sobota, 29 sierpnia 2015

To jeszcze nie koniec 18 listopada

Karola podskakiwała z nogi na nogę z młodszym bratem na rękach. Z wielką ulgą przestała, kiedy zobaczyła, że na drugie piętro wspina się jej mama razem ze mną i z moim kuzynem. Bez słowa podbiegła do pani Eli  - zostawiając przy tym drzwi do mieszkania otwarte na oścież – i podała jej wierzgającego Adasia, a sama złapała mnie pod ramię i zaprowadziła do środka.  

- Boże, co ona wam zrobiła... - powiedziała półszeptem.
- Uratowała mi życie. 
- Ta kobieta to wariatka... - podsumowała. 
Nie miałam siły tłumaczyć jej, że ta patelnia, którą trzymała w dłoni to było to czego nigdy nie spodziewałabym się nazwać zbawieniem, ale głęboko w duchu musiałam przyznać, że gdyby nie ona to nie wiem jakim cudem uszła bym z tego cało. 
Tomek i jego zimna pizza byli tacy niepraktyczni. 
Muszę zapamiętać, żeby nosić patelnię w torebce. 

- Gdzie Marysia? - zapytałam.
Karola wzruszyła ramionami. 
- Ma wyłączony telefon i od rana jej nie widziałam.
Wyrwałam się spod ramion mojej przyjaciółki i rzuciłam się biegiem do pokoju Tomka. Według ostatnich informacji jakie udało mi się wyciągnąć, Marysia powinna siedzieć u niego w pokoju (co jest obleśne i tak totalnie do niej niepodobne, że ciężko to sobie wyobrazić). Zaatakowałam klamkę, pchnęłam drzwi na oścież i wciągnęłam powietrze. 

Drzwi od ciemnej jaskini mojego kuzyna trzasnęły o zagracone biurko i wątła postać leżąca na łóżku z przetłuszczonymi włosami ubrana w ciasny dres, podniosła głowę i zamrugała kilka razy. 
Rzuciłam się na nią i objęłam ją rękami, jakby ta chwila miała zakończyć pasmo niepowodzeń, które od jakiegoś czasu nie chcą się od nas odczepić. 
Marysia nie za bardzo wiedziała jak zareagować, więc patrzyła przed siebie szeroko otwartymi oczami. 
Czarnulka z zaciekawieniem weszła do pokoju zaraz za mną, a kiedy zobaczyła, że we dwie leżymy na dużym łóżku mojego kuzyna, uśmiechnęła się promiennie. Zakłopotanie na jej twarzy (spowodowane pierwszym razem w ciemnej jaskini mojego kuzyna) zmieniło się w przypływ radości i szczęścia. 
Karola padła na łóżko zaraz obok Marysi i objęła nas rękami. 
Poważnie, w tym momencie nie liczyło się to, że narzeczony Marysi ją zostawił, że nosi pod sercem dziecko (Marysia, nie jej narzeczony), że Karola mnie pocałowała i, że mój chłopak okazał się totalnym dupkiem. Byłyśmy tak szczęśliwe, że właściwie równie dobrze mogłybyśmy wytarzać się w lukrze i posypać się czekoladową posypką. 

Tomek opadł na kręcone krzesło. Pudełko po pizzy rzucił nam na łóżko, co Marysia skwitowała krótkim okrzykiem radości, bo od niedawna jadała za dwoje i marzyła o dużej ilości pieczarek i podwójnym serze, nawet jeśli pizza już dawno temu przestała być ciepła i zjadliwa. 

- Zadzwoniłem po karetkę. Ta kobieta to kompletna kretynka. Tak się zamachnęła, że koleś może już nigdy nie wstać.
Odchrząknęłam, ale Karola dźgnęła mnie w bok. 

- W porządku. Mama jest... wyjątkowa – powiedziała. Załapała kawałek pizzy i zdjęła z niego palcami zeschnięty ser, a potem wpakowała go do buzi.
- Właściwie to co ona tam  robiła? - zapytałam.
Chwyciłam za swój trójkącik i z miłą chęcią przeżuwałam kawałek ciasta od pizzy. 

- Hm... - zaczęła Karola z pełną buzią. - przyszła oddać mi Adasia, zobaczyła, że Darek sterczy pod drzwiami, zapytała czy ma go wyprosić, więc powiedziałam, że tak, a potem najwidoczniej chciała sprawdzić, czy sobie poszedł, a... resztę już znasz.
- A potem przywaliła mu patelnią w łeb. 
Marysia jak za naciśnięciem przycisku z napisem „stop” przestała przeżuwać pizzę. 

- Chyba żartujesz.
- Poważnie, Ela uratowała mnie przed moim... byłym chłopakiem. 
Marysia owinęła ramiona dookoła  moich rąk i przycisnęła się do moich pleców co miało imitować przyjazne przytulenie. 

- Jest ci smutno z tego powodu?
- Błagam! - Karola uniosła oczy do nieba. - Teraz we trzy jesteśmy singielkami! Czy to nie cudowne? 
Blondynka odruchowo pogłaskała się po jeszcze płaskim brzuchu. 

- Nie tak cudowne jak mogłoby być, gdybym  była trochę mądrzejsza.
- Będziemy we cztery singielkami – poprawiła się czarnowłosa. Nachyliła się do brzucha Marysi i cmoknęła powietrze ponad szarą dresową bluzą. - To musi być dziewczynka. Baby trzymają się zawsze razem. 

- To ja pójdę sprawdzić co słychać w innym pokoju... - Tomek odrobinę się zmieszał, wstał i opuścił swoją jaskinię. 
I gdyby to był film, to właśnie zobaczylibyście napisy końcowe. Trzy dziewczyny, które powinny wyć z rozpaczy nad bezsensem tego świata w czarnej jaskini ich współlokatora. 
Złapałam jeszcze raz wątłe ramiona Karoli i docisnęłam ją do siebie. Potem uścisnęłam Marysię i jej napięte ze zdenerwowania mięśnie. 
No poważnie, piekło zamarzło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz