środa, 15 października 2014

20 października



Darek objął mnie ramieniem, a potem pocałował w policzek. 
Z niesmakiem wytarłam keczup, który został na mojej twarzy po buziaku. Siedzieliśmy w pozycji półleżącej na wersalce w wynajmowanym mieszkaniu Darka i oglądaliśmy film. 
Kiedy mój ukochany zadzwonił do mnie, że urządzamy sobie mały seans filmowy z największą pizzą w mieście, a on już zadba o to, żeby znaleźć idealny film na tą okazję, nie podejrzewałam, że mówiąc „my” ma na myśli nie tylko mnie i jego, ale także pozostałych współlokatorów.  

- Okay – mruknęłam do telefonu, chociaż ciągle byłam na niego wściekła o naszą miesięcznicę.
- Jaki rodzaj filmu sobie pani życzy? - zapytał udawanym głosem. 
- Coś romantycznego. Żebym mogła przynajmniej pożyć sobie życiem innych skoro... - zaczęłam. 
- Hej, mała, nie mów tak. Mam świetny pomysł, który przyćmi wszystkie niepowodzenia. W ten weekend. - Specjalnie zrobił długą pauzę, żeby wprowadzić lekkie napięcie. - Zabieram cię do zakopanego. Weekend. Tylko we dwoje. Z okazji naszej miesięcznicy. 
Motyle, które do tej pory topiły się w kwasie żołądkowym, wzleciały do góry i na ślepo waliły w moje żebra. 
- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytał.
- Właściwie to jestem zaskoczona  - stałam nieruchomo i starałam się przyjąć do wiadomości ostatnia informację. Wspólny weekend w Zakopanem. 
Gdzieś musiał być haczyk, wiedziałam to. 
- Czy twoi rodzice jadą do zakopanego a my zabieramy się po drodze? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie, mała – powiedział rozbawiony. 
- Czy zabieramy twoją babcię do sanatorium na weekend? 
Darek roześmiał się w głos, a potem spokojnie wyjaśnił: 
- Nie, jedziemy na weekend do zakopanego. We dwoje. Pokój z pięknym widokiem, śniadania do łóżka, wino przy kominku...
- Ale jeszcze niczego nie zarezerwowałeś, prawda? - rzuciłam. 
- Pracuję nad tym.  Do zobaczenia wieczorem. 
Po godzinie 20 zapukałam do mieszkania, które zajmował Darek i jego trzej kumple. Jego współlokatorzy właściwie nie mieli imion, bo każdy do każdego zwracał się „chłopie”. Cała trójka była do siebie bardzo podobna – i pod względem wyglądu i charakteru. Wszyscy mieli krótko ostrzyżone włosy i nieogolone podbródki i wszyscy żyli od imprezy do imprezy. Po raz pierwszy pomachałam do nich od progu dwa lata temu, kiedy Darek przyprowadził mnie do siebie, ledwo wystawili głowy z kuchni-palarni, żeby powiedzieć do mnie „cześć, laska”. Szybko zostałam ochrzczona i podejrzewam, że do tej pory nie są pewni jak naprawdę mam na imię. 
Dzięki bogu, bo nie miałabym życia. 
- Cześć, mała – Darek wystawił głowę na  klatkę schodową. - Dobrze, że jesteś, bo pizza już się kończy. 
- Słucham? - uniosłam brwi ze zdziwienia. 
- Chłopaki się rzucili na żarcie i właściwie już odpalili film, ale spokojnie, opowiem ci co było na początku. 
Ciężko mi było sobie wyobrazić, jak chłopaki z bijącym sercem oglądają film romantyczny, więc dla pewności zapytałam jaki film wypożyczył. 
- Avengers, super sprawa. I ładny wątek romantyczny.
Ostatnie zdanie podkreślił grubą kreską, żebym nie miała jakichkolwiek wątpliwości, że szukał filmu romantycznego. 
Czasami sobie myślę, że szkoda, że Darek jest tylko Darkiem. 
I tym sposobem gnieździliśmy się na starej wersalce w pięć osób: Ja i Darek z podkulonymi nogami po lewej stronie, jeden z jego kumpli na oparciu wersalki opierając się o plakat z pozycjami seksualnymi i kolejna dwójka na oparciu i na dywanie. W spadku został mi zdechły kawałek zimnej pizzy z pieczarkami i umorusana keczupem twarz mojego chłopaka.  

- Cieszę się, że ten wieczór spędzamy razem – powiedział mi na ucho, a ja dla pewności przetarłam po nim palcem, na wypadek gdyby Darek zostawił na nim trochę sosu pomidorowego.
- Taaaaa – burknęłam. - Cudownie. 
W głowie ciągle miałam nasz wspólny weekend w Zakopanem i szczerze powiedziawszy tylko to powstrzymywało mnie od pójścia do kuchni-palarni, otworzenia na oścież okna, wspięcia się na parapet i skoczenia w dół. 

- Gołąbki, trochę ciszej ćwierkajcie, bo i tak mamy kiepskie głośniki – powiedział z pełną gębą jeden z jego kumpli, wskazując kawałkiem ciasta od pizzy ekran komputera.
- Gołąbki nie ćwierkają – wycedziłam przez zęby. 
Kolega siedzący na podłodze wzruszył ramionami i uśmiechnął się głupkowato, a potem powiedział coś, za co w mniemaniu chłopaków należały mu się wyrazy uznania. 
- Pójdę po piwo.
I na dowód tego, że to było najmądrzejsze co mógł zrobić, kolega z oparty o plakat z pozycjami seksualnymi rzucił w jego stronę pustą puszką po piwie. Puszka trafiła prosto w moją stopę, na co skrzywiłam się i z całej siły walnęłam łokciem w piszczel kolegę z góry. 
- Auć – tyle, że nie powiedział auć – twoja kobieta jest strasznie nerwowa. Czy możesz jej nie zabierać z nami w sobotę? Stanowi zagrożenie dla otoczenia.
- Słucham? - zapytałam, chociaż usłyszałam każde słowo. 
- Chłopie, ty jeszcze nie wiesz co ta złośnica potrafi – zwrócił się do niego rozbawiony Darek. 
- Chodzi mu o to  - przycisnął mnie do siebie i powiedział teraz już prosto do mnie – że nie jesteś specjalnie miła, i możesz nam przeszkadzać... 
- Jadą z nami na weekend? - zapytałam zrozpaczona. 
- Co? - milczący do tej pory kolega po mojej prawej stronie  prawie wstał z wersalki. - Nikt nigdzie nie jedzie, robimy największą domówkę tego roku! - powiedział nakręcony. 
Chciałam wybuchnąć śmiechem z dwóch powodów: po pierwsze, słowa „największa domówka tego roku” były po prostu śmieszne, bo chłopaki zajmowali bardzo małe mieszkanie, gdzie była jedna niewielka sypialnia i salon połączony z kuchnią-palarnią, oddzielony od niej jedynie zakurzonymi zasłonami. Po drugie: Darek obiecał mi romantyczny weekend w górach i po prostu o nim... zapomniał?

- Czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć? - skierowałam suche pytanie w stronę mojego chłopaka.
- A, no tak, sorry mała, ale musimy przełożyć termin naszego wyjazdu – powiedział wpatrując się ślepo w ekran laptopa ustawionego na taborecie. - Oglądałaś „Project x”? Chcemy pobić rekord zaludnienia na metrze kwadratowym w naszym mieszkaniu. 
- Świetny pomysł – odparłam beznamiętnie i odsunęłam od siebie jego ciało, które od dłuższego czasu mnie przygniatało.  
Pokazowo wstałam z wersalki, kopnęłam pudełko po pizzy, potrąciłam- zupełnie niechcący, dwie puszki z resztką piwa i wyszłam z pokoju.  
- No nie, mała, w takim momencie? - usłyszałam, kiedy łapałam swoją kurtkę.
Doskonale wiedziałam, że z zainteresowaniem wpatruje się w ekran komputera i nie ma szans na to, że wybiegnie za mną i będzie błagał o wybaczenie.  
Z jednej strony zazdrościłam Marysi tego, że jej chłopak jest w stanie przyprowadzić orkiestrę na szkolny korytarz, na co Darek nigdy by się nie porwał. Lepiej, on nawet nie zdecydowałby się przyjść po mnie do szkoły, jeśli w ogóle coś takiego przyszłoby mu do głowy. Rozważając więc wszystkie za i przeciw bycia w związku z takim a nie innym chłopakiem (brak seksu kontra brak zainteresowania), na prowadzenie wychodziła Karola. Singielka z wyboru. 

2 komentarze:

  1. Z deszczu pod rynnę, o matko :( Jeden lepszy niż drugi... Czekam na opowieść o szczęśliwym życiu singielki Karoli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. aż nie mogę się doczekać, kiedy rzuci Darka! :)

    OdpowiedzUsuń