środa, 19 listopada 2014

24 października, później




Drzwi do naszego mieszkania były otwarte na oścież, a dziecięcy płacz odbijał się echem od ścian klatki schodowej. Zmarszczyłam brwi bo już wiedziałam co się szykuje. Niepostrzeżenie wślizgnęłyśmy się do domu i zamknęłyśmy drzwi na klucz. 

Marysia pobiegła pędem do łazienki, a ja weszłam w butach do pokoju. 

Na środku dużego pomieszczenia, które zajmowałam z Karolą stała moja czarnowłosa przyjaciółka i bujała na rękach młodszego brata – Adasia. Tego samego, który daje o sobie znać każdej nocy, a my intensywnie łączymy się z nim w bólu, bo dzieli nas raptem jedna cienka ściana. 

- Mam nadzieję, że ta kobieta zaraz wróci, bo oszaleję – powiedziała przez zęby, kiedy zobaczyła mnie stojącą w progu.
Adaś popłakiwał na jej ramieniu i naprzemiennie używał krzyków i rozpaczliwego skomlenia a przy tym wierzgał małymi nóżkami. 
- Ela powiedziała, że jest śpiący – wycedziła Karola. - I że idzie z bliźniaczkami do lekarza. Nie ma jej już bitą godzinę. 
- Daj mi go – na szybkości zdjęłam kurtkę i zsunęłam buty, a potem wzięłam na ręce dzieciaka. 
Karola padła na łóżko. Doskonale widziałam na jej twarzy przypływ ulgi. 

- Dorian nie odpisuje mi na smsy – obwieściła.
- „Dorian” - specjalnie  podkreśliłam to słowo – dzisiaj ma gorszy dzień i nawet do mnie się nie odzywał. 

Część, w której mówił o tym, że Karola jest nachalna zostawiłam dla siebie. 

- Miłość jest taaaka trudna – westchnęła i obróciła się na brzuch zatapiając w kolorowych poduszkach.
- Żebyś wiedziała – podsumowałam i zmieniłam sposób bujania Adasia na mniej inwazyjny. 
Adaś na moich rekach zachowywał się zupełnie inaczej i po kilku minutach spacerowania po pokoju faktycznie zamykały mu się oczy. 

- Gdzie Marysia? - szepnęła Karola.
Robiłam właśnie kolejne okrążenie dookoła stolika. 
- Znowu wymiotuje – odparłam.
- Ona rzyga jak kot – stwierdziła Karola, a potem podniosła się z łóżka i podskoczyła pod drzwi łazienki. 

Zapukała w drewno pokryte odłażącą białą emalią. 
- Marysia, wszystko w porządku? Może powinnyśmy pójść do lekarza?
- Nie – usłyszałam jej słaby głos.
- Wiesz, kiedy moja mama rzygała z taką częstotliwością to okazało się, że spłodziła mi młodszego brata – próbowała zażartować. 
Maria nie odezwała się słowem. 

- Nie rób sobie jaj, Karola, wiesz, że to drażliwy temat.
Czarnulka wzruszyła ramionami i z dziką radością spróbowała jeszcze raz. 

- Poważnie, może powinnyśmy zrobić test ciążowy? Jak chcesz to skoczę do apteki.
- Nie-dziekuję – odpowiedziała szybko. 
Zbyt szybko na to, żeby z całą pewnością stwierdzić, że Maria czegoś przed nami nie ukrywa. Karola popatrzyła na mnie unosząc do góry brwi, a potem zapukała jeszcze raz. 

- Trzeba ci coś przynieść?
- Nie – ucięła. 
Wtedy Adaś zaczął powoli się przebudzać. Szeptem zapytałam Karolę, gdzie położyła jego smoczek, na co ona wskazała mi wiklinowy kosz stojący na szafie. 
Czasem zdarzało jej się pilnować Adasia, czy którąś ze swoich młodszych sióstr, dlatego miała w pokoju niezbędny asortyment do zajmowania się dziećmi. Wszystkie gadżety wrzucała do wielkiego wiklinowego kosza na szafie, w którym trzymałyśmy gwarancje, ważne rachunki i pudełka po istotnych zakupach. Wiklinowy kosz był idealnym rozwiązaniem bo nie musiała patrzeć na smoczki, butelki i maskotki-tygryski, którymi była podduszana nad ranem przez ostatnie kilka lat. 
Nie mogłam położyć Adasia i wspiąć się na górę, więc machnęłam głową dając jej znak, żeby podeszła. 
Czarnulka niechętnie odeszła od drzwi łazienki. Wspięła się na palcach i zdjęła z szafy wiklinowy kosz. Wyjęła pudełka i sterty rachunków, żeby dokopać się do pudełeczka ze smoczkiem, po czym bezceremonialnie wcisnęła go Adasiowi do buzi. Dziecko od razu zamknęło oczy i wtuliło się w moje ramię. 

Te kilka kilogramów powoli zaczynało mi ciążyć. 
Zanim odeszła, zgromiłam ją wzrokiem. 

- Hej, sprzątnij to, bo się potknę – wyszeptałam.
Karola przewróciła oczami, ale klęknęła nad koszykiem. Powoli układała z nim rachunki i gwarancje. Po drodze natknęła się na śliniaczek, który odłożyła na bok i ulubioną maskotkę Adasia – pieska bez jednego ucha. Na samą górę wcisnęła pudełka po suszarkach i prostownicach, ale w jednym z nich znajdowało się coś jeszcze. Dla pewności potrząsnęła nim ponownie. 
Ciągle bujałam na rękach jej młodszego brata, więc nie widziałam jak bardzo była wryta w ziemię, kiedy na podłogę wysypała się zawartość pudełka. Nie widziałam jej zszokowanego wyrazu twarzy i tego, że nie może złapać oddechu.
Odwróciłam się dopiero wtedy, kiedy drzwi do Łazienki zaskrzypiały i Marysia zalała się łzami w wąskim przedpokoju naszego mieszkania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz