. 
Rzuciłam się na nią i objęłam ją rękami, jakby ta chwila miała zakończyć pasmo niepowodzeń, które od jakiegoś czasu nie chcą się od nas odczepić. 
Marysia nie za bardzo wiedziała jak zareagować, więc patrzyła przed siebie szeroko otwartymi oczami. 
Czarnulka z zaciekawieniem weszła do pokoju zaraz za mną, a kiedy zobaczyła, że we dwie leżymy na dużym łóżku mojego kuzyna, uśmiechnęła się promiennie. Zakłopotanie na jej twarzy (spowodowane pierwszym razem w ciemnej jaskini mojego kuzyna) zmieniło się w przypływ radości i szczęścia. 
Karola padła na łóżko zaraz obok Marysi i objęła nas rękami. 
Poważnie, w tym momencie nie liczyło się to, że narzeczony Marysi ją zostawił, że nosi pod sercem dziecko (Marysia, nie jej narzeczony), że Karola mnie pocałowała i, że mój chłopak okazał się totalnym dupkiem. Byłyśmy tak szczęśliwe, że właściwie równie dobrze mogłybyśmy wytarzać się w lukrze i posypać się czekoladową posypką. 

Tomek opadł na kręcone krzesło. Pudełko po pizzy rzucił nam na łóżko, co Marysia skwitowała krótkim okrzykiem radości, bo od niedawna jadała za dwoje i marzyła o dużej ilości pieczarek i podwójnym serze, nawet jeśli pizza już dawno temu przestała być ciepła i zjadliwa. 

- Zadzwoniłem po karetkę. Ta kobieta to kompletna kretynka. Tak się zamachnęła, że koleś może już nigdy nie wstać.
Odchrząknęłam, ale Karola dźgnęła mnie w bok. 

- W porządku. Mama jest... wyjątkowa – powiedziała. Załapała kawałek pizzy i zdjęła z niego palcami zeschnięty ser, a potem wpakowała go do buzi.
- Właściwie to co ona tam  robiła? - zapytałam.
Chwyciłam za swój trójkącik i z miłą chęcią przeżuwałam kawałek ciasta od pizzy. 

- Hm... - zaczęła Karola z pełną buzią. - przyszła oddać mi Adasia, zobaczyła, że Darek sterczy pod drzwiami, zapytała czy ma go wyprosić, więc powiedziałam, że tak, a potem najwidoczniej chciała sprawdzić, czy sobie poszedł, a... resztę już znasz.
- A potem przywaliła mu patelnią w łeb. 
Marysia jak za naciśnięciem przycisku z napisem „stop” przestała przeżuwać pizzę. 

- Chyba żartujesz.
- Poważnie, Ela uratowała mnie przed moim... byłym chłopakiem. 
Marysia owinęła ramiona dookoła  moich rąk i przycisnęła się do moich pleców co miało imitować przyjazne przytulenie. 

- Jest ci smutno z tego powodu?
- Błagam! - Karola uniosła oczy do nieba. - Teraz we trzy jesteśmy singielkami! Czy to nie cudowne? 
Blondynka odruchowo pogłaskała się po jeszcze płaskim brzuchu. 

- Nie tak cudowne jak mogłoby być, gdybym  była trochę mądrzejsza.
- Będziemy we cztery singielkami – poprawiła się czarnowłosa. Nachyliła się do brzucha Marysi i cmoknęła powietrze ponad szarą dresową bluzą. - To musi być dziewczynka. Baby trzymają się zawsze razem. 

- To ja pójdę sprawdzić co słychać w innym pokoju... - Tomek odrobinę się zmieszał, wstał i opuścił swoją jaskinię. 
I gdyby to był film, to właśnie zobaczylibyście napisy końcowe. Trzy dziewczyny, które powinny wyć z rozpaczy nad bezsensem tego świata w czarnej jaskini ich współlokatora. 
Złapałam jeszcze raz wątłe ramiona Karoli i docisnęłam ją do siebie. Potem uścisnęłam Marysię i jej napięte ze zdenerwowania mięśnie. 
No poważnie, piekło zamarzło. 

środa, 26 sierpnia 2015

Najdłuższy 18 listopada w moim życiu

Przez długą chwilę patrzyliśmy na siebie stojąc w odległości jednego metra. Tomek chyba odpuścił, przesunął się na bok i ukradkiem zerkał na to co zamierzamy zrobić. 

Darek uniósł kąciki ust w ledwo widocznym uśmiechu. Przekrzywiłam głowę, żeby stwierdzić co to miało na celu, ale nie mogłam określić czy zamierza płakać i nie dać mi odejść czy po prostu powiedzieć „żegnaj”. Chłopcy w trakcie rozstań są kompletną porażką, nawet nie wiesz co masz sobie o nich myśleć, a oni ci tego nie ułatwiają. 

- Zrozum mnie... - zaczęłam.  
I wtedy stało się  coś dziwnego. Chłopak podszedł i złapał mnie za zmarznięte ręce. Przez chwilę trzymał je w swoich i kreślił delikatne kółka kciukami po wewnętrznych stronach moich dłoni. Wstrzymałam oddech. 

Męskie ręce przesunęły się po moich rękach w górę, aż w końcu Darek trzymał mnie za ramiona. Patrzyliśmy sobie w oczy. Wiedziałam do czego zmierza. Chciał mnie pocałować. Na pożegnanie. Ostatni raz. 

Byłam dyplomatycznym mistrzem skoro udało mi się nie dopuścić do prawdziwej wojny z powodu zerwania. 

Nasze usta delikatnie się zetknęły. Odwzajemniłam pocałunek i miałam nadzieję, że mój gest mówi sam za siebie. „Dziękuję za ten czas spędzony razem, bla, bla, bla, szkoda że się skończyło, ale każdy idzie w swoja stronę i właściwie to chyba moglibyśmy być przyjaciółmi, może już byś przestał mnie całować? Nic więcej nie mam ci do powiedzenia, żegnaj, Darek.”
Jego dłonie powędrowały od ramion do mojej szyi i delikatnie smyrały zmarzniętą skórę. 
Byłam naprawdę wyluzowana. O ile wyluzowany może być ktoś, kto właśnie łamie serce swojemu chłopakowi. Jak na tą chwilę, byłam zupełnie zrelaksowana i spokojna. Prawie pewna, że wszystko skończy się tak jak na filmach. Wiecie, wszyscy złapiemy się za ręce i będziemy tańczyć do We go together z musicalu Grease. 

Nie przewidziałam tylko tego, że Darek może być mniej zrelaksowany ode mnie. Jego dłonie powędrowały do mojej twarzy i w jednej sekundzie zacisnęły się na mojej szczęce. Zaniemówiłam.
Spięłam się jak wystraszony lemur i wytrzeszczyłam oczy z bólu i przerażenia. Darek nie patrzył na mnie jak szczeniak. Tym razem to był Bulterier i miał gdzieś, że jestem pokojowo nastawiona. 

- Nie możesz mnie zostawić – stwierdził. Jego palce zakleszczały się coraz mocniej. Czułam krótkie paznokcie wbijane w policzki.
Gdybym mogła przekrzywić głowę na bok to z pewnością zobaczyłabym niemniej przerażonego ode mnie Tomka. I pewnie nie byłabym zaskoczona tym co stało się ułamek sekundy później. 
Darek wpatrywał się prosto w moje oczy. Nie rozluźniał uścisku. Nie wiem czego on się spodziewał, że zacznę gadać jak najęta, kiedy zacznie łamać mi kości żuchwy? Ledwo mogłam przełykać ślinę i musiałam wysilać się nad oddechem, a on patrzył na mnie tak jakby spodziewał się przyjaznej rozmowy. 

A potem coś walnęło go w głowę. Chłopak osunął się na ziemię a obok niego ja upadłam z hukiem na kolana. Próbowałam rozmasować szczękę bo miałam wrażenie, że moje kości są zmiażdżone i jednocześnie próbowałam stwierdzić co właśnie się wydarzyło. 

Przecież Tomek nie mógł przyłożyć mu pizzą. 

- Facetów jednak trzeba trzymać na łańcuchu. Przy budzie – usłyszałam kobiecy głos. 
Popatrzyłam na prawo i zobaczyłam niewysoką drobną kobietę o czarnych włosach. Co do jasnej anielki mama Karoli robiła pod blokiem z patelnią w ręku? 
Ciężko mi było stwierdzić czy byłam zszokowana i uroiła mi się ta patelnia, czy faktycznie ta kobieta właśnie przywaliła żeliwnym naczyniem w głowę mojemu – byłemu – facetowi. 
Tomek stał oparty o brudną ścianę bloku. Był blady jak kreda, ale w ręku w dalszym ciągu trzymał pudełko z pizzą. 
Darek nieprzytomny leżał na chodniku. 
Pani Ela pomogła mi wstać i obejrzała moją szczękę. Czułam palące ślady po palcach na moich policzkach. 

- Zadzwoń po karetkę – wykrztusił z siebie Tomek.
- Nic mu nie będzie. Co najwyżej zmądrzeje – podsumowała mama Karoli, a potem zaprowadziła  mnie do klatki i przytrzymała drzwi dla kuzyna. 
Tomek wślizgnął się za nami. Odwróciłam głowę żeby zobaczyć co z Darkiem, ale Ela zaczęła mówić mi o tym, że czasem jak czegoś nie wyjaśnisz siłą to nikt tego nie zrozumie. Jeśli chodzi o Darka to wiedziałam, że nawet mówienie do niego dużymi literami poprawną polszczyzną nic nie da, ale nie planowałam atakować go patelnią. 
Powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego Karola woli mieszkać z nami, albo raz  na czas zatrzaskuje matkę w pokoju i barykaduje drzwi komodą. 
Właściwie to co się właśnie wydarzyło? Przysięgam, że nie mam zielonego pojęcia jak do tego wszystkiego doszło. Szłam półprzytomna pod ramieniem pani Eli a za mną wlókł się Tomek z pizzą pod pachą.  

sobota, 18 kwietnia 2015

18 listopada, 20 minut dalej

Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Stałam przed drzwiami klatki schodowej i zastanawiałam się czy aby na pewno chce tam wejść. Ciągle miałam możliwość odwrócenia się na pięcie. To była naprawdę kusząca propozycja, kiedy od jakiegoś czasu w głowie miałam siano, ponieważ:

a) Mój chłopak wykazywał coraz większe zainteresowanie mną, co sprawiało, że miałam ochotę rzucić się z okna trzeciego piętra, bo absolutnie nie byłam przyzwyczajona do tego typu zagrań.

b) Przyjaciel mojego chłopaka albo miał do mnie prawdziwego pecha, albo ewidentnie lubił utrudniać mi życie, czego kompletnie nie rozumiałam.

c) Moja ciężarna przyjaciółka nawiała z pokoju, chociaż zarzekała się, że nigdy z niego nie wyjdzie.

d) Moja druga przyjaciółka zachowuje się jak gdyby nigdy nic, a przecież całowałyśmy się na imprezie i od tamtej pory nie  jestem w stanie spać z nią w jednym łóżku, bo nie mam pojęcia co tak naprawdę siedzi jej w głowie.

e) Termit naprawdę jasno dał mi do zrozumienia, że nie zamierza się ze mną zadawać, bo sama moja obecność sprawia mu ból, gdyż nie odwzajemniam jego uczuć.

A tak w ogóle to moja matka nie przejmuje się moim życiem tylko dzwoni do mnie jedynie wtedy, kiedy musi się komuś wyżalić, a komu jak nie swojej dorosłej córce, która przecież nie odłoży słuchawki, a nawet jeśli, to kiedyś w końcu i tak będzie musiała odebrać telefon.
Powiedzcie mi proszę, że to nie jest powód aby poprosić o skierowanie do psychiatryka.
Wdech i wydech. Wdech i wydech... wdech...

Cześć, Ana-Frana.
Odwróciłam się na pięcie. Tylko jedna osoba na świecie tak do mnie mówi i doskonale wie, że szczerze tego nienawidzę.

Co ty tu robisz?
Przede mną stał Tomek z gigantyczną pizzą w prawej ręce i litrem coli w drugiej. Uśmiechał się głupio, jakbym przyłapała go na złym uczynku.
Marysia ma niezłe humory i zażyczyła sobie pizzę na obiad, więc oto jestem.
Marysia nawiała z pokoju! - wrzasnęłam. Miałam ochotę złapać go za ramiona i potrząsnąć nim, żeby się ogarnął, chociaż był ze trzy razy większy ode mnie.

Tak, do mojego pokoju.
Zamrugałam zdziwiona.
Nie rozumiem.

Zadzwoniła do mnie jak byłem w pracy i zapytała czy nie mogę się urwać, bo umiera z nudów, więc przyjechałem, włączyliśmy film i poszedłem po pizzę. Może usnęła, nie wiem.
Od kiedy ona się do ciebie odzywa?! - wypaliłam.
Chyba od dzisiaj od godziny 12. - Musiał zobaczyć moją zaskoczoną minę bo dodał: – właściwie to sam jestem zdziwiony, ale widocznie kobiety w ciąży miewają różne wahania nastrojów, więc...

Jak do tego doszło? - ciągle nie mogłam w to uwierzyć.
Po prostu poleciała na mój urok osobisty i musisz się z tym pogodzić.
Fuuuuuj! Ty nie masz uroku osobistego!
W każdym razie była albo tak bardzo znudzona, że postanowiła mnie zwerbować, albo na coś poleciała. Może na inteligencję...
Nie wydaje mi się...

Tomek wskazał mi głową drzwi klatki schodowej. W dalszym ciągu były zamknięte, bo nie mogłam się zdecydować czy wejść do środka czy uciekać gdzie pieprz rośnie.
Sięgnęłam do torebki po pęk kluczy, ale wtedy drzwi same się otworzyły i zamaszystym krokiem wyszedł przez nie wysoki chłopak. Gwałtownie podniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Darek odwrócił się w moją stronę dokładnie w momencie kiedy wydałam z siebie niemy krzyk i patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią.
Był bardzo zły. Albo rozczarowany. Właściwie to równie dobrze  mógł być wściekły i rozczarowany  jednocześnie. Tym, że musiał na mnie tyle czekać. I tym, że zostawiłam go dzisiaj samego sobie, a sama dałam nogę. 

Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, bo zobaczyłam co trzyma w ręce. Bukiet zwiędłych róż. Dziesięciu. Od jednej przecież oderwałam pąk.
O mój boże, on naprawdę za mną szedł i naprawdę wlazł do obcych ludzi przez ogrodzenie tylko po to, żeby zdobyć te róże. WSZEDŁ PRZEZ PŁOT PO RÓŻE, KTÓRE WYRZUCIŁAM.
Miejscówka w piekle jest już zarezerwowana pod moim nazwiskiem. Byłam chyba najgorszym typem dziewczyny, jaki można sobie wyobrazić. Która dziewczyna wyrzuca bukiet róż od swojego faceta? KTÓRY FACET WŁAMUJE SIĘ DO OBCYCH LUDZI, ŻEBY ODZYSKAĆ TE RÓŻE? A potem sterczy pół dnia na klatce schodowej?
Który, ja się pytam?

O, tu jesteś – powiedział sucho.
Chciałam się odezwać, ale po prostu nie mogłam.
Przyszedłem ci coś dać – zamachnął się kwiatami i rzucił je w moją stronę, a one wylądowały prosto pod moimi stopami.
Tak po prostu, jakby chciał rzucić w moją stronę piłkę i oczekiwał że trafię do bramki, czy coś. A ja nie bardzo wiedziałam, czy mam się rzucić z płaczem w jego ramiona, czy najpierw rzucić czymkolwiek w niego, a potem brać nogi za pas. Z perspektywy czasu pomysł ucieczki był jak najbardziej trafiony, szkoda tylko, że  nie byłam na tyle odważna, żeby się tego podjąć. Przecież sterczałam pod tą klatką dobre kilkanaście minut, mogłam sobie po prostu pójść i zaoszczędzić nam wszystkim niemiłych wydarzeń.
A tak to musiałam zmierzyć się z Darkiem, który miał w oczach rządzę mordu. I tym razem wyjątkowo nie przesadzam. Zachowywał się tak, jakby nie sprawiało mu trudności przyłożenie mi zwiędłymi łodygami kwiatów.

Próbowałam zebrać myśli, ale nie mogłam.  Rzucało mną jak jak jaszczurką po terrarium i chciałam wykrzyczeć wszystko naraz i jednocześnie przefiltrować całą zawartość moich myśli. Całe szczęście, że Tomek był w pełni poczytalny i stanął między mną i Darkiem (później dowiedziałam się, że przez cały czas wbijałam sobie paznokcie w dłonie i to przeraziło mojego kuzyna najbardziej).
Przesiąknięci złością sapaliśmy do siebie całą trójką.

Słuchaj, chłopie – Tomek doznał nagłego przypływu odwagi. Był trochę niższy od mojego chłopaka, ale napuszył się jak kogut więc różnica nie była taka widoczna. - Z tego co mi wiadomo to Frana nie życzy sobie twojego towarzystwa, a i ty nie wyglądasz na wyjątkowo uprzejmego...
Cóż, „Franę” mógł sobie darować, ale jeśli to miało podziałać to byłam w stanie przymknąć oko.

Zejdź mi z drogi – wydukał przez zęby.
Cofnęłam się do tyłu i z przerażenia wlazłam w drzwi klatki schodowej. Darek nigdy nie brzmiał bardziej złowrogo. Owszem, skrzywdziłam go, i tak, zgadza się, powinnam dostać nagrodę główną w plebiscycie na najgorszą dziewczynę na świecie i już nawet się pogodziłam z tym, że ten związek nie ma najmniejszego sensu. 

Dlaczego nie mogliśmy po prostu podać sobie rąk i pożegnać się jak starzy znajomi bez zbędnego rzucania kwiatów pod nogi?  

Nie, nie, nie, kolego – Tomek przestał być już taki odważny, zrobił krok do tyłu i zdeptał mi czubki butów. - Ty sobie stąd pójdziesz i zostawisz nas w spokoju.
Nie brzmiało  to tak przekonywająco jak to co powiedział Darek.

Nigdy nie zostawię jej w spokoju.
Bo to „nigdy” brzmiało jak... nigdy. Jakby do końca życia zamierzał sterczeć na klatce schodowej i robić mi wyrzuty z powodu wyrzucenia kwiatów od niego. Wielkie mi halo.

Darek... - wychyliłam się zza lewego ramienia Tomka. - Przykro mi, ale... to nie ma najmniejszego sensu, widzisz? Prawie tłuczemy się pod klatką schodową, a tak nie wyglądają normalne związki...
Normalne dziewczyny nie zachowują się tak jak ty, kiedy zależy im na normalnym związku, więc nie oczekuj, że ja będę zachowywał się normalnie.
… dlatego uważam, że najbezpieczniej będzie, kiedy po prostu...
Ona cie rzuca, rozumiesz?!

Tomek wypalił z tym w taki sposób, że równie dobrze mógłby przywalić Darkowi pizzą, którą ciągle trzymał w ręce. Na szczęście jeszcze nie doszło do rękoczynów.

Daj mi skończyć – burknęłam. Zrobiłam krok w bok, żeby wyjść zza kuzyna i spojrzeć Darkowi prosto w oczy. - Nie widzę sensu w... kontynuowaniu naszej znajomości. Za dużo się zdarzyło w ostatnim czasie, żebyśmy oboje mogli tak po prostu... zapomnieć.

Oczy Darka przestały być laserami, którymi chciał mnie zabić i teraz przypominały smutne oczy małego psa, którego przywiązano pod sklepem i po którego już nikt nigdy miał nie wrócić.
Chyba zmiękło mi serce.