niedziela, 2 listopada 2014

Chyba już 23 października




Termit ze spokojem potakiwał głową, a ja zagryzłam dolną wargę. Maciek wciągnął powietrze, widziałam, że próbował się nie roześmiać.

Drzwi kabiny zaskrzypiały i stanęła w nich zmarnowana Marysia. Miała podpuchnięte oczy, czerwoną twarz i ledwo trzymała się na nogach.
- Przepraszam, że popsułam wam imprezę, ale chyba nie najlepiej się czuję.
- Nie najlepiej to mało powiedziane – zauważyła czarnulka. - Równie dobrze moglibyśmy zakopać cię żywcem.
Karola i jej czarny humor.

- Trzeba coś z tym zrobić – powiedziałam niepewnie.
- Tym czymś jestem ja – zauważyła Marysia – i zaraz Michał po mnie przyjedzie, więc problem sam się rozwiązał i możecie nie psuć sobie tej nocy.

Karola rozpromieniała. Była totalnie uradowana tym, że nie musi opuszczać lokalu.
- Świetnie, więc ja i Termit idziemy na parkiet, a Ana zaprowadzi Maryśkę do samochodu.
I mówiąc to, złapała chłopaka za rękę i wyciągnęła siłą z męskiej ubikacji. Termit zdążył jeszcze rzucić nam zdezorientowane spojrzenie spod przymrużonych oczu, ale grzecznie ruszył za czarnulką.

W łazience zostałam ja, Marysia, Maciek i dwóch kolegów przy pisuarach, którzy w dalszym ciągu rozprawiali o tym, że powinni zamontować przynajmniej ściankę działową, żeby zachować resztki godności podczas czynności fizjologicznych.
- Dasz radę iść sama?

Marysia puściła drzwi do toalety. Dopiero teraz zauważyłam, że przez cały czas trzymała się ich kurczowo. Dziewczyna ledwo złapała równowagę, więc wślizgnęłam się pod jej ramię i objęłam w pasie. W żółwim tempie dotarłyśmy do wyjścia z łazienki, kiedy przypomniałam sobie o istnieniu Maćka.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka opierającego się o zlew z założonymi rękami, który rozbawiony patrzy na całą sytuację z boku.
- Miło było poznać – lekko się uśmiechnęłam.
- Czekam na moment, w którym poprosicie mnie o pomoc.
- Nie potrzebujemy pomocy – rzuciła Marysia.
Chociaż owszem, potrzebowałyśmy.

Maciek na szczęście puścił w niepamięć ostatnie zdanie Marysi, albo po prostu go nie usłyszał bo w lokalu na cały regulator leciał Pitbull i ciężko było zrozumieć własne myśli a co dopiero pojękiwania półprzytomnej dziewczyny. Bez chwili zawahania podszedł do naszej dwójki i wziął na ręce Marysię. 

Dziewczyna początkowo zaczęła się szamotać, ale szybko opadły jej siły i posłusznie objęła szyję nieznajomego. Zdążyła jeszcze popatrzeć na mnie zza jego ramienia i bezgłośnie powiedzieć:
- Michał mnie zabije.

Można by było pomyśleć, że wzbudzimy niemałą sensację w lokalu pełnym roztańczonych dziewczyn i nietrzeźwych chłopaków, ale nikt nie zwrócił na nas uwagi. Nawet ochrona przy wyjściu, kiedy wspięliśmy się po schodach do góry nie powiedziała nam nic poza oschłym „dobranoc”.

Wyjęłam telefon z torebki i wykręciłam numer Darka.
- Gdzie idziemy? - zapytał Maciek.
- Musimy dojść na Basztową – odparłam, ciągle skupiona na liczeniu sygnałów w słuchawce telefonu. - Michał podjedzie samochodem.

Bo Michał, w odróżnieniu do większości śmiertelników w tym mieście, przemieszczał się własnym autem. Nie musiał liczyć na zawodne nocne tramwaje i uciekające wypchane po brzegi autobusy.

Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mojego chłopaka. Darek nie odbierał. Ani za pierwszy razem, ani za trzecim, ani nawet za dziesiątym. Z głębokim westchnieniem wrzuciłam telefon do torebki i starałam się o tym nie myśleć.

O tym, że mój chłopak naprawdę nie jest zainteresowany tym co się u mnie dzieje. I że woli smażyć kurczaki zamiast zamiast błagać mnie o wybaczenie. Do tego jeszcze twierdzi, że to wszystko moja wina, więc...

Podbiegłam do Maćka z Marysią na rękach i starałam się odgonić wszystkie myśli, jakie kręciły się wokół Darka.
- Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko w porządku – mruknęła.
- Czy mogę wiedzieć co się stało? - delikatnie zapytałam.
- Podejrzewam, że mam zatrucie, albo coś – wymijająco odparła.
- Ciąża ma podobne objawy – zauważył Maciek.

Marysia prychnęła, przewróciła oczami i zrobiła się jeszcze bardziej zielona niż była. Myślałam, że znowu zrobiło jej się niedobrze, więc szarpnęłam za ramię Maćka i kazałam mu postawić ją na ziemię.

Wiedziałam, że wszystko co kojarzyło się z seksem, a w tym także ciąża, było dla Marysi tematem drażliwym, więc nie skomentowałam tego w żaden sposób. Dziewczyna w dalszym ciągu robiła wszystko, żeby przeżyć swój pierwszy raz ze swoim długoletnim chłopakiem i od  niedawna narzeczonym, ale była to rzecz tak trudna do zrobienia, że rozmowa o tym sprawiała jej przykrość.

Czarny sportowy wóz zahamował z piskiem opon, a chwilę później drzwi trzasnęły tak głośno, że obudziły śpiące gołębie. Te z kolei zaczęły gruchać jak szalone. Była pierwsza w nocy i w ciemnym parku, w którym teraz staliśmy, zrobiło się jeszcze bardziej przerażająco.

Z ciemności wyłoniła się postać w skórzanej kurtce. Chłopak miał krótko przycięte blond włosy, dobrze zarysowaną szczękę i figurę odwróconego trójkąta.  Dopiero, kiedy oświetliło go mdłe światło latarni, mogłam być pewna, że to Michał Idealny a nie pierwszy lepszy zboczeniec, który chciał nas uprowadzić.

Dopiero po dłuższej chwili zobaczył naszą trójkę. To znaczy, podejrzewam, że najpierw rzucił mu się w oczy Maciek i ja, którzy staliśmy nad biedną kucającą w trawie dziewczyną, a dopiero potem połączył fakty i doszedł do wniosku, że tą biedną dziewczyną musiała być jego narzeczona, bo ostatnie metry do nas pokonał biegiem.

Wcisnął się między mnie a nieznajomego (przysięgam, że Maćka nawet trącił ramieniem i zrobił to totalnie celowo), a potem padł na ziemię obok swojej ukochanej.

Naprawdę, ciężko uwierzyć, że tych dwoje nie miało życia seksualnego a ich związek opierał się tylko na duchowej więzi. Patrząc na jego idealne pośladki, byłam zdziwiona, że Marysia nie dopuściła się jeszcze gwałtu, żeby chociaż w ten sposób zbliżyć się do idealnego ciała Michała Idealnego.

- Co się stało? - zapytał po dłuższej chwili.
Czułam się zobowiązana wyjaśnić dlaczego Marysia siedzi na środku trawnika wzdłuż ulicy Basztowej i jest naprzemiennie zielona i purpurowa na twarzy. Wyjaśniłam też, że Maciek wcale jej nie podrywał i, skłamałam, że to ja wlokłam ją na swoich barkach aż do parku, a Maciek jedynie asystował w razie, gdyby chciała mi się zsunąć z ramienia. Niestety, Michał nie połknął całej historii i już podwijał rękawy, żeby wywinąć nieznajomemu, kiedy Marysia zaczęła rzygać jak kot i to właściwie uratowało nas przed kolejną katastrofą w dniu dzisiejszym.

Grzecznie odmówiłam, kiedy Michał chciał wpakować mnie do samochodu razem z Marysią i powołałam się na nieodpowiedzialną Karolę, którą trzeba było znaleźć, zawlec do domu i tak dalej. Tak naprawdę wolałam nie patrzeć na idealny związek tych dwojga, bo zaraz przypomniałby mi się Darek, który w dalszym ciągu nie oddzwonił, chociaż byłam przekonana, że nie śpi bo prowadzi wirtualne życie nocne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz