niedziela, 7 grudnia 2014

26 października, dużo później



Darek postawił sobie za punkt honoru pobić rekord. Jakikolwiek, byle zapisać się w pamięci potomnych. Próbował wypalić paczkę papierosów naraz, wkładając sobie wszystkie jednocześnie do ust, ale nie skończyło się to najlepiej. Zapuszczał też brodę, ale wtedy dopadłam go z nożyczkami w zmowie z jego własną matką. Stwierdził, że sprawdzi ile człowiek jest w stanie spędzić przed PlayStation i nie skorzystać z łazienki, ale też nie osiągnął zadziwiających wyników. Ta impreza była jego ostatnią szansą, żeby mógł spełnić swoje marzenie. 

Czy było ze mną coś nie tak, skoro nie wierzyłam w powodzenie tego przedsięwzięcia? 

Po pierwsze: mieszkanie było naprawdę małe i zagracone, a lokatorzy, czyli czterech chłopaków plus desperat uciekający od zdradzającej go dziewczyny ledwo co się w nim mieścili. Jak Darek chciał zorganizować imprezę w miejscu, gdzie cały dzień spędza się siedząc na łóżku bo nie ma miejsca na swobodne przesuwanie się po podłodze? Podchodziłam do tego dosyć sceptycznie. Piętnaście osób to już był rekord moim skromnym zdaniem. 

Dotarliśmy na miejsce dwadzieścia minut po planowym rozpoczęciu imprezy. Chłopcy mieszkali na czwartym piętrze obdartego bloku i już z daleka słychać było, że tego wieczoru to tam odbywa się najgłośniejsza impreza w mieście. Okna od małego pokoju i salonu z kuchnio-palarnią były otwarte na oścież, a poszarzałe firanki wyfruwały z mieszkania wraz z przeciągiem. Na całej ulicy słychać było charakterystyczne umc, umc.  

Trzasnęłam drzwiami samochodowymi i musiałam krzyknąć, żeby wszyscy mnie słyszeli. 
- Chyba nie macie wątpliwości, gdzie się kierować!
Czułam jak pod moimi stopami ziemia drży, a może to mój błędnik fiksował z powodu zbyt dużej ilości decybeli. 
Marysia wzięła pod rękę Michała Idealnego i ruszyliśmy w stronę klatki schodowej. 
Jak się okazało, problem z ilością miejsca w mieszkaniu chłopcy rozwiązali w bardzo prosty sposób. Na trawniku przed blokiem i na połowie chodnika stały dwa łóżka, biurko i słupek z książkami. Zaśmiałam się pod nosem. Przecież to było takie oczywiste. Wystarczyło wynieść meble z mieszkania przed blok i od razu robiło się luźniej. 
Zastanawiałam się, w którym miejscu popełniłam błąd zgadzając się na zostanie dziewczyną takiego kretyna. 

- Hm, świetny pomysł – zauważyła Karola. - Naprawdę, muszę im pogratulować.
- Tak, ja chyba też – mruknęłam. 
Jeszcze przez chwilę kontemplowaliśmy głupotę mojego chłopaka. Robiliśmy zakłady, kto pierwszy wpadł na ten pomysł i bezapelacyjnie tę konkurencję wygrał Darek. 
W tym momencie dobiegł do nas Termit, a mi spadł z serca olbrzymi kamień. Prawie słyszałam jak rozbija się o płytę chodnikową obok biurka mojego chłopaka. Kamień, nie Termit. Dorian sapał ze zmęczenia i kiedy przystaną, zgiął się wpół i położył ręce powyżej kolan. 

- Hej – przywitał się, ciągle dysząc. Wiedział, że żaden z naszych chłopaków za nim nie przepada, dlatego nie próbował się witać w bardziej wylewny sposób.

- O, co ty tutaj robisz? - zapytała szczerze zdziwiona Karola. 
Miałam ochotę walnąć głową w betonową ścianę bloku. 
- Hm, Ana prosiła mnie o to, żebym przyszedł, więc...
Nie zdążył dokończyć, bo Karola wzięła go pod ramię i zaciągnęła pod drzwi klatki schodowej. Pchnęła z całej siły drewno i ruszyła na czwarte piętro. Poczekałam aż za nimi wystartuje nasza idealna para i powoli poszłam za nimi. Po zadowolonych oczach Marysi widziałam, że wszystko toczy się po jej myśli. 
To znaczy, o ile sytuacja w której jesteś w ciąży i musisz zmusić swojego chłopaka do seksu, żeby wmówić mu, że to on jest ojcem twojego dziecka można nazwać sytuacją dziejącą się „po czyjejś myśli”. 

Och, nieważne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz