środa, 31 grudnia 2014

Tak, to nadal 27 października

To nie mogła być prawda. 
A przynajmniej ja nie przyjmowałam tego jako prawdę. Zdrada zaczyna być zdradą w momencie, gdy człowiek się do niej przyzna, albo... zobaczy na własne oczy. Podejrzewam, że wolałabym uniknąć tego spotkania, poza tym...
Hej, przecież nikt nie powiedział, że to był Darek.  
Próbowałam sama siebie przekonać do tego, że białe brudne trampki mogły równie dobrze należeć do jakiejkolwiek osoby na imprezie tak samo jak i do Darka. 
Przecież Darek nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. 
Z drugiej strony ja sama byłam przekonana, że nigdy w życiu nie skrzywdzę tego chłopaka, ale wystarczyło raz wyjść na miasto i eskortować rzygającą przyjaciółkę, żebym jednak zmieniła zdanie. 
Marysia początkowo nie wiedziała co się dzieje. Zastygłam bez słowa z telefonem w ręce, aż ekran zgasł i nie widziałyśmy już zupełnie nic. Złapała mnie za wyciągniętą koszulkę z batmanem i szarpnęła, aż w końcu poddałam się i poszłam za nią. Nawet nie próbowała pytać, czy nie mam ochoty tam zajrzeć i sprawdzić czy wszystko w porządku. 
Pewnie, z miłą chęcią wyciągnęłabym szyję, żeby zapytać: hej, jak się macie? Czy wszystko gra? Już widziałam siebie w momencie, jak upuszczam ciężki kamień ze sterty kamieni za ścianką działową na delikatną łydkę lafiryndy od czerwonych szpilek. 
Do mieszkania szłyśmy w totalnym milczeniu. Marysia nie skomentowała tego ani jednym słowem. Nie mogłam się się odezwać, bo czułam, że w momencie, gdy wypowiem chociaż jeden wyraz to zaleję się płaczem. A na to pozwolić sobie nie mogłam. 
Ludzie miewali gorsze problemy. Nie mieli co jeść, nie mogli chodzić, albo byli w ciąży nie z tym facetem co trzeba. To, że znalazłam buty swojego faceta o czwartej rano w piwnicy bloku, gdzie obywała się impreza, a dodatkowo dziewczynę leżącą obok niego i wydającą dźwięki, których chciałabym nie słyszeć... cóż, to było nic w porównaniu do zła tego całego świata, które mnie otaczało. 

Prawda? 
Zupełne nic. 
Więc dlaczego czułam się tak, jakby to mnie przygnieciono stertą kamieni? 
Jak w transie pokonywałam kolejne stopnie dzielące nas od mieszkania, a potem rzuciłam się na łóżko jeszcze w butach i pozwoliłam sobie zasnąć. 
Podejrzewam, że Marysia nie bardzo wiedziała jak ma zareagować na to co dzieje się na jej oczach, więc po prostu wzięła piżamę i poszła pod prysznic. 
A ja odpływałam i zalewałam się łzami jednocześnie. I jeszcze myślałam o Maćku. Przez ostatni czas byłam podzielona na dwie części, gdzie jedna kibicowała Darkowi a druga nieznajomemu, ale teraz... 
Byłam rozsypana na milion kawałków i nie mogłam sobie z tym poradzić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz