piątek, 13 lutego 2015

Godzinę później - część 1

Miałam idealnie wyprostowane włosy i perfekcyjną kreskę na oku. Wyglądałam jak milion dolarów w gigantycznych szpilkach, które podwędziłam niezauważenie z szafy Marysi, obcisłej sukience i rockowej kurtce Karoli. Karola też nie schodziła z ceny, bo założyła obcisłe spodnie, bluzkę w kolorze cappuccino z głębokim dekoltem i wysokie koturny. Kiedy powiedziała mi, że wybieramy się na spacer, nie podejrzewałam, że będę musiała się wystroić jak na wybieg, żeby przejść Floriańską do Rynku głównego i z powrotem. 
Niestety w połowie naszego spaceru lekko zmodyfikowała swój pomysł. Wiedziałam, że do tego dojdzie, bo inaczej nie nalegałaby na to, że mam mieć perfekcyjny makijaż (róż i tusz do rzęs? Oszalałaś? Zrób się na dziką kotkę, mamy prawo błyszczeć na spacerze). 
Na SPACERZE. 
Idealna kreska na oku z okazji SPACERU. 
W połowie ulicy Floriańskiej zaczepił nas młody chłopak w kapeluszu i marynarce narzuconej na rozpiętą koszulę. Błyszczały mu oczy, kiedy prześwietlił nas od góry do dołu.  Podekscytowany wcisnął nam w dłonie kupony wejściowe do Loli. 

- Nie, my dzię...
- Jasne, super! - nie dała mi dokończyć. - Dzięki wielkie. 
Bylibyście w stanie uwierzyć w to, że zupełnie zapomniałam o Maćku? Naprawdę, wyleciało  mi z głowy, że ktoś taki istnieje. Widocznie wyparłam z pamięci jego postać, a może po prostu miałam za dużo na głowie. Poza tym, to on  miał mnie znaleźć, prawda? Nie powinnam się była wychylać w żaden sposób, on sam powinien zrobić wszystko, żeby do mnie trafić. 
To, że pracuje w Loli jako barman, też zupełnie mi umknęło i obudziłam się dopiero w momencie, kiedy schodziłyśmy schodami wyłożonymi czerwonym dywanem do podziemnego klubu i kiedy Karola odwróciła się do mnie przodem. 
- Co za zbieg okoliczności! - wypaliła. - Może natkniemy się na Maćka.
Maćka. Maćka. O jakim ona Maćku... O BOŻE. 
To właśnie wtedy straciłam panowanie nad sobą i zaczęłam uciekać w popłochu. Gdyby nie to, że biegłam pod prąd i niezadowoleni goście imprezy wygłaszali głośno swoje uwagi, już dawno pokonałabym rekordowy odcinek floriańskiej biegnąc na wysokich obcasach. 

- Opanuj się! - upomniała mnie dziewczyna. - Przecież nic się nie stało.

Wytłumaczyłam jej to, że faceci nie lubią, jak kobieta im się narzuca i, że kiedy mówią, że z pewnością ją znajdą, i że NAPRAWDĘ to zrobią to i tak zaraz po imprezie zaczynają mieć ją gdzieś i szukają kolejnej zwierzyny. 
I jeszcze to, że nie mam ochoty się na niego natknąć. Najmniejszej. 
- Czy może być coś bardziej upokarzającego niż szukanie faceta, który nie chce cię znaleźć? - zawyłam.
- Owszem – powiedziała ciągnąc mnie w stronę szatni. - Bardziej upokarzające jest latanie za facetem, który woli twoją najlepszą przyjaciółkę. 
- Hej, nie miej do mnie o to pretensji! I tak jestem przekonana, że się przesłyszałaś.
- Wątpię. 
- Mógł powiedzieć, „ A, no tak zawsze cię pragnąłem”. Niekoniecznie „Ano”. Mogłaś pomylić prosty zwrot „A, no” z moim imieniem. 
- Daruj sobie – popatrzyła na mnie zrezygnowana. - Nie chcę do tego wracać. 
Przytaknęłam. Oddałyśmy kurtki do szatni i schowałyśmy plastikowe kluczyki do staników (bezbłędny sposób na przetrzymywanie pieniędzy i kluczy od domu, a czasem nawet telefonu komórkowego), a potem poszłyśmy na sale taneczną. 
Nigdy nie byłam w Loli. Lola to najbardziej elitarny klub w Krakowie i jeśli nie jesteś bogatą utrzymanką swojego równie bogatego faceta, który równie dobrze mógłby być twoim ojcem, albo nie szukasz sponsora na jedną noc, albo chłopaka, który obiecał, że cię znajdzie i zupełnie przypadkowo jest barmanem – nie masz czego szukać w w tym klubie. 
Bo Lola to podziemny klub do którego schodzi się po czerwonym dywanie, gdzie ochrona odprowadza cię spojrzeniem nawet do łazienki. W tle leci jakaś ekspresyjna muzyka do której nie za bardzo wiesz jak się ruszać, ale laski, które polują na sponsorów z całą pewnością mogłyby się wić do niej jak węże. Wszyscy są ubrani jakby dopiero co wyskoczyli z okładki czasopisma i mają na nogach bajecznie drogie i wysokie buty, na których się nie potykają. 

Zwykli śmiertelnicy maja problem z chodzeniem na tak wysokim obcasie, ale nie goście Loli. Goście Loli płyną nad ziemią, a ich obcasy ciągnął się za nimi, a przy tym wyglądają bosko, nie maja pryszczy i puder im się nie waży z nadmiaru potu. Bo klienci tego klubu chyba w ogóle się nie pocą. 
Pasowałyśmy do tego klubu jak pięść do nosa. Albo jak Księżna Kate Middleton do naszego krakowskiego mieszkania. Albo jak Termit do Karoli, albo... 
Wszystkie ściany były wyłożone lustrami, żeby każda polująca na starszego amanta kobieta mogła widzieć wszystkie swoje ruchy i ewentualnie rozmazany tusz do rzęs. Wszędzie był puszczany dym i czerwone światła. Podejrzewam, że w pierwszy lepszym burdelu bywało przytulniej. 
Karola wspięła się na palcach i ponad głowami wszystkich znalazła wejście do baru. Pociągnęła mnie za rękę, a ja starałam się nie wywinąć kozła na moich niebotycznie wysokich obcasach. Po kilku metrach, które udało mi się przebyć nie wbijając nikomu łokci w żebra, dałam sobie spokój z przepraszaniem wszystkich dookoła, bo i tak zagłuszała mnie muzyka. 
Bar znajdował się w zupełnie innym pomieszczeniu, ale i tak w korytarzu łączącym salę taneczna z barem, wiła się cała masa gibkich kobiet. Wyglądały jakby właśnie szykowały się na casting do cyrku. Przefiltrowałam je wzrokiem i pogratulowałam sobie wyczucia stylu. Wszystkie panienki miały na sobie przyciasne sukienki, które nie pozostawiały zbyt dużego pola dla wyobraźni. 
Wciągnęłam powietrze, jakby od tego zależało, czy zobaczę Maćka. 
- Strasznie się wleczesz – szturchnęła mnie czarnulka. - Zajmę nam kolejkę. 
Zniknęła mi z oczu, bo z prędkością światła wbiła się do kolejki. Niepewnie rozejrzałam się dookoła. Znając moje szczęście Maciek faktycznie gdzieś tam była, ale pewnie już kilka razy zdążył o mnie zapomnieć. Albo dopiero co opuścił klub. I chociaż byłam przekonana, że ta historia nie skończy się szczęśliwie, ja w dalszym ciągu lustrowałam wzrokiem wszystkich gości w poszukiwaniu tego chłopaka. 
Chociaż nie powinnam, bo przecież miałam już swojego, nawet jeśli całkiem niedawno zdradził mnie z jakąś lafiryndą w piwnicy swojego bloku. 
Gdzieś tam głęboko, naprawdę, bardzo bardzo głęboko, tliła się w moim sercu iskierka nadziei, że może akurat nie mógł mnie znaleźć, chociaż tak bardzo się starał. Albo właśnie dał do drukarni moje zdjęcie i w ciągu kilku dni zobaczę swoją podobiznę na wszystkich słupach ogłoszeniowych. Albo napisał ogłoszenie w internecie, a ja po prostu akurat je pominęłam. Mógł mnie szukać. Miał tyle możliwości, a mi po prostu nie przyszło do głowy, żeby sprawdzić, czy gdzieś tam na świecie jest poszukiwana Ana. 

Nawet na to nie wpadłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz