niedziela, 28 września 2014

766 dni temu




Moje życie dopiero się zaczynało. Czułam to w kościach. 
Udało mi się zrobić rzecz niemożliwą – namówić rodziców na to, żeby ich jedyna córeczka rozpoczęła dorosłe życie wraz z rozpoczęciem szkoły średniej. Możecie mi wierzyć lub nie, ale ten plan z góry skazany był na niepowodzenie. A teraz stałam w przedpokoju zapuszczonego  mieszkania mojego wujka (stylizowane na typowo studenckie) i czułam, że mam na policzkach rumieńce z podekscytowania. 
Marysia, moja przyjaciółka, która również musiała przejść niejedno, żeby znaleźć się ze mną w tym miejscu, ścisnęła mnie za dłoń. 
- Powiedz, że to się dzieje naprawdę.
Ostatnie pudła z naszymi prywatnymi rzeczami nasi ojcowie wraz z wujkiem Tomkiem targali spod klatki schodowej do mieszkania numer 17. Nasze mamy – przejęte tym, że ich dzieci wylatują z gniazda zwanego domem – robiły dokładny obchód po pokojach. Wiedziałyśmy, że jest im przykro. Ale tak samo jak my miałyśmy świadomość tego, że sprawiamy naszym matkom ból w momencie, kiedy wyprowadzamy się z domu nie mając jeszcze 18 lat, tak one doskonale wiedziały, że więcej nie wytrzymamy w naszym rodzinnym miasteczku i prędzej spłoniemy na stosie niż zostaniemy tam na kolejne trzy lata naszego życia. 
Albo podpalimy nasze miasteczko. 
A teraz zaczynałyśmy nowy rozdział w naszym życiu. Kosmos. 
- Mario, wiesz, że jeszcze możesz zmienić zdanie. Nie wydaje mi się, żeby Tomek tu kiedykolwiek sprzątał... - zaczęła Eliza, mama mojej przyjaciółki.
Eliza była zadbaną kobietą po trzydziestce. Razem z moją mamą nie czuły się matkami w pełni, głównie dlatego, że urodziły nas w wieku 18 lat nieświadome tego z czym wiąże się rodzicielstwo. Do tej pory zapominają o tym, że są naszymi matkami i starają się życie brać garściami. Nie za bardzo wiedziały też jak odebrać to, że wyprowadzamy się z rodzinnych domów i rozpoczynamy nowe życie w Krakowie. Do tego stopnia są zakręcone, że najpierw ochoczo się zgodziły na nasz plan, a dopiero po konsultacji z innymi mamami stwierdziły, że chyba się odrobinę zapędziłyśmy. Nasze matki były przyjaciółkami i nas też traktowały jak dobre znajome, a nie osoby, które powinno się pouczać i przystosowywać do życia. Po pewnym czasie stwierdziły, że dadzą nam szansę na życie wielkim mieście. Dlaczego? 
Podejrzewam, że chciały podbić świat jeszcze przed czterdziestką, bo chociaż wyznawały zasadę „czterdziestka to nowa dwudziestka” to potrzebowały czegoś więcej. Ale czego – tego już nie wie nikt. 

- Będzie super – podskoczyłam zaciskając pięści pod brodą z radości.
- Tak, będzie... - mruknęła Marysia idąc za swoją mamą. - Pod warunkiem, że wpuścimy przed nami ekipę sprzątającą, potem dekoratora wnętrz i może jeszcze gosposię.
- No z tą gosposią to już przesadziłaś... - podsumowałam.
Życie nas nie rozpieszczało – z naszych przytulnych domów we wsi zabitej dechami przenosiłyśmy się do zapuszczonego mieszkania, w którym mieszkał facet. Facet. Już sam ten fakt wystarczył, aby można było wyobrazić sobie stan mieszkania.
- Nie wierzę, że się na to godzicie... - moja mama z niedowierzaniem pokręciła głową. - Aż boję się zajrzeć do pokoju Tomka...
- Kotku, zaglądanie samotnym facetom do pokoju to jak zaglądanie do paszczy lwa. Z tego nie wychodzi się cało – obwieścił mój tata. Postawił ostatnie pudła na klatce schodowej i pchnął je nogą, żeby nie utrudniały przejścia przez klatkę.

Ale my godziłyśmy się na to z prawdziwą przyjemnością. To znaczy, po wyrazie twarzy Marysi, która pociągała nosem tak, jakby coś jej śmierdziało mogłam wnioskować, że to ja wysyłam 90% radości do wszechświata. Miałyśmy przed sobą najlepsze lata życia. W końcu wyrwałyśmy się z domu! 

Kraków ciągnął nas za sobą jak na smyczy. 
Ale zupełnie zapomniał o kagańcach... 

10 komentarzy:

  1. W zasadzie nie wiem, co ja tu robię o tej porze (jutro o świcie trzeba wstać), ale bardzo, bardzo mi się podoba! I z przyjemnością będę monitorować projekt. :)

    Dużo frajdy i wytrwałości w publikowaniu! Bo o dobre przyjęcie wśród czytelników nie ma się co martwić. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jak fajnie, nie spodziewałam się publikacji tak szybko :) Super, czekam na ciąg dalszy :)
    Ps. Świetna nazwa :D

    OdpowiedzUsuń
  3. wiecej wiecej :-D za krootko, zdecydowanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plan jest taki, że w każdą środę i w każdą niedzielę poleci nowy odcinek. :)

      Usuń
  4. Krótko, ale przynajmniej jest apetyt na więcej! Czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nazwa bloga cudowna. Opowiadanie chętnie przeczytam w chwili wolnego :)

    OdpowiedzUsuń