Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Stałam przed drzwiami klatki schodowej i zastanawiałam się czy aby na pewno chce tam wejść. Ciągle miałam możliwość odwrócenia się na pięcie. To była naprawdę kusząca propozycja, kiedy od jakiegoś czasu w głowie miałam siano, ponieważ:
a) Mój chłopak wykazywał coraz większe zainteresowanie mną, co sprawiało, że miałam ochotę rzucić się z okna trzeciego piętra, bo absolutnie nie byłam przyzwyczajona do tego typu zagrań.
b) Przyjaciel mojego chłopaka albo miał do mnie prawdziwego pecha, albo ewidentnie lubił utrudniać mi życie, czego kompletnie nie rozumiałam.
c) Moja ciężarna przyjaciółka nawiała z pokoju, chociaż zarzekała się, że nigdy z niego nie wyjdzie.
d) Moja druga przyjaciółka zachowuje się jak gdyby nigdy nic, a przecież całowałyśmy się na imprezie i od tamtej pory nie jestem w stanie spać z nią w jednym łóżku, bo nie mam pojęcia co tak naprawdę siedzi jej w głowie.
e) Termit naprawdę jasno dał mi do zrozumienia, że nie zamierza się ze mną zadawać, bo sama moja obecność sprawia mu ból, gdyż nie odwzajemniam jego uczuć.
A tak w ogóle to moja matka nie przejmuje się moim życiem tylko dzwoni do mnie jedynie wtedy, kiedy musi się komuś wyżalić, a komu jak nie swojej dorosłej córce, która przecież nie odłoży słuchawki, a nawet jeśli, to kiedyś w końcu i tak będzie musiała odebrać telefon.
Powiedzcie mi proszę, że to nie jest powód aby poprosić o skierowanie do psychiatryka.
Wdech i wydech. Wdech i wydech... wdech...
– Cześć, Ana-Frana.
Odwróciłam się na pięcie. Tylko jedna osoba na świecie tak do mnie mówi i doskonale wie, że szczerze tego nienawidzę.
– Co ty tu robisz?
Przede mną stał Tomek z gigantyczną pizzą w prawej ręce i litrem coli w drugiej. Uśmiechał się głupio, jakbym przyłapała go na złym uczynku.
– Marysia ma niezłe humory i zażyczyła sobie pizzę na obiad, więc oto jestem.
– Marysia nawiała z pokoju! - wrzasnęłam. Miałam ochotę złapać go za ramiona i potrząsnąć nim, żeby się ogarnął, chociaż był ze trzy razy większy ode mnie.
– Tak, do mojego pokoju.
Zamrugałam zdziwiona.
– Nie rozumiem.
– Zadzwoniła do mnie jak byłem w pracy i zapytała czy nie mogę się urwać, bo umiera z nudów, więc przyjechałem, włączyliśmy film i poszedłem po pizzę. Może usnęła, nie wiem.
– Od kiedy ona się do ciebie odzywa?! - wypaliłam.
– Chyba od dzisiaj od godziny 12. - Musiał zobaczyć moją zaskoczoną minę bo dodał: – właściwie to sam jestem zdziwiony, ale widocznie kobiety w ciąży miewają różne wahania nastrojów, więc...
– Jak do tego doszło? - ciągle nie mogłam w to uwierzyć.
– Po prostu poleciała na mój urok osobisty i musisz się z tym pogodzić.
– Fuuuuuj! Ty nie masz uroku osobistego!
– W każdym razie była albo tak bardzo znudzona, że postanowiła mnie zwerbować, albo na coś poleciała. Może na inteligencję...
– Nie wydaje mi się...
Tomek wskazał mi głową drzwi klatki schodowej. W dalszym ciągu były zamknięte, bo nie mogłam się zdecydować czy wejść do środka czy uciekać gdzie pieprz rośnie.
Sięgnęłam do torebki po pęk kluczy, ale wtedy drzwi same się otworzyły i zamaszystym krokiem wyszedł przez nie wysoki chłopak. Gwałtownie podniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Darek odwrócił się w moją stronę dokładnie w momencie kiedy wydałam z siebie niemy krzyk i patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią.
Był bardzo zły. Albo rozczarowany. Właściwie to równie dobrze mógł być wściekły i rozczarowany jednocześnie. Tym, że musiał na mnie tyle czekać. I tym, że zostawiłam go dzisiaj samego sobie, a sama dałam nogę.
Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, bo zobaczyłam co trzyma w ręce. Bukiet zwiędłych róż. Dziesięciu. Od jednej przecież oderwałam pąk.
O mój boże, on naprawdę za mną szedł i naprawdę wlazł do obcych ludzi przez ogrodzenie tylko po to, żeby zdobyć te róże. WSZEDŁ PRZEZ PŁOT PO RÓŻE, KTÓRE WYRZUCIŁAM.
Miejscówka w piekle jest już zarezerwowana pod moim nazwiskiem. Byłam chyba najgorszym typem dziewczyny, jaki można sobie wyobrazić. Która dziewczyna wyrzuca bukiet róż od swojego faceta? KTÓRY FACET WŁAMUJE SIĘ DO OBCYCH LUDZI, ŻEBY ODZYSKAĆ TE RÓŻE? A potem sterczy pół dnia na klatce schodowej?
Który, ja się pytam?
– O, tu jesteś – powiedział sucho.
Chciałam się odezwać, ale po prostu nie mogłam.
– Przyszedłem ci coś dać – zamachnął się kwiatami i rzucił je w moją stronę, a one wylądowały prosto pod moimi stopami.
Tak po prostu, jakby chciał rzucić w moją stronę piłkę i oczekiwał że trafię do bramki, czy coś. A ja nie bardzo wiedziałam, czy mam się rzucić z płaczem w jego ramiona, czy najpierw rzucić czymkolwiek w niego, a potem brać nogi za pas. Z perspektywy czasu pomysł ucieczki był jak najbardziej trafiony, szkoda tylko, że nie byłam na tyle odważna, żeby się tego podjąć. Przecież sterczałam pod tą klatką dobre kilkanaście minut, mogłam sobie po prostu pójść i zaoszczędzić nam wszystkim niemiłych wydarzeń.
A tak to musiałam zmierzyć się z Darkiem, który miał w oczach rządzę mordu. I tym razem wyjątkowo nie przesadzam. Zachowywał się tak, jakby nie sprawiało mu trudności przyłożenie mi zwiędłymi łodygami kwiatów.
Próbowałam zebrać myśli, ale nie mogłam. Rzucało mną jak jak jaszczurką po terrarium i chciałam wykrzyczeć wszystko naraz i jednocześnie przefiltrować całą zawartość moich myśli. Całe szczęście, że Tomek był w pełni poczytalny i stanął między mną i Darkiem (później dowiedziałam się, że przez cały czas wbijałam sobie paznokcie w dłonie i to przeraziło mojego kuzyna najbardziej).
Przesiąknięci złością sapaliśmy do siebie całą trójką.
– Słuchaj, chłopie – Tomek doznał nagłego przypływu odwagi. Był trochę niższy od mojego chłopaka, ale napuszył się jak kogut więc różnica nie była taka widoczna. - Z tego co mi wiadomo to Frana nie życzy sobie twojego towarzystwa, a i ty nie wyglądasz na wyjątkowo uprzejmego...
Cóż, „Franę” mógł sobie darować, ale jeśli to miało podziałać to byłam w stanie przymknąć oko.
– Zejdź mi z drogi – wydukał przez zęby.
Cofnęłam się do tyłu i z przerażenia wlazłam w drzwi klatki schodowej. Darek nigdy nie brzmiał bardziej złowrogo. Owszem, skrzywdziłam go, i tak, zgadza się, powinnam dostać nagrodę główną w plebiscycie na najgorszą dziewczynę na świecie i już nawet się pogodziłam z tym, że ten związek nie ma najmniejszego sensu.
Dlaczego nie mogliśmy po prostu podać sobie rąk i pożegnać się jak starzy znajomi bez zbędnego rzucania kwiatów pod nogi?
– Nie, nie, nie, kolego – Tomek przestał być już taki odważny, zrobił krok do tyłu i zdeptał mi czubki butów. - Ty sobie stąd pójdziesz i zostawisz nas w spokoju.
Nie brzmiało to tak przekonywająco jak to co powiedział Darek.
– Nigdy nie zostawię jej w spokoju.
Bo to „nigdy” brzmiało jak... nigdy. Jakby do końca życia zamierzał sterczeć na klatce schodowej i robić mi wyrzuty z powodu wyrzucenia kwiatów od niego. Wielkie mi halo.
– Darek... - wychyliłam się zza lewego ramienia Tomka. - Przykro mi, ale... to nie ma najmniejszego sensu, widzisz? Prawie tłuczemy się pod klatką schodową, a tak nie wyglądają normalne związki...
– Normalne dziewczyny nie zachowują się tak jak ty, kiedy zależy im na normalnym związku, więc nie oczekuj, że ja będę zachowywał się normalnie.
– … dlatego uważam, że najbezpieczniej będzie, kiedy po prostu...
– Ona cie rzuca, rozumiesz?!
Tomek wypalił z tym w taki sposób, że równie dobrze mógłby przywalić Darkowi pizzą, którą ciągle trzymał w ręce. Na szczęście jeszcze nie doszło do rękoczynów.
– Daj mi skończyć – burknęłam. Zrobiłam krok w bok, żeby wyjść zza kuzyna i spojrzeć Darkowi prosto w oczy. - Nie widzę sensu w... kontynuowaniu naszej znajomości. Za dużo się zdarzyło w ostatnim czasie, żebyśmy oboje mogli tak po prostu... zapomnieć.
Oczy Darka przestały być laserami, którymi chciał mnie zabić i teraz przypominały smutne oczy małego psa, którego przywiązano pod sklepem i po którego już nikt nigdy miał nie wrócić.
Chyba zmiękło mi serce.
Czy Bedzie niedlugo wiecej? Czekamy i czekamy z utesknieniem:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo, ale tak się czytelnika nie zostawia. Tu się akcja rozwija i miesiąc ciszy ;)
OdpowiedzUsuńkiedy coś wrzucisz dalej?
OdpowiedzUsuń