niedziela, 25 stycznia 2015

28 października, (chyba) pogańska poranna godzina

Trzasnęłam dłonią w blat stolika, który od jakiegoś czasu robił za moją szafkę nocką. Niestety, nie trafiłam w telefon komórkowy, a ten już od jakiegoś czasu brzęczał jak szalony. Próbowałam odciąć się od świata poduszką, ale za każdym razem, kiedy wychylałam głowę sprawdzić czy to już koniec wibrowania na obdartym blacie mojego stolika, telefon znowu zaczynał dzwonić. 

- Po prostu odbierz, bo inaczej się nie odczepi.
Delikatny kobiecy głos skutecznie mnie przebudził. Odgarnęłam kołdrę i usiadłam na brzegu wersalki. Przeciągnęłam się leniwie. Głowa bolała mnie jakbym spadła ze schodów z trzeciego piętra. Przeklęty kac. 
Sięgnęłam po telefon, ale zanim odczytałam ilość prób dodzwonienia się do mnie na wyświetlaczu telefonu, przetarłam oczy. Była godzina 14.30.
Telefon rozdzwonił się w moich dłoniach. Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
- Czy możesz przypomnieć swojemu ojcu, że dzisiaj mamy dwudziestą siódma rocznicę pierwszej randki? - zapytał mnie zdenerwowany kobiecy głos.
- Jasne, mamo – mruknęłam niewyraźnie. Narzuciłam na plecy kołdrę i podciągnęłam stopy pod tyłek. 
Moja mama była jeszcze gorsza  niż ja, jeśli chodzi o odliczanie dni do wielkiego wydarzenia i lat od wielkiego wydarzenia. Zupełnie jak ja wykreślała w kalendarzu dni do każdej rocznicy pierwszej randki, czy pierwszego wyjścia do sklepu po pieluchy dla mnie. Zawsze miała pretensje do całego świata, że nikt nie pamięta o tak istotnych sprawach jak pierwszy upieczony sernik, który nie jest zakalcem i pierwsza pochwała w podstawówce za wychowanie tak mądrej i ambitnej córki. Wszystkie ważne wydarzenia zapisywała w gigantycznym kalendarzu ściennym i zakreślała kolorowymi mazakami, żeby przypadkiem nie umknęły jej uwadze. I uwadze wszystkich, którzy przemykali przez naszą kuchnię. Jakim cudem ojciec przegapił tak skrupulatnie zaznaczany co roku przez moją matkę dzień? Jak on się uchował? 

- Jestem zaskoczona, bo zawsze zaprasza mnie na kawę z tej okazji. Myślisz, że może być zły za to, że poznałam na kręglach nowego kolegę? Chyba nie powinien się złościć. My tylko rozmawiamy wieczorami przez telefon.
- Że co? - zapytałam zaspanym głosem. 
- Poznałam nauczyciela języka angielskiego, który przyjechał tutaj zgłosić swoją kandydaturę do pobliskich szkół. Całkiem fajny, szkoda, że jest dziesięć lat młodszy ode mnie. Ojciec nie rozumie, że traktuje go nie jak partnera seksualnego, ale jak syna. 
- Mamo, jesteś nienormalna – podsumowałam.
- Jak będziesz w moim wieku to też w którymś momencie twojego życia zacznie ci brakować adoracji. Kogoś, kto będzie cię zabierał na kawę w każdą rocznicę pierwszej randki – powiedziała tonem, który miał mi dać do zrozumienia, że powinnam się jej słuchać. 
- Już mi tego brakuje, a nawet nie przekroczyłam dwudziestki – parsknęłam. 
- Widzisz? Mama wie co mówi – w telefonie zapadła długa i niezręczna cisza. - Czy ty nie powinnaś się teraz uczyć? - zapytała. 
- Hm, właśnie wychodzę z łazienki i idę do czytelni. Czekam jeszcze na Maryśkę – powiedziałam, a potem zakryłam słuchawkę telefonu i krzyknęłam w stronę mojej przyjaciółki, żeby uwiarygodnić całą sytuację. - Możesz się pospieszyć?! Czas nam ucieka! - Wiesz  mamo, muszę lecieć. 
Marysia, która siedziała na parapecie z podkulonymi nogami i przewracała w dłoniach zapalniczkę, zaśmiała się z mojej gry aktorskiej i powiedziała donośnym głosem, który miała usłyszeć moja mama. 
- Ana, masz podpaskę? Bo chyba przeciekam!
Ale ja już odłożyłam telefon na stolik i popukałam się w czoło. 
- No co? Chciałam, żebyś była bardziej wiarygodna.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i wróciła do spoglądania za okno. Miała na sobie niebieską piżamę, w której spędziła ostatnią noc. Siedziała na poduszce i beznamiętnym wzrokiem filtrowała przestrzeń pod naszym blokiem. 
Zauważyłam, że w mieszkaniu jest wyjątkowo cicho. Zdecydowanie brakowało Karoli, która była królową nocy i wrogiem wczesnego poranka. Powinna przekręcać się na drugi bok i zjechać nas za to, że wchodzimy w spółkę z piejącymi kogutami. Zwykle nie docierają do niej argumenty, że południe już dawno za nami i powoli zbliżamy się do wieczora. Czarnulki nie było w łóżku tak samo jak w całym mieszkaniu.  
- Gdzie Karola? - zapytałam.
Złapałam się za głowę, bo ból rozwalał mi czaszkę. 

Ela przyszła koło 10, żeby sprawdzić czy Karola żyje, a gdy się okazało, że jednak nie, to zaciągnęła ją do mieszkania. Chyba dziewczyna ma problem. Ela podejrzewa, że bliźniaczki mogły połknąć jej tabletki nasenne. Albo, że Adaś włożył je sobie do nosa. I teraz Karola próbuje jej wytłumaczyć, że pożyczyła pięć pigułek na potrzeby akcji ratowniczej jej przyjaciółki.
Przyjęłam to do wiadomości bez żadnej rewelacji. 

- Mam nadzieję, że się nie pozabijają, ale kiedy Karola wychodziła z mieszkania to powiedziała, żeby dzwonić po policję jak nie wróci za godzinę.
- Czy ten czas już nie minął? – sprytnie zapytałam. 
-...ale ciągle słyszę jak się kłócą, więc do żadnego mordu nie doszło. 
Marysia w dalszym ciągu obracała w dłoniach zapalniczkę. Teraz trzymała też papierosa, który przeskakiwał z palców jej prawej reki do lewej. 

- Co robisz?
Owinęłam się kołdrą i przemknęłam do okna niczym łania, która owinęła się puchową pościelą w ciemnym lesie podczas tajemnej schadzki. Nie za bardzo wiedziałam co Marysia zamierza zrobić, ale kiedy wracały mi wspomnienia z ostatniej nocy i z tego, że usnęłyśmy w misce popcornu w stanie totalnego upojenia, mogłam być pewna, że nic dobrego. 

- I skąd masz fajki? - zobaczyłam koło jej stóp jeszcze dwa papierosy. Na tyle pogięte i połamane, że każdy nałogowy palacz z klasą już dawno by je wyrzucił, ale w na tyle dobrym stanie, żeby kobieta, która nigdy nie paliła, zastanawiała się czy nie wziąć ich do ust.
- Znalazłam w łazience. 
Uniosłam pytająco brwi. 
- Konkretnie to w spodniach Tomka – wzruszyła ramionami.
Wspięłam się na drugi koniec parapetu i podciągnęłam kołdrę. Teraz byłam łanią, która czeka na ukochanego i z utęsknieniem wygląda przez okno. Albo ma kaca i zastanawia się, czy jej żołądek przyjmie jakiś pokarm. Wszystko sprowadzało się do tego, że patrzyłam zamglonymi oczami w przestrzeń za oknem. 
Maria przyjrzała się białemu rulonowi z nikotyną. Trzymała go w powietrzu i przewiercała wzrokiem na wylot. 

- Nawet nie umiesz palić.
Za bardzo nie przejęłam się tym, że miała przed sobą fajki i jednocześnie dziecko w brzuchu. Marysia nie potrafiła zagwizdać, a co dopiero zaciągnąć się dymem papierosowym. Poza tym, zawsze łamała fajki, które zasmradzały jej przestrzeń  i wprawiała tym wszystkich znajomych w zażenowanie. Była ładna, ale fajek nie będzie łamać wszystkim osobom siedzącym przy stole, na to niestety się nie zgodzą. 
I ja miałam uwierzyć, że zacznie palić? 

- Czas się nauczyć – odparła.
Odpaliła króciutki ogień w zapalniczce i przyłożyła do końcówki papierosa. Biały papierek zajął się ogniem niemal od razu i tak samo szybko przeszedł do żarzenia się. Patrzyła jak żar zjada coraz większą część fajki. Coś, na co nie mógłby patrzeć żaden nałogowy palacz. 
Przysunęła końcówkę do ust i niezgrabnie ułożyła fajkę między palcami. Widziałam, że nie wie jak zabrać się za tą czynność. Obserwowałam to z uśmiechem na ustach. 

- I możesz tak spokojnie na to patrzeć? - zapytała wymijająco.
Przytaknęłam i zaczęłam się śmiać. Zażenowana dziewczyna włożyła papierosa do ust i spróbowała się zaciągnąć. Natychmiast wypluła szluga, a wraz z nim potężną dawkę dymu papierosowego. Rozkaszlała się na dobre, a potem pobiegła do łazienki, gdzie, jak podejrzewałam, zwracała wczorajszy popcorn. 
Moja przyjaciółka naprawę była głupią blondynką, kiedy za wszelką cenę stawiała na swoim. 
- Pamiętasz umowę? - wystawiłam głowę, żeby Marysia mogła mnie usłyszeć. - Jeśli ciągle będziesz się tak zachowywać, to wszystko powiem Tomkowi!
- Nie było żadnej umowy! - krzyknęła. 
Owinęłam się szczelniej kołdrą i przymknęłam oczy. Usłyszałam pukanie do drzwi, ale założyłam, że to Karola, więc nie fatygowałam się do zejścia z parapetu i popłynięcia przez korytarz, żeby otworzyć jej drzwi niczym kamerdyner.
- Otworzysz? Jestem w stanie niewyjściowym – usłyszałam zza łazienkowych drzwi przytłumiony głos Marysi.
- To Karola! - odkrzyknęłam. Odgłosy bitwy z Karoli z Elą ucichły już jakiś czas temu.
- Głupia, Karola nigdy nie puka! 
Faktycznie, miała rację. Niechętnie zsunęłam się z parapetu i powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Szarpnęłam za klamkę. Musiałam otworzyć je gwałtownie, bo w innym przypadku klamka nie współpracowała z kamerdynerem. Kilka imprez temu, kiedy odprowadzałam gości do drzwi, jakiś podchmielony obcy facet, którego przyprowadziła koleżanka Termita, szarpnął za klamkę i kompletnie wyrwał ją z zamka. Od tamtego czasu drzwi trzeba było otwierać sposobem, jak zresztą trzeba było postępować z większością rzeczy w tym mieszkaniu. 
W drzwiach stał skruszony Darek. 
A może i nie był skruszony, ale w mojej głowie powstało wielkie życzenie i teraz próbowałam za wszelką cenę dopasować do niego rzeczywistość. W każdym razie widziałam jedynie czarne krótkie włosy mojego faceta, bo jego oczy świdrowały naszą wyświechtaną wycieraczkę. 

- Czego chcesz – burknęłam beznamiętnie.
- Nie odbierasz ode mnie telefonów – powiedział. Uniósł głowę do góry i dopiero teraz zobaczyłam, że ma pod okiem wielkiego siniaka. 
Hm, to jednak nie była skrucha. Moje durne myślenie życzeniowe nie radziło sobie z moim życiem. 

- Nie widziałam, żebyś dzwonił.
I to była totalna  prawda. Możliwe, że zadzwonił raz, ale jego numer telefonu zaginął gdzieś w momencie, kiedy Anka, moja matka, chciała wymusić na mnie doprowadzenie ojca do porządku (czego zresztą jeszcze nie zrobiłam i już zjadały mnie wyrzuty sumienia). 

- Dzwoniłem. Dwa razy.

Już chciałam pogratulować mu tego, że postarał się jak nigdy (zadzwonił dwa razy, DWA RAZY!), kiedy pod moim ramieniem, które oparłam o ścianę, żeby wyglądać bardziej nonszalancko, przemknęła Marysia. Ciężko przychodziło mi wyglądanie jak seksowna łania, kiedy ciągle byłam owinięta pościelą i nie miałam pewności, że ostatniej nocy zmyłam z oczu tusz do rzęs. Mimo wszystko próbowałam sprawiać wrażenie złej, pewnej siebie i na wskroś seksownej kobiety. 

- Mogę wejść? - zapytał. 
Kiedy zobaczył Marysię, która stanęła przede mną z założonymi rękami i wpatrywała się w niego w taki sposób, że  równie dobrze mogła mieć lasery w oczach, chłopak znowu opuścił głowę, żeby jego siniak stał się niewidoczny.
Świetnie, czyżby facet lafiryndy z piwnicy go dorwał? 
Marysia podążyła za jego wzrokiem i jej oczy zatrzymały się na przeklętych białych trampkach. Tych samych upieprzonych butach, które miał na sobie, kiedy obmacywał tanią lalunię za ścianką działową o czwartej nad ranem w piwnicy jego bloku. 

- I ty masz jeszcze czelność tu przychodzić?! - prychnęła.
Trzasnęła drzwiami przed jego nosem, więc nie mógł zauważyć, jak próbuję przedrzeć się przez jej szeroko rozstawione nogi i postawę Hulka z The Hulk. Chciałam go przytulić i zapytać, kto zrobił mu krzywdę, a potem trzepnąć go z liścia za to co musiałam oglądać i jeszcze raz przytulić, żeby załagodzić wyrzuty sumienia. 
Marysia przekręciła górny zamek i z satysfakcją potarła dłonie. Kiedy klamka poruszyła się, a potem ktoś z drugiej strony zaczął nią szarpać, krzyknęła. 
- Nikt nie ma ochoty na ciebie patrzeć! Wynoś się!

Ktoś uparcie walił pięciami w zniszczone drzwi. 
- Przecież mówiłam! Zachowaj resztki godności i po prostu sobie stąd idź! 
- Otwierajcie, bo Elka zaraz przesunie komodę! - zawyła dziewczyna za drzwiami. - Ta przeszkoda nie zatrzyma jej na długo!

Marysia zagryzła wargę i przekręciła górny zamek w drzwiach. 

2 komentarze:

  1. Go Ana! Rzuc tego drania! Jestem ciekawa kiedy Tomek dowie sie, ze jest ojcem. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Darkowi juz dziękujemy ;) poproszę Macieja ;p

    OdpowiedzUsuń