środa, 3 grudnia 2014

26 października, po południu



W dniu rekordowej imprezy mojego chłopaka moje przyjaciółki promieniały. Gdybym nie wiedziała o co chodzi to pomyślałabym, że bije od nich jakiś wewnętrzny blask, a tak to miałam pewność, że dopiero rozgrzewają lasery w oczach. 

- Cudownie, Michał przyjedzie po nas o 20 i zrobimy wielkie wejście – Maria rzuciła telefon na narzutę łóżka. 

Doskonale wiedziałam, że nie uśmiecha się tak promiennie z powodu „wielkiego wejścia”. To był powód dla którego uśmiechała się w ten sposób jeszcze w zeszłym roku szkolnym, ale wtedy była jeszcze dziewicą i dopiero zaręczała się ze swoim ukochanym. Miło było widzieć Marysię uśmiechniętą, nawet jeśli to oznaczało, że w dalszym ciągu nie porzuciła perfidnego planu wykorzystania Michała Idealnego. 
Doskonale wiecie, że tego nie popierałam. 

- Mam nadzieję, że Dorian doceni wszystkie moje starania...
Karola zupełnie nie przejmowała się tym, że nasza przyjaciółka zamierza dopuścić się czynu karalnego i spokojnie przymierzała wszystkie wyjściowe ciuchy, które przywlokła z mieszkania swojej matki. Mimo, że praktycznie mieszkałyśmy razem, część jej rzeczy ciągle była w mieszkaniu obok. 

Karola wpadała do mieszkania Eli i jej dzieci, zabierała to czego potrzebowała, zwijała ze stołu ciastka (czy cokolwiek Ela przygotowała na rozładowanie napięcia z całego dnia) i trzaskając drzwiami wychodziła bez słowa. Zwykle potem Ela dobijała się do nas z pretensjami, że dopuszczamy się kradzieży. 

- Powiedz swoim dzieciom, że też jestem twoim dzieckiem i, że czasem mogłyby się czymś podzielić – zwykle kwitowała Karola i zamykała mamie przed nosem drewniane drzwi.
Nic dziwnego, że Ela za nami nie przepadała i zwracała się do nas z prośbą o pomoc tylko w ostateczności. 

Cokolwiek założysz, na pewno padnie z zachwytu – odparłam z uśmiechem. O ile pojawi się na imprezie, dodałam w myślach.

Jeśli o mnie chodzi, to nie robiłam starannego makijażu, nie wybierałam ubrań i nie obracałam się przed lustrem w przedpokoju. Zamiast tego siedziałam z laptopem na kolanach i wędrowałam po portalach społecznościowych. Miałam nadzieję, że natknę się na coś, co mogłoby powiedzieć mi, jak nazywa się Maciek i gdzie do jasnej anielki mogę go znaleźć. Oprócz tego, że był starszy ode mnie o rok i pracował jako barman w Loli nie wiedziałam kompletnie nic. A co on wiedział o mnie? Tylko tyle, że jestem Ana. Ana to nawet nie moje prawdziwe imię. Gdyby chciał mnie szukać między wszystkimi Ankami w tym mieście, jestem przekonana, że nie znalazłby tam mnie. Nie było opcji, że Maciek mnie znajdzie. Naprawdę, zero szans. 

Musiałam nie tylko położyć się na tacy, ale skierować światła wszystkich latarni w Krakowie właśnie na mnie, jeśli wiecie o co mi chodzi. 

Ale przecież powiedział, że mnie znajdzie. Obiecał. 

Swoją drogą moja mama też obiecuje mi wiele rzeczy i niestety tylko na słowach się kończy. 

Musiałam zająć swoją głowę czymś innym niż tajemniczy nieznajomy. Złapałam telefon i wystukałam smsa. 

Termit, przepraszam za swoje zachowanie i w dalszym ciągu mam nadzieję, że zjawisz się na imprezie.  
Mogłam pozytywnie wpłynąć na przebieg dzisiejszego dnia przynajmniej dla jednej osoby w naszym gronie. 

Przeprosiny przyjęte. 

Aczkolwiek nie miałam na to gwarancji. To znaczy, nikt nie powiedział, że Termit jednak zdecyduje się zaszczycić nas swoją obecnością, a co dopiero, że zainteresuje się Karolą.
Dziewczyna zrobiła się na prawdziwe bóstwo. Założyła beżową koronkową sukienkę i uniosła krótkie włosy. Wyglądała jak Marylin Monroe, które zapomniała stanika i wpadła głową w dół do czarnej farby. Pomijając jej wyzywający wygląd (do którego miała totalne prawo będąc singielką udającą się na łowy) wyglądała naprawdę ładnie. 
Ale zrobiłaby większe wrażenie na gościach burdelu niż prostych studentach, którzy biją rekord we wciśnięciu jak największej liczby osób na niewielkim metrażu. 
Przewidziałam to, i po prostu rozpuściłam kasztanowe włosy, żeby zakrywały pozaciąganą na ramionach koszulkę z batmanem. 
Marysia ubrała się na czarno starając się zakamuflować delikatnie zaokrąglony brzuszek. Nikt nie domyśliłby się, że skrywa w środku małe ziarenko, co najwyżej, że zjadła podwójną porcję fasoli. Stwierdziłam, że przesadziła z ilością czerni – czarne spodnie, czarne szpilki, czarna bluzka i gigantyczne czarne kolczyki, które zakrywały jej pół twarzy. Na ustach  miała różową szminkę, która zaburzała koncepcję tragicznego wampa. 
Kiedy zapytałam dlaczego wygląda tak dziwnie – przysięgam, nawet jej dres na dyskotece nie był taki szokujący – powiedziała, że agentki muszą przemykać niezauważone jak dzikie koty, a tak poza tym to wypada dobrze wyglądać. 
Nie drążyłam tematu, bo Marysia faktycznie wyglądała, ale na niepoczytalną. 
Na szczęście Michał Idealny zjawił się punktualnie i mogłam przestać patrzeć jak dziewczyny pindrzą się na korytarzu. 

- Cześć, dziewczyny – powiedział, jeszcze zanim zdążyłam otworzyć na oścież drzwi mieszkania.
Jeśli miał do mnie jakiś uraz po tym, jak okłamałam go, że to ja targałam rzygającego kota przez cały rynek w Krakowie, to absolutnie tego nie okazywał. 
Marysia podbiegła na niebotycznie wysokich szpilkach do narzeczonego i wystawiła w jego stronę głowę. Chłopak zamiast wziąć ją w objęcia i zcałować całą fatalną szminkę w kolorze fuksji z jej ust, delikatnie przyłożył wargi do jej czoła. 
Patrzcie ludzie, tak okazuje pożądanie stu procentowy katolik. 
Sądząc po ich gorącym przywitaniu już wiedziałam, dlaczego tak trudno zaciągnąć Michała do łóżka. I nie podejrzewałam, że uda jej się to tym razem, nawet jeśli Michał miał być półprzytomny. 
Marysia uśmiechnęła się niewyraźnie i przejechała dłonią z czarnymi paznokciami po swoim brzuchu. Ja i Karola wiedziałyśmy dlaczego, ale Michał jeszcze nie. Biedny, nie był świadomy tego co go czeka. 
Zagryzłam wargę. Musiałam jak najszybciej przestać patrzeć na tę dwójkę bo robiło mi się niedobrze. Karola najwyraźniej pomyślała o tym samym, bo złapała skórzaną kurtkę i wybiegła na klatkę schodową. 
- Cześć, Tomek! - krzyknęła w locie.
Z kryjówki mojego wujka słychać było, jak ktoś podkręca muzykę na ful. 

1 komentarz: