środa, 1 października 2014

17 października



Usiadłam na łóżku i bez namysłu pchnęłam ręką zwłoki zakopane w puchowej kołdrze.

Karola praktycznie u nas mieszkała. Jeśli nie otwierała drzwi do naszego mieszkania między ósmą a dziewiątą rano, to oznaczało, że zajmowała lewą stronę mojego łóżka. Teoretycznie nie miała do nas daleko – jej mamę i trójkę rodzeństwa dzieliła od nas jedna marna ściana przez którą słychać było wszystkie rozmowy i płacz jej młodszego brata. To ostatnie sprawiało, że wolała zostać naszą niepisaną współlokatorką niż sąsiadką z prawej.

Przetarłam oczy. Karola zakryła krótkie czarne włosy kołdrą i wymamrotała coś do siebie.
- Jeśli znowu nie pójdziesz na angielski, to twoja matka powiesi nas na karniszu w salonie zamiast zasłon – powiedziałam.

W odpowiedzi moja przyjaciółka mruknęła coś pod nosem. Widać było, że niespecjalnie przejęła się naszym losem.

Naszym, to znaczy moim i Marysi.
Marysia była moją przyjaciółką od urodzenia i do tej pory nasze matki wspominają wspólny pobyt w szpitalu. Od momentu, kiedy dzieliły ze sobą bóle porodowe minęło już osiemnaście lat, ale to nie oznacza, że przestałyśmy się przyjaźnić – my i nasze matki. Oprócz tego, że nie najlepiej radzą sobie w kwestii rodzicielstwa i czasem to my jesteśmy bardziej odpowiedzialne niż one, to wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Zawsze trzymałyśmy się we dwie. Wymieniałyśmy się kredkami, chłopakami, karteczkami do segregatora i wszystkimi sekretami. Dla nikogo nie było zaskoczeniem to, że postanowiłyśmy iść do liceum razem. Łączyło nas wszystko. Od  pizzy Margarity po książki jakie razem czytamy. Od chłopaków z jakimi się umawiałyśmy po wspólne poglądy na tematy polityczne (a raczej ich brak). Byłyśmy jak dwie połówki pomarańczy, tyle, że...

Ja byłam tą mniej atrakcyjną stroną cytrusa. Kiedy ja ustawiałam się w kolejce po życiową mądrość, Marysia zdążyła zająć sobie miejsce w szeregu do dużego biustu, pięknej twarzy i dodatkowo zaklepała sobie idealne ciało. Już od małego byłam przyzwyczajana do tego, że byłam jedynie brzydszą przyjaciółką modelki. Co z tego, że miałam lepsze oceny z matematyki i zero problemów z chemią, kiedy Maria miała po prostu łatwy dostęp do ludzi, którzy tych problemów nie mają?

Czasem sobie myślę, że po prostu podmienili napisy na straganach z umiejętnościami życiowymi i stanęłam sobie nie pod tym szyldem co trzeba. Bo zawsze, ale to zawsze, lepiej na wszystkim wychodziła Marysia.

Czy mimo tego wszystkiego, czego nie miałam, a mogłam mieć, kochałam ją mniej? Nic z tego. Marysia była dla mnie niczym siostra, której nigdy nie miałam i chociaż przychodziło mi nie raz zagryzać zęby ze złości to kochałam ją najbardziej na całym świecie.

Poza tym, świetnie gotowała. Co kłóciło się z jej idealną figurą modelki.

Jeszcze raz szturchnęłam Karolę w bok, a potem wyskoczyłam z łóżka i ściągnęłam z niej kołdrę.
- Maryśka, zrób coś, bo pani Ela tym razem nam nie wybaczy! - krzyknęłam.

Nie byłoby żadnego problemu z pomieszkiwaniem Karoli u nas, gdyby nie to, że dziewczyna nie chodziła regularnie do szkoły. Po ostatnim najściu pani Eli zrozumiałyśmy, że nie możemy jej pozwolić na wagarowanie w tak dużych ilościach. Cóż, mama Karoli dała nam to dosadnie do zrozumienia, kiedy przyszła z patelnią wymierzoną w naszą dwójkę i wrzeszczała, że jak tak dalej pójdzie to przeniesie ją do innej szkoły. Dodatkowo miała na rękach dwuletniego Adasia, najmłodszego brata Karoli, który darł się w najlepsze. Byłyśmy przerażone tak bardzo, że nasze krzyki (wymieszane z wrzaskiem dzieciaka) wywabiły Tomka z pokoju, a ten z kolei zdezorientowany i wpatrzony we wściekłą kobietę z patelnią i dzieckiem na rękach, zapytał jak gdyby nigdy nic:
- Frana-ana, co tu się  dzieje? - na co wzruszyłam ramionami.

Wtedy pani Ela zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i wymierzyła patelnią w Tomka.
- A ten facet co tutaj robi? - zapytała szorstko.
- To mój wujek – powiedziałam nieco zawstydzona. Ciągle nie mogłam mu wybaczyć, że mówi na mnie Frana-ana.
- Karolinka nie mówiła, że mieszka tu jakiś facet.
- Właściwie to ciągle nie ma go w domu – dodała Marysia.
- Ale to mimo wszystko stary facet.

Przewróciłam oczami. Wujek Tomek, a raczej Tomek, bo nie lubił jak zwracam się do niego per „wujku”, był tylko siedem lat starszy od nas. Był młodszym bratem mojego ojca i tą częścią rodziny o  którą zawsze wszyscy martwili się bardziej niż o mnie. We wszystkich sferach życia byłam bardziej męska od niego, chociaż jestem kobietą i to we mnie wszyscy pokładali nadzieje, że do czegoś w życiu dojdę. Tymczasem Tomek był w dalszym ciągu singlem, wynajmował z nami mieszkanie i ciągle szukał pracy. No i był jedyną osobą, która zwracała się do mnie Frana-ana i uważała, że to zabawne.

To, że moi rodzice postanowili wykręcić mi numer stulecia i nazwać mnie Franciszka Anna, jeszcze nie oznaczało, że pozwalałam na siebie mówić pierwszym imieniem. Zwykle ludzie nie znali mojego prawdziwego imienia, a ja już dbałam o to, żeby mówili mi po prostu - Ana.

Fala łez zalała Adasia i krzyk przerodził się w wycie.

- Niech jeszcze raz  Karolinka spóźni się na lekcje to przysięgam, że zamachnę się tą patelnią – zagroziła.

Karola mówi, że jej matka jest sfrustrowaną kobietą i ma niewyćwiczone poczucie humoru, bo tak naprawdę przyszła z nami pożartować, a nie grozić nam żeliwnym naczyniem. Uważa, że jest zazdrosna o to, że Karola wyniosła się z domu i ona sama musi zajmować się bliźniaczkami i małym Adasiem, dlatego nie należy się tym przejmować. Mimo szczerej miłości do Karoli i kompletnego zaufania, postanowiłyśmy uważać na panią Elę i nie dopuszczać do kolejnego kontaktu z tą kobietą. 

Tomek jest tego samego zdania więc od tamtego momentu staramy się schodzić pani Eli z drogi i kłaniamy się w pół, kiedy mijamy ją na klatce.

- Karola, natychmiast wstawaj, bo inaczej będę zmuszona użyć moich perfum, żeby wywabić cię z łóżka – Marysia wysunęła blond głowę z kuchni.

Roześmiałam się pod nosem. Duża kolekcja duszących perfum Marysi była idealnym wywabiaczem, kiedy: a. Człowiek za dużo czasu spędzał w łazience, b. Człowiek nie mógł podnieść się z łóżka, c. Człowiek wypił zbyt dużo alkoholu i potrzebował natychmiast wytrzeźwieć.  Karola doskonale wiedziała, że jeśli da się spryskać Thierry Mugler Angel, to do końca dnia będzie ją boleć głowa, więc momentalnie wstała się z łóżka i przyjęła pozycję bojową. Rozejrzała się po pokoju i westchnęła.

- Nienawidzę was – a potem pokręciła głową zupełnie zrezygnowana.

To nieprawda, że Karola nas nienawidziła. Wiedziałyśmy doskonale, i ona też, że gdyby nie my i trochę miejsca w moim łóżku, już dawno wylądowała by w psychiatryku (to najczarniejszy scenariusz), a w przypływie szczęścia straciłaby jedynie słuch przez płacz Adasia.