niedziela, 21 grudnia 2014

27 października, bardzo blady świt

- Nie osądzam was, ja po prostu zastanawiam się, co wam mogło strzelić do głowy – wyjaśnił Termit.
Usiadłam pod ścianą i położyłam Karolę na wyciągniętych nogach. Biedna, niczemu nie zawiniła. Była tylko na tyle nieszczęśliwa, żeby dobrać się do drinka Michała. Nie jej wina, że akurat w tej konkretnie szklance pływała sproszkowana tabletka nasenna. 
Boże, jeśli taki efekt człowiek mógł uzyskać po jednej tabletce to co by się stało, gdyby Marysia wrzuciła ich tam pięć? 
Staraliśmy się zachowywać cicho i nie włączać światła na klatce schodowej, żeby nikt nie wpadł na pomysł odwiedzenia ostatniego piętra. Z dołu słychać było wrzaski osób, które próbowały uciec z imprezy nie natykając się na policję. Najwyraźniej wtargnęli już do mieszkania. 
Nie powinnam przejmować się Darkiem, prawda? To w końcu jego impreza i on za nią odpowiadał. Jedyne czym należało się martwić to to, żeby nas nie znaleźli. A nawet jeśli znajdą,  żeby nie odkryli, że dosypałyśmy do drinków tabletki nasenne. Kiepsko wyglądała by taka adnotacja w moim życiorysie. Bardzo kiepsko. 
Poza tym, nasze matki by nas zabiły. I Ela też. A rodzice Michała już zadbali by o to, żebyśmy nie miały po drodze do nieba, kiedy już nasze matki rodzicielki nas wykończą. 
Beznadziejna sprawa. 

- Co zamierzasz mu powiedzieć? - przerwałam ciszę wyraźnym szeptem.
Marysia i Termit odwrócili się w moją stronę. Chłopak dotychczas wspinał się na palcach, żeby przez małe okienko w ścianie obserwować sytuację na zewnątrz. Widział bardzo niewiele, ale bał się otworzyć okno, żeby nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Nawet ja, z pozycji siedzącej, widziałam migające niebieskie i czerwone światła gdzieś w oddali. Zorientował się, że mówię do Marysi, więc wrócił do wyglądania na zewnątrz. 

- Jeszcze nie wiem – odparła, kiedy upewniła się, że Termit na nią nie patrzy.
- Ciągle zamierzasz  mu wmawiać, że uprawialiście dziki seks? 
I chociaż dokoła panowała zupełna ciemność, niemal widziałam jak Marysia piorunuje mnie spojrzeniem. 

- Jesteście nienormalne – skwitował Dorian. W dalszym ciągu patrzył w okno.
- I wzajemnie – odparłam. - Nie możemy zmienić wersji zdarzeń i powiedzieć, że ktoś wsypał mu coś do drinka? Po prostu? 
- Ana, to moja ostatnia nadzieja – szepnęła. - Nie mogę się wycofać, nie teraz, kiedy pierwsza część się udała. 
- A co zrobisz, jak policja nas złapie? 
- Nie złapie. 
- Dobra dziewczyny, czas na nas.  
Chłopak zeskoczył z podwyższenia i zabrał z moich nóg Karolę. Jak na osobę, która nie przepadała za tą dziewczyną, traktował ją powyżej standardów. Nosił na rekach niczym księżniczkę i czasem nawet poprawiał głowę, żeby nie wisiała tak bezwładnie, tylko opierała się o jego ramię. 
Nacisnęłam guzik przywołujący windę. 
Termit wszedł do środa i poczekał, aż we dwie wciągniemy Michała. Sztuczne światło windy początkowo nas oślepiło. Kiedy odzyskaliśmy zdolność widzenia, Termit nacisnął guzik przy poziomie -1. Zamrugałam kilka razy zanim obraz mi się wyostrzył a biało-niebieskie kropki przed oczami zupełnie zaniknęły. 
Marysia spłonęła rumieńcem. Zorientowałam się o co chodzi dopiero w momencie, kiedy Termit zaczął niebezpiecznie chichotać, a krótkie włosy Karoli podskakiwały razem z jego ramionami. 
W  lustrze windy odbijała się nieprzytomna twarz Michała Idealnego. Z wysokości jego policzków schodząc po szyi w dół do rozpiętej koszuli, chłopak był oznaczony stemplami w kolorze fuksji. To jeszcze  nic, na jego szyi wisiał kawałek koronkowego materiału, a rękawy koszuli były brudne od szminki i idealnie pomięte. Z kieszeni wychylał się gigantyczny czarny kolczyk Marysi. Wodząc wzrokiem w dół, zobaczyłam rozpięte spodnie i sama zaczęłam się rumienić.  

- Błagam, powiedz, że to nie twoje majtki – syknęłam, wskazując na kawałek koronki przy jego szyi. Musiałam odwrócić wzrok od rozpiętych spodni. 
- Owszem, ale niedzisiejsze – dumnie odparła w akcie obrony.  
Termit roześmiał się na głos. 
Maria Andruszek złapała Michała Idealnego za ramiona i wpiła się w jego nieprzytomne usta, rozsmarowując szminkę na  połowie jego twarzy. Cały czas wpatrywała się w Termita, który przestał chichotać i któremu teraz zbierało się na wymioty. 

- Mogę tak cały dzień, więc lepiej mi więcej nie podpadaj – burknęła. Przetarła czarnym rękawem bluzki swoje usta i tym samym ściągnęła z nich cały kolor.
Michał wyglądał, jakby zaatakowało go stado dziewic a on był jedynym osobnikiem płci męskiej w odległości kilkuset metrów. 
Winda zjechała na sam dół, a my odetchnęliśmy z ulgą. Naprawdę niewiele brakowało, żeby wpakować się w kłopoty. To znaczy, już i tak mieliśmy kłopoty. Uśpiliśmy naszych przyjaciół i teraz musieliśmy ich jakiś cudem przetransportować do domu mając nadzieję, że naprawdę TYLKO ŚPIĄ. I, że nie zrobią z tego znowu jakieś dużej sprawy. Gdyby to mnie spotkała taka sytuacja to pewnie bym się wkurzyła, ale tym razem ze względu na okoliczności, nie mieliśmy wyjścia. A Karola napatoczyła się przez zwykły przypadek. 
- Cicho – szepnął Termit. Trzymał telefon w dłoni i próbował oświetlić drogę, ale niosąc dziewczynę na rękach nie było to takie proste.
Winda zjechała prosto do piwnic bloku, w którym mieszkali chłopcy. Mięliśmy szanse na to, że przeczekamy w spokoju jakiś czas, a potem dostaniemy się do mieszkania, pójdziemy spać, wstaniemy i o wszystkim zapomnimy. Problem mógł stanowić jedynie Michał, który, cóż, nie był w najlepszej formie. Marysia włożyła bardzo dużo serca w to, żeby doprowadzając go do takiego stanu. Podejrzewałam, że szminka z kołnierza i mankietów za nic w świecie się nie spierze. 

Nie wiedziałam jakim kłamstwem moja przyjaciółka chce go nakarmić, ale było to w tym momencie najmniej ważne. 
- Zostaw nam Karolę i zajmij się Michałem – prychnęłam.
Jego stopy głośno szurały po nierównej powierzchni. 
- Ciii!
Razem z Marysią stanęłyśmy w miejscu. Dorian schował telefon i otoczyła nas gęsta ciemność. 
- Słyszałem coś – szepnął.
Ja słyszałam jedynie odgłos szurających stóp Michała i nasze oddechy. 
Termit położył Karolę na ziemi, tak, że opierała się o moje nogi. Świetnie, miałam na plecach dryblasa i w pół rozebraną dziewczynę u stóp. Potem wrócił się, żeby sprawdzić, czy ktoś nas śledzi. 
- Zaraz wracam – dodał.
Marysia pogłaskała kark Michała ręką i przysunęła policzek do jego policzka. 
- Nie wydaje ci się, że oddycha nie tak jak trzeba? - zapytała prawie bezgłośnie.
- Proszę, nie każ mi tego sprawdzać. 
- Raz oddycha miarowo, a potem jak szalony, a potem znowu przestaje. 
- Jesteś przewrażliwiona, nic mu nie będzie. 
Siedzenie w ciemnej piwnicy z dwiema nieprzytomnymi osobami już samo w sobie było przerażające. Marysia mogła nam oszczędzić dodatkowych wrażeń. 
- Po prostu się martwię...
Poczułam coś w okolicach stóp. 
- Myślisz, że tu są szczury? - zapytałam. Powoli zaczynałam panikować.
- Miejmy nadzieję, że nie, bo wtedy zachowuje się jak szalona – odparła. 
Z tonu jej głosu wynikało, że trochę boi się tego co zaraz powiem. 

- Coś poczułam na stopie. 
- Nie. To nie może być szczur – próbowała przekonać sama siebie. 
Ale coś w okolicach moich nóg znowu się poruszyło. I jeszcze raz. I znowu. W końcu otaczającą nas ciemność przerwał przerażający krzyk. 
Przysięgam, podskoczyłam na wysokość jednego metra. Ciężar, który miałam na łydkach odkleił się i nie wiedziałam czy powinnam zapłakać czy może też zacząć krzyczeć. 
Na szczęście Marysia zachowała trzeźwość umysłu. Przerzuciła mi całe ciało Michała na plecy, a potem kucnęła i wbiła przedramię w usta rozwrzeszczanej czarnulki. 
Nie przewidziała tego, że Karola może być przerażona tym, że znajduje się w ciemnym miejscu, na podłodze z kamienia i że ktoś zatyka jej usta ramieniem. Zamachnęła się i uderzyła mnie łokciem w piszczele, aż wydałam z siebie jęk rozpaczy. Marysia odskoczyła i szarpnęła za sobą Michała, a ja straciłam równowagę i poleciała do tyłu. Blondynka zatrzymała się na ścianie, Michał poleciał na ziemię, a ja wylądowałam na nim. Karola nie przestawała krzyczeć. 
Głośno przeklinając, dołączył do nas Termit i pierwsze co zrobił to oświetlił sobie drogę, a potem rzucił się na Karolę. Zasłonił jej usta dłonią i docisnął do siebie. 

- Karola, uspokój się. To ja – powiedział, a ona zaczęła wierzgać nogami. - Marysia i Ana też tu są – nasze imiona zadziałały na nią uspokajająco. -  Musisz być cicho, bo nie mogą nas znaleźć, chyba, że chcesz żebyśmy musieli tłumaczyć twojej mamie dlaczego prowadzi nas do domu policja...
Czarnulka uspokoiła się na tyle, że Termit mógł odjąć jej dłoń z ust. 

- Co się stało? Gdzie jestem?
Dorian poświecił w naszym kierunku mdłym światłem telefonu komórkowego i zobaczył, że  Michał leży na ziemi, a nad nim klęczę ja i Marysia. 

- Michał, obudź się – lamentowała dziewczyna. - Proszę, obudź się...
Tyle, że Michał nie dość, że był naszpikowany tabletkami usypiającymi to jeszcze rypnął głową o kamienną posadzkę. 
Jeśli był jakikolwiek przerażający moment w ciągu tej nocy to ten zdecydowanie wyprzedzał wszystkie inne w rankingach. 

- Musimy stąd iść – zarządził Termit.
- Oszalałeś? Przecież go tutaj nie zostawię! Musimy go zabrać do szpitala, natychmiast! - wrzasnęła Marysia. 
- Ale oni zaraz tu będą. Byli niedaleko jak tu schodziliśmy i z pewnością usłyszeli jak się darłyście. 
- Ty naprawdę  myślisz, że zostawimy tu Michała? - zapytałam. 
Trzęsły mi się ręce ze strachu. Przygniotłam go własnym ciężarem. Mogłam go przecież poważnie skrzywdzić. 
Termit podszedł do Marysi i objął ją ramieniem. 
- Jak go znajdą, to od razu zabiorą do szpitala.
- Będzie miał przez nas kłopoty. 
- Nikt nie musi wiedzieć, że przez nas się tutaj znalazł. 
- Ty egoistyczny dupku! - wrzasnęła.
- Maryśka, jeśli cztery osoby mogą obejść się bez problemów to dlaczego z tego nie skorzystać? Po co mamy całą ekipą podawać się na tacy?
- Spróbujmy go podnieść – zaproponowałam, ale  Marysia zatrzymała mnie ręką, jeszcze zanim cokolwiek zrobiłam. 
- Nie. Może być ranny. Nie możemy go ruszać... 
- To jak go chcesz stąd zabrać pani wszystkowiedząca? - przedrzeźniał ją Termit. 
Marysia wstała, przeszła kilka kroków do wyjścia i krzyknęła z całej siły:
- Pomocy! Tu jest ranny, pomocy!
Termit wziął półprzytomną Karolę na ręce, ja chwyciłam jego telefon i ruszyliśmy biegiem. Maryśka poczekała aż usłyszy odgłos zbliżających się stóp i dopiero wtedy do nas dołączyła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz