- No i matka powiedziała, że właściwie to najchętniej zobaczy mnie w więzieniu, bo skoro dopuszczam się takich rzeczy to ona tylko czeka, aż przyjdę do niej z nożem.
Pokręciłam głową z niedowierzania. Siedziałyśmy na ziemi i zbierałyśmy resztki popcornu z ostatniej nocy.
Wiecie, rodzice na całym świecie są naprawdę różni i żaden nie jest nawet w przybliżeniu podobny do ideału. Moja mama była zajęta sobą i nie przejmowała się tym co dzieje się u ojca, a do mnie dzwoniła tylko w tych chwilach, kiedy autentycznie nie mogła sobie z nim poradzić. Momentami myślałam, że to ja jestem rodzicem w tym układzie i muszę pogodzić jakimś cudownym sposobem tych dwoje nastolatków.
Z kolei rodzice Marysi już na starcie stwierdzili, że zmarnowali sobie życie i miło by było, gdyby ich córka (ta, która śmiała zniszczyć im młodzieńce lata) jednak nie popełniła tego samego błędu co oni.
Ale pani Ela była zupełnie wyjątkowa. Nie mogła pogodzić się ze świadomością, że jej najstarsza córka jest na tyle duża, że jest w stanie sama wykaraskać się z problemów i to wcale nie oznacza, że wyląduje za kratkami.
Była przewrażliwiona, a mając jeszcze trójkę dzieci na głowie, które nie dają jej spać po nocach i są podejrzewane o wpychanie sobie tabletek do nosa – nie było się czemu dziwić.
Właśnie opierałam brodę o nadgarstki, żeby przetrawić wszystko to co powiedziała Karola, kiedy Marysia wtrąciła się w rozmowę zupełnie swobodnym tonem.
- Potrzebuję tabletek poronnych.
Oczy czarnowłosej dziewczyny zmrużyły się tak, że wyglądała jak dziki kot szykujący się do ataku. Marysia właśnie śmiała przerwać jej długą wypowiedź o tym, jaką to potworną matką jest Ela i jak tak dalej pójdzie to Karola sama zajdzie w ciąże, żeby zrobić matce na złość.
Pomijając to, że nie ma zielonego pojęcia jaki jest system uprawiania miłości i dopiero co nauczyła się całować, a cała praktyka jeszcze przed nią.
- Znowu zaczynasz? Jeśli tak bardzo nie chcesz... tego, to po prostu oddasz to do adopcji, jasne?
Poczułam jak coś wbija mi się między żebra. Nie miałam ochoty na oddawanie żadnego maleństwa, które było przecież członkiem mojej rodziny...
Pewnie gdybym sama była w ciąży, to sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale nie na tyle, że zdecydowałabym się stracić dziecko. Tak myślę.
-Tabletki wczesnoporonne nie działają w drugim miesiącu ciąży – zauważyłam. Miałam nadzieję, że ten argument ją przekona. - Jesteś odrobinę spóźniona.
- Nawet nie będziecie wiedzieć, kiedy się tego pozbędę.
Dziewczyna zdmuchnęła blond pasemko z czoła i zapatrzyła się w punkt na suficie. Od kiedy stwierdziła, że nie będzie w stanie okłamać Michała Idealnego i wmówić mu, że wpadli, a potem wymyśliła kolejny genialny pomysł, że po prostu to dziecko straci, była zupełnie inna. Jakby mniej uśmiechnięta. Bardziej ironiczna. I totalnie przekonana o swojej racji.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się pierwsza wersja, która miała rozwiązać jej problem, nawet jeśli podczas realizacji wypadłyśmy na kryminalistki, które chciały pozbawić życia narzeczonego przyjaciółki.
- Maryśka, ostrzegam cię po raz ostatni. Nie mam najmniejszych oporów przed tym, żeby wtajemniczyć w to wszystko Tomka – powiedziała Karola.
Ochoczo przytaknęłam.
- Nie zrobiłybyście mi tego – na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Ona naprawdę myślała, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić.
- A chcesz zobaczyć? - Karola była naprawdę wkurzona.
Zauważyłam też, że nasza młodsza koleżanka od kiedy zamknęła za sobą drzwi do swojego serca i postanowiła po prostu odciąć się od myśli o Termicie i od samego Termita, dużo łatwiej daje się wytrącić z równowagi.
Tylko ja byłam bardziej zasmucona niż wypełniona wolą walki, ale to pewnie dlatego, że Darek miał naprawdę poważnie podbite oko, a ja go nawet nie przytuliłam.
Na twarz blondynki wstąpił przebiegły uśmiech. Odliczałam sekundy do momentu, w którym obie rzucą się na siebie z pazurami.
- Naprawdę nie widzisz nic złego w tym, żeby zabić to biedne... dziecko?
Jeśli po raz pierwszy zupełnie świadomie użyła słowa „dziecko”, zamiast fasolka, nowe życie czy inne kropeczki i żyjątka, musiała być naprawdę zdeterminowana. Zagryzłam wargę i zastygłam w oczekiwaniu. Boże, proszę, niech ona tego nie robi. Nie teraz.
- To jest moje... dziecko – ostatnie słowo przeszło jej przez gardło z prawdziwym trudem – i mogę z nim zrobić co tylko zechcę.
- Jeszcze jedno słowo, a nie wytrzymam... - syknęła przez zęby czarnulka.
- Świetnie, to może najpierw zadzwoń do mojej matki i podkreśl jaką nieodpowiedzialną ma córkę – jej ręce naprężyły się, jakby miała zamiar się rzucić na dziewczynę niczym dziki kot. - Nie możesz pojąć, że to moje ciało, moja decyzja i mój problem co z tym zrobię?
- Zastanów się nad tym co mówisz... - Karola wstała i zacisnęła dłonie w pięści.
- Zajmij się tym, że Termit cię nie chce i tym, że jeszcze nigdy...
Nie zdążyła skończyć, bo Karola rzuciła się na nią jak lwica. Z dzikim wrzaskiem założyła jej ręce za głowę i usiadła na nią okrakiem. Marysia leżała na plecach i ciężko było stwierdzić czy jest bardziej zaskoczona czy przerażona zachowaniem czarnulki. Wyrwała się z uścisku i złapała za czarne krótkie włosy. Karola zrobiła to samo – wbiła paznokcie w długie blond pasma i szarpała nimi we wszystkie strony.
Zszokowana wstałam i odsunęłam się nieznacznie w stronę okna. Co miałam zrobić? Rzucić się tam i dać się pokładać dziewczynom? Odbierać przypadkowe ciosy? Czy mało miałam problemów w życiu, żeby przejmować się jeszcze babską wojną w moim pokoju?
Czym ja sobie zasłużyłam, ja się pytam?
- Przestańcie! - krzyknęłam. - Karola, zostaw ją w spokoju!
Wyglądało na to, że moje krzyki niewiele tu pomogą. Karola była tak wściekła, że wyrwała już spore garści włosów z głowy Marysi, a ta z kolei dopiero się rozkręcała i skupiła wyłącznie na tym, żeby uderzać w drobne żebra dziewczyny.
Boże, jak tak dalej pójdzie, to Marysia nie będzie musiała szukać tabletek poronnych.
- Zejdź z niej! - krzyczałam dalej. W pewnym momencie nie mogłam już ustać w miejscu, więc chodziłam dookoła dziewczyn, a te z kolei tłukły się w najlepsze.
Co ja mówię. Waliły się pięściami w co popadnie wydając przy tym przeraźliwe dźwięki zarzynanych zwierząt.
- Pomocy! - zaczęłam z drugiej strony. - PRZESTAŃ BIĆ JĄ PO TWARZY!
Wtedy bez pukania do pokoju wpadł Tomek. Stanął w pełnej gotowości na środku dywanu i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego dwie współlokatorki (w tym jedna bezprawnie okupująca moje łóżko) tarzały się po ziemi i wyrywały sobie włosy, rozrywały cienką skórę na ramionach dzięki długim paznokciom i darły się jak szalone. Ja z kolei stałam naprzeciwko niego, a między nami, przysięgam, powstała chmura dymu, zupełnie jak w kreskówkach przy tego typu sytuacjach.
- Zrób coś! - krzyknęłam do niego.
Niewiele się namyślając Tomek rzucił się na dziewczyny, i próbował odciągnąć je od siebie odsuwając na długość ramienia.
Co teraz, co teraz, co teraz... W mojej głowie był totalny mętlik. Dziewczyny ciskały w siebie piorunami i gdyby mogły to porozbijałyby sobie na głowach talerze. Chociaż Tomek trzymał je z całej siły wbijając dłonie w ich ramiona, one ciągle miotały rękami i przecinały powietrze długimi szponami.
Dopiero teraz zauważyłam, że Tomek miał jako tako wyrobione mięśnie ramion. To jednak nie przekonałoby mnie do tego, żeby przeżyć z nim pierwszy raz. Poważnie, dostawca pizzy, listonosz, pan od piecyka gazowego, jasne, ale Tomek? Nigdy w życiu.
- Przestańcie! - wrzasnęłam. Moje gardło było całkiem szorstkie w środku. - Pochrzaniło was totalnie?!
I może to z powodu tego, że zaczęłam charczeć jak pies, a może to przez to, że dziewczyny się zmęczyły, ale Marysia opadła na tyłek i z przerażeniem w oczach patrzyła na to, co robi Karola. Stało się coś dziwnego.
Zapadła między nami strasznie niezręczna cisza, podczas której do dziewczyn najwyraźniej dotarło, że w pokoju oprócz mnie (obgryzłam już wszystkie paznokcie nie bardzo wiedząc co robić) znajduje się Tomek. Wtedy ja też odkryłam, czym może grozić obecność Tomka w moim pokoju, kiedy dziewczyny syczą na siebie jak węże. Przysięgam, te wszystkie rzeczy dotarły do mnie w ciągu jednej chwili.
Karola zwilżyła usta, jakby chciała coś ogłosić światu, a wtedy Marysia złapała ją za ramię. Bez wbijania paznokci w delikatną skórę. Po prostu po przyjacielsku chwyciła jej rękę przechytrzając Tomka, który w dalszym ciągu próbował je rozdzielić.
- Nie...
Szept Marysi był tak rozpaczliwy, że równie dobrze mogła się poryczeć, potem strzelić sobie w głowę pustą butelką po wódce, a na koniec rzucić się z okna naszego mieszkania.
- Tomek, już okay, możesz iść – wyrecytowałam naprędce łamiącym się głosem.
- Nie – wtrąciła Karola. - Robię to dla twojego dobra – jej ciemne oczy popatrzyły na Marysię.
Do tej pory dziewczyna trzymała po przyjacielski jej przedramię, ale teraz wbijała w nie paznokcie niemal do krwi. Karola zasyczała z bólu.
-Tomek, naprawdę, poradzę sobie z tą sytuacją... - mówiłam dalej, chociaż głos w dalszym ciągu mi się łamał.
Mój wujek z lekką dozą zdenerwowania podniósł się z klęczek i przeciągnął dłonią po ciemnych włosach aż do karku. Zupełnie tak, jakby zastanawiał się, czy rozmowa dotyczy jego czy może mamy między sobą jakieś niedokończone porachunki. Wahał się między tym czy zostać w pokoju, czy może już wyjść i włożyć na uszy słuchawki z kolejnym odcinkiem Doktora House.
Błagam, wyjdź, powtarzałam w myślach. Idź stąd i nie wracaj...
- Czy wiesz, że... - Karola wzięła do ust duży chlust powietrza.
Marysia rzuciła się w stronę czarnulki i zatkała jej usta dłonią. Tomek pokręcił ze zdenerwowaniem głową i ponownie klęknął, żeby rozdzielić dziewczyny, które teraz okładały się otwartymi dłoniami.
Widocznie Doktor House nie przekonał go na tyle, żeby dał sobie spokój z małą wojną w babskim świecie.
Maryśka krzyczała jak opętana i znalazła w sobie tak duże pokłady sił, że siedziała teraz na Karoli i wykręcała jej ręce pod dziwnym kątem.
Widziałam to wszystko jak w zwolnionym tempie. Zakryłam sobie twarz rękami, ale zostawiłam szpary pomiędzy palcami, żeby jednak nie umknął mi żaden szczegół.
Karola mogła już mówić. Marysia nie wpychała jej łokcia do ust, tylko zajęła się odganianiem Tomka, który podszedł ją od tyłu, żeby ściągnąć z czarnulki.
- Ona jest w ciąży.
Tomek trzymał za ramiona Marysię a ta wierzgała nogami. Kiedy dotarły do niego słowa Karoli (a miałam wrażenie, że trwa to całe wieki), puścił jej ręce i stanął jak wryty.
Taka prosta reakcja, którą wypracował sobie każdy mężczyzna przechodzący przez fazę szoku i niedowierzania. Pokręcił przecząco głową, a potem usiadł na łóżku. Popatrzył na Marysię, która siedziała na dywanie i starała się nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego, potem na Karolę. Czarnulka masowała sobie łokieć i krzywiła się z bólu. Maria musiała nieźle jej dołożyć, jak na kobietę ciężarną. Dalej jego wzrok powędrował do mnie, a ja w dalszym ciągu zakrywałam twarz palcami.
Chciałam mu powiedzieć, że jest mi bardzo przykro, ale sam zasłużył sobie na to, co zrobił, bo przecież nikt mu nie kazał rozdziewiczać Marysi i to był jego autorski pomysł. Ale zaschło mi w gardle i wydobyłam z siebie tylko urwane charknięcie.
- Czy to prawda? - zapytał Tomek. Zadał to pytanie patrząc w przestrzeń, jakby cały mój regał z książkami mógł udzielić mu bardziej wiarygodnej odpowiedzi niż nasza trójka.
Widocznie od razu powiązał ze sobą fakty, skoro nie pytał, czy to ja jestem w ciąży, albo czy gramy w jakąś uliczną grę a on teraz powinien wcielić się w postać zastraszającego ojca. Przypomniało mu się, ciekawe.
I jednocześnie przyprawiające o mdłości.
-Tak – powiedziała smutno Marysia. Brodę miała dociśniętą do klatki piersiowej, jakby dostała szczękościsku.
W rzeczywistości była w najbardziej krępującej sytuacji w całym jej dotychczasowym życiu, nie licząc tego, że chciała wmówić swojemu świętemu chłopakowi, że to jego dziecko. Albo tego, że uprawiała seks z moim wujkiem.
To musiała być jedna z tych chwil, w której człowiek z miłą chęcią przyjąłby na klatę kulę armatnią, albo zapadłby się pod ziemię bez mrugnięcia okiem.