wtorek, 7 października 2014

18 października




Irytują mnie ludzie, którzy nie wiedzą, kiedy jest rocznica powstania styczniowego, dzień w którym pierwszy raz dostałam okresu, czy kiedy wypada miesięcznica związku. Ale ze wszystkich rzeczy na całym świecie najbardziej nie lubię spóźniania się, niezorganizowania i zapominania o wszystkich ważnych spotkaniach. Dlatego, tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego kochałam człowieka, który robił wszystko to i dbał o to, żebym nienawidziła jeszcze więcej rzeczy w swoim życiu. 

A przynajmniej nie wiedziałam, dlaczego byłam z tym człowiekiem dokładnie 3 lata i 5 miesięcy. Można to tłumaczyć hormonami szczęścia, stanem zakochania i innymi antydepresantami, ale logicznie tego wytłumaczyć się nie dało. 

Był 18 października, nasza 41 miesięcznica bycia razem, a ja czekałam na Darka. Mój chłopak spóźniał się dokładnie 37 minut i byłam na niego naprawdę wściekła. Starałam się nie wbijać sobie paznokci w dłonie tylko myśleć o tym, że w kwiaciarniach są kolejki a on wybiera najlepszy bukiet na całym świecie z okazji kolejnego miesiąca bycia razem. 

Włożyłam zaciśnięte pięści do kieszeni płaszcza i schowałam twarz w cienkim beżowym szaliku zawiązanym na szyi. Siedziałam na zimnej ławce przy przystanku tramwajowym linii 14 i cierpliwie czekałam. Kolejne pięć minut i kolejne pięć minut... 

Kiedy minęła godzina od chwili w której Darek już dawno powinien klęczeć i przepraszać mnie za swoje naganne spóźnienie, wstałam i wkurzona ruszyłam w stronę parku krakowskiego. Wyjęłam telefon z torebki i wystukałam jego numer telefonu. 
- Dobrze ci idzie – powitałam jego zaskoczony głos.
- Cześć Mała, co tam? - zapytał, zupełnie ignorując moje ostatnie zdanie. 
- Czekam na ciebie już godzinę – przypomniałam. 
- Jak to... Umawialiśmy się? 
- Tak durniu, umawialiśmy się. 
Palec wskazujący zsunął mi się na czerwoną słuchawkę, a potem włożyłam telefon do kieszeni. 

Coraz częściej zastanawiałam się nad tym co tak naprawdę łączy mnie z tym chłopakiem. To był temat idealny na nocną owsiankę. Spędzałyśmy całe noce i poranki rozmawiając o mnie i moim długoletnim partnerze i za każdym razem dochodziłyśmy do nowych wniosków. No bo zobaczcie – jestem z chłopakiem ponad trzy lata, a on nawet nie chce porozmawiać o tym, czy za tydzień pójdziemy do kin, a nie wspominając już o tak istotnych sprawach, czy może kiedyś zamieszkamy razem. Za rok zaczynamy studia, więc chyba mogę spodziewać się dojrzałych poważnych decyzji, prawda? Co więcej, zupełnie nic nie robił sobie z moich potrzeb i oczekiwań. Zupełnie tak, jak byśmy zatrzymali się w gimnazjum, w momencie kiedy się poznaliśmy. 

To było w trzeciej klasie przed jego trzecią poprawką z matematyki. Tłukłam z nim wielomiany przez cały tydzień po lekcjach (obiecałam to nauczycielowi, mojej chęci w tym nie było) , a kiedy zaliczył sprawdzian na 4, przyszedł do mnie do domu z bukietem polnych kwiatów (które jak się potem dowiedziałam zerwał z ogródka mojej sąsiadki w drodze do mnie). Wyobraźcie sobie moje zdziwienie i jednocześnie chęć zapadnięcia się pod ziemię, kiedy przywitałam go w dresie i nieświeżych włosach, a on wcisnął mi w ręce bukiet świeżo kradzionych kwiatów. To było dosyć krępujące przeżycie, a potem było jeszcze lepiej: Darek nachylił się, żeby pocałować mnie w policzek, a potem ja kichnęłam (bo mam uczulenie na polne kwiaty), odwróciłam twarz nie w tę stronę co trzeba i trafiłam dokładnie w jego wąskie usta. 

Rozumiecie? Pocałowałam chłopaka w usta, bo przyniósł mi polne kwiaty na które mam uczulenie. Która dziewczyna całuje chłopaka, który jej się  nie podoba, nawet jeśli to była zupełnie przypadkowa akcja? Co więcej, która dziewczyna w ogóle jako pierwsza całuje chłopaka?
Od tamtej pory nasze relacje były dosyć niezręczne, żeby nie powiedzieć drętwe, ale Darek długo nie wytrzymał i wyznał mi, że w sumie to chyba coś do mnie czuje, ale nie jest w stanie tego nazwać.  Chyba coś do mnie czuje. Darek chyba coś do mnie czuje. Chyba. 

A ja poruszona jego wyznaniem („Chyba coś do ciebie czuję.”) rzuciłam mu się w ramiona i przyrzekłam wielką miłość aż po grób, chociaż też „chyba” coś do niego czułam. Potem okazało się, że Darek oprócz tego, że nie jest najmądrzejszy, jest bardzo zabawny i nawet miło nam się spędza czas.  I tak zostało. Nie miałam wyjścia, pokochałam go. 

Można by się było spodziewać, że po trzech latach udanego związku chłopak zacznie myśleć poważnie o dziewczynie, ale niestety nie. Nie Darek. 

I to chyba wkurzało mnie najbardziej. Na spóźnianie się mogłam przymknąć oko, mogłam olać zapominanie wszystkiego co istotne w moim życiu i to, że Darek zwykle nie wie gdzie zostawił głowę. Ale nie mogłam przeboleć tego, że dla niego ciągle byłam dziewczyną, która uczyła go matematyki, ma uczulenie na polne kwiaty i pocałowała go jako pierwsza. Wspólne mieszkanie razem? Chyba cię pogięło, Ana. 

Oprócz tego wszystkiego, to znaczy, moich wewnętrznych rozterek na temat siły uczucia Darka, większość moich koleżanek będących w długoletnich związkach albo mieszkają z chłopakiem, albo są zaręczone, a już  na pewno rozmawiają o wspólnej przyszłości. Wiecie, tej totalnie dalekiej, nie o tym co robią jutro na obiad. Z bólem serca muszę stwierdzić, że niestety Darek dalej już nie wybiegnie. 

Nawet Marysia nosiła na palcu pierścionek zaręczynowy. Była ze swoim chłopakiem ponad rok, a ten już zdążył dowiedzieć się czy Marysia jest kobietą jego życia, uklęknął na kolano i zapytał czy zostanie jego żoną. Niestety, akurat te zaręczyny mają drugie dno i podejrzewam, że gdyby Marysia nie była przyparta do muru to nie zgodziła by się przyjąć pierścionka. Chociaż w sumie pierścionka jak pierścionka - która dziewczyna pogardzi kilkoma karatami? 

Bo Marysia i Michał to... dosyć specyficzna para. Są zakochani w sobie na zabój, to jasne, pasują do siebie idealnie: ona jest piękną blondynką za którą obejrzy się każdy facet, a on przystojnym facetem na myśl o którym ślinią się wszystkie dziewczyny. Chyba powinnam was odesłać do ostatniej nocnej owsianki, żebyście wszystko zrozumieli...

2 komentarze:

  1. Oj... W odpowiednim czasie tu trafiłam, bo właśnie zakończył się mój związek. Przydałaby mi się taka "nocna owsianka"... Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń