niedziela, 14 grudnia 2014

26 października, koło północy

Michał Idealny wyglądał perfekcyjnie na tle niewysportowanych i źle uczesanych nieznanych mi kolegów Darka. To znaczy, zgadywałam, że to koledzy Darka. Byli kolejnymi gośćmi na imprezie, a ta z kolei, to znaczy impreza, powoli przenosiła się na świeże powietrze. Byłam przekonana, że prędzej czy później policja nas odwiedzi. Sąsiedzi nie mogą  być aż tak bardzo cierpliwi, żeby wysłuchiwać elektrycznych składanek przez całą sobotnią noc. 

Marysia postawiła przed Michałem dwa drinki z kawałkami cytryny i pogłaskała go po głowie. Szklankę bez cytrusów oplotłam dłońmi. Powoli sączyłam swojego drinka. 
W tym momencie potrzebowałam alkoholu jak niczego innego na tym świecie. Dopiero co dopuściłam się potwornej zbrodni na narzeczonym mojej przyjaciółki i dodatkowo musiałam na to wszystko patrzeć. 
Co mi strzeliło do głowy, że w ogóle się na to zgodziłam? 

- Zrobiłyśmy z Aną coś pysznego – powiedziała Marysia i wcisnęła w dłonie chłopaka jedną ze szklanek.

Michał był zajęty rozmową o sportowych wozach i o tym, że kolor czerwony na karoserii nie jest gejowski a tak w ogóle to tolerancja na tym świecie powoli zanika chociaż każdy powinien mieć prawo do własnych przekonań. 

Skąd ona wytrzasnęła tego faceta? 
Narzeczony sączył drinka bez większego entuzjazmu, bo ekscytował się wolnością słowa i czerwoną karoserią. 
Marysia była zdenerwowana. 
Ja chyba też, bo inaczej nie szczękałabym zębami o szklankę. 
Dziewczyna wstała i machnęła na mnie ręką. Bez namysłu poszłam za nią ściskając swojego drinka w dłoni. 
- Nie wiem co mam robić – wyznała.
- Przepraszam, ale że co? - zapytałam. - Dałyśmy mu środki nasenne, a teraz mi mówisz, że nie wiesz co masz robić? 
- Musimy go stąd zabrać. 
- Chyba, że chcesz zgwałcić swojego faceta na oczach wszystkich tutaj... 
- Gdzie mamy go zabrać? - wpadła w panikę. Chodziła w te i z powrotem po korytarzu, gdzie było już i tak zbyt duże zaludnienie, żeby od razu tak szaleć i się przesuwać, a do tego jeszczde myśleć na głos. 
- Nie przemyślałaś tego? 
- Miałam nadzieję, że zostawili w mieszkaniu chociaż jedno łóżko. 
= Naprawdę chciałaś to z nim zrobić przy wszystkich, prawda? 
- Inni nie mają z tym problemu – zauważyła.
- Czy jesteś aż tak sfrustrowana, żeby przeżyć swój pierwszy raz z facetem na pijackiej rekordowej imprezie, gdzie nawet nie ma gdzie usiąść? 
- Ekhmn – Marysia odchrząknęła, a ja przypomniałam sobie, że to nie miałby być jej pierwszy raz.
- Przecież to się nie uda – powiedziałam. 
Nie miało prawa się udać... 

- Ana, wymyśl coś, błagam – jęknęła. 
Wymyśliłam. Według mojego planu tworzonego na szybko, Michał miał wypić dwie szklanki diabelskiego płynu i zacząć czuć się zmęczonym (a przynajmniej taką miałam nadzieję, bo dwie tabletki nasenne w połączeniu z alkoholem mogły równie dobrze wpakować go prosto do szpitala, co do grobu). Marysia miała wtedy wyciągnąć od niego kluczyki do samochodu i zawieźć do naszego mieszkania. Musiała tylko położyć go w swoim łóżku, a rano wysilić się na historyjkę o tym, jak to spędzili ze sobą cudowną noc. 

Plan był świetny. Bez dwóch zdań. Nie brał pod uwagę tylko kilku rzeczy. 

Między innymi tego, że kiedy wrócimy do kącika w którym siedział Michał z kolegami zobaczymy Karolę. 
Trzymającą w ręku szklankę. Z cytryną. 
I to w dodatku pustą. 
Nie zdążyłam krzyknąć, bo Marysia wbiła mi paznokcie w nadgarstek. 
- Wszystko pod kontrolą – powiedziała do mnie, a potem ruszyła przed siebie na wysokich obcasach i zajęła miejsce na poduszce obok Karoli.
NIC NIE BYŁO POD KONTROLĄ, zupełnie nic. 
Czarnowłosa przyjaciółka miała rozmazany tusz do rzęs i nieobecny wzrok. Była już wystarczająco pijana, żeby z trudem utrzymywać równowagę, więc tabletka nasenna była jej zupełnie zbędna. 
- Co ze mną nie tak? - zapytała niewyraźnie.
Wszystko jest w jak najlepszym porządku – powiedziała radośnie Marysia, jakby samą siebie chciała przekonać o tym, że faktycznie wszystko jest w porządku. 
- Czy coś się stało? - zagadnęłam. 
Próbowałam ułożyć w głowie plan b. Zrób coś, Ana, zrób coś... 
- Wiesz, ja naprawdę nie wiem co oni wszyscy w tobie widzą... - bulgotała. - Termit całował mnie w taki cudowny sposób, a potem powiedział: zawsze cię pragnąłem... 
- Więc w czym problem? - zapytała Marysia ze sztucznym uśmiechem. Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. 
Karola rozłożyła nogi obleczone w poszarpane rajstopy niczym marionetka. 
- Zawsze cię pragnąłem, Ana.
Nie zrozumiałyśmy. Zamrugałam oczami, ale w dalszym ciągu nie docierałdo mnie sens tych słów.
- Dorian powiedział: zawsze cię pragnąłem, Ana – wyjaśniła tak naprawdę niewiele wyjaśniając.
Termit najwyraźniej bawił się świetnie kosztem mojej przyjaciółki. To była już najwyższa pora, żeby powiedzieć jej, że chłopak nie jest jej wart. 
- Karola, za chwilę pojedziemy do domu i jutro o tym porozmawiamy, dobra? Przy owsiance. Owsianka rozwiązuje wszystkie problemy tego świata – złapałam ją za ramiona i lekko potrząsnęłam. 
Zero reakcji. 
Marysia zerkała na swojego chłopaka kątem oka. Zaczynał tracić koncentrację i zachowywać się dziwnie. Mówił rzeczy niemające sensu i robił się na tyle śpiący, żeby zacząć nas tym niepokoić. Pijany i śpiący, rozumiecie. Jesteśmy na czwartym piętrze, a chłopak waży więcej niż my we dwie razem wzięte. W windzie trwa druga impreza i nikt nie powiedział, że zostaniemy ciepło przyjęte na biesiadzie przy nalewkach babuni, zwłaszcza, że ciągniemy za sobą dorosłego faceta. 
- Termit. Znajdź Termita – zarządziła Marysia.
Odłożyłam Karolę na bok, tak, żeby oparła się o Marysię. Wyglądała jak pijana dziewczyna, którą zajmują się przyjaciółki. Nie budziła sensacji bo takich jak ona w tym mieszkaniu było na pęczki. 
Musiałam znaleźć Termita, Doriana, czy jak mu tam było. Natychmiast. 
Przecisnęłam się między roznegliżowanymi dziewczynami. Musiałam torować sobie przejście łokciami, więc zaraz za mną posypały się niepochlebne komentarze. Miałam to gdzieś. Musiałam go znaleźć. 
Wtedy ktoś złapał mnie od tyłu za ramię i bez cienia delikatności obrócił w swoją stronę. 
- Szukałem cię, mała.
Darek był kompletnie pijany i podtrzymywał się na moim ramieniu, żeby nie upaść. 
- Porozmawiamy później, muszę... - zaczęłam, ale wiedziałam, że to bez sensu.
Chłopak mnie nie słuchał. Chwiejącym się krokiem podszedł jeszcze bliżej, tak, że czułam jego śmierdzący alkoholem oddech. Próbował objąć mnie ramionami. 
- Nie dotykaj mnie – powiedziałam.
Uśmiechnął się i zamiast się odsunąć -  moje słowa potraktował jako zachętę, bo jego spierzchnięte usta niebezpiecznie zbliżały się w moim kierunku. 
- Wiesz mała, kręcisz mnie jak jesteś taką złośnicą – powiedział przeciągając słowa.
Ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę to całowanie się z moim chłopakiem, który jest zalany w trupa na własnej rekordowej imprezie. 
- Darek, odsuń się, bo będę krzyczeć – zagroziłam.
Tym razem się roześmiał i szarpnął mnie za ramię. Mocno. Zbyt mocno jak na kochającego chłopaka. Zbyt mocno nawet na osobę, która po prostu szanuje druga połowę i na tyle mocno, żebym w przypływie odwagi go odepchnęła. 

Boże, co ja zrobiłam?
W tym momencie przede mną z ziemi wyrósł Termit. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy zakrył mnie swoim ciałem. 
Wszystko działo się w tempie przyspieszonym.
Darek zatoczył się kilka razy, ale w końcu złapał równowagę. Zanim stanął naprzeciwko Doriana, zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się co się dzieje. A potem wziął rozbieg i zaatakował go – widocznie postawił na to, że to on go popchnął. Jego dziewczyna przecież nie mogłaby tego zrobić. 
Taa.
Termit miał dużo lepszą koordynację ruchową, bo bez problemu odparł atak, a potem pchnął Darka w kąt, jakby ważył dwa kilogramy, a nie siedemdziesiąt. Już chciałam podbiec i zobaczyć, czy wszystko w porządku, ale Termit odwrócił się do mnie przodem. 
Nad jego ramieniem widziałam jak do Darka podbiega jego świta i kilka zaciekawionych dziewczyn. 
- Muszę zobaczyć, czy nic mu nie jest – jęknęłam. 
Termit zagrodził mi przejście ręką, a ja próbowałam się przez niego przebić. Bezskutecznie. 
- Musimy stąd wyjść. Natychmiast.
Nie zdążyłam zapytać dlaczego, bo Termit objął mnie w pasie i wyprowadził z salonu na korytarz. Odwróciłam głowę, żeby sprawdzić co z Darkiem, ale zobaczyłam tylko plecy jednego z jego kumpli. 
- Gdzie reszta?
Wskazałam mu mały pokój, w którym siedziała Marysia, uśpiona Karola i nieprzytomny Michał. No i jakieś dwadzieścia pięć obcych mi osób. 
Zrozpaczona Marysia szukała nas wzrokiem. Zdążyła się pozbyć chłopaków z którymi zawzięcie dyskutował jej narzeczony i teraz próbowała utrzymać równowagę obejmując Michała i Karolę jednym ramieniem. Dopadliśmy ją w tym samym momencie. Termit podniósł czarnulkę i zarzucił jej ręce na szyję, a potem wziął ją ramiona. 
- Zaraz przyjedzie tu policja – zakomunikował, a ja miałam ochotę krzyknąć „a nie mówiłam?”.
- Skąd wiesz? - zapytała Maria. 
Obie próbowałyśmy podnieść Michała do pozycji stojącej. Chłopak miał zamknięte oczy, oddychał miarowo i był tak ciężki, że miałyśmy z tym spory problem. 
- Przed chwilą otworzyłem drzwi sąsiadce z dołu i powiedziała, że policja już jedzie, więc jej już wszystko jedno czy zaczniemy być cicho czy nie.
- Muszę powiedzieć Darkowi... - zaczęłam. 
- Jemu nie zrobi to najmniejszej różnicy. Jest pijany jak biszkopt. 
Uniosłam pytająco brwi. Niektóre teksty Termita przyprawiały mnie o dreszcze. Jak biszkopt? Jak można być pijanym jak biszkopt? 
- Ana, przyłóż się trochę – wyjęczała Marysia. Michał zjeżdżał z jej wątłych pleców. 
Zreflektowałam się i wzięłam część nieprzytomnego chłopaka na swoje ramiona. Pachniał drogimi męskimi perfumami i świeżo wypraną koszulą. 
Termit z Karolą przelewającą mu się przez ramiona wyszedł z mieszkania zostawiając drzwi szeroko otwarte. Resztkami sił wytargałyśmy Michała z pokoju na korytarz. Ciężkie rockowe brzmienia wyleciały za nami i pofrunęły w dół klatki schodowej. Nic dziwnego, że sąsiedzi zaczęli się pluć. Klatka schodowa była kolejnym punktem imprezy i to tam odbywały się największe toasty. Obawiałam się, że zwykła interwencja policji nie wystarczy do okiełznania rekordowej imprezy mojego chłopaka. 
Dorian przecisnął się przez przypadkowy tłum osób i ruszył schodami do góry. Popatrzyłyśmy na niego z ironicznym uśmiechem, bo niby jakim cudem miałyśmy z Marysią wtargać Michała na górę, skoro ledwo przesunęłyśmy się z nim po płaskiej powierzchni. Chłopak odłożył Karolę na ziemię, przywołał windę z piętra piątego i zbiegł, żeby nam pomóc. 
W myślach błagałam o to, żeby winda była pusta i żebyśmy nie musieli użerać się z imprezą, która prawdopodobnie w dalszym ciągu kursowała między piętrami bloku. Impreza, bo nalewki pewnie już dawno nie było. 

2 komentarze:

  1. Nadine! Bardzo niefajnie, bardzo! To w ogóle nie jest dobry pomysł, te odcinki. Zaczęłam chwilę temu czytać, wciągnęłam się, a tu nagle... bach! Skończyły się dostępne wpisy. Eh, eh...
    Na pewno będę wyczekiwać nowych, bo akcja się ładnie rozwinęła :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kolejny rozdzial? Czekam niecierpliwie, bardzo wciaga:)

    OdpowiedzUsuń